Miasto Greenstone Falls nie jest już tym samym miejscem, do którego niegdyś przybył w poszukiwaniu pracy Red Dust. Postęp gna do przodu. Zmian nie da się zatrzymać. Polityka wkracza na pierwszy plan, a wraz z nią wizja oświetlonych, wybrukowanych dróg i nowoczesnych pojazdów poruszających się po nich. Nie tylko Greenstone Falls się zmienia, Comanche nie jest już tą samą osobą, która jeszcze niedawno walczyła o przetrwanie na swoim zapyziałym ranczu. Teraz to kobieta postępu, podążająca ku przyszłości. Nic więc dziwnego, że Red Dust nie widzi już tu dla siebie miejsca. Zdaje gwiazdę zastępcy szeryfa i rusza w kierunku Livingstone w Montanie. Z dala od cywilizacji. Przynajmniej na razie.
Oczywiście główny bohater nie byłby sobą, gdyby nie wplątał się w tarapaty. Montana rządzi się własnymi prawami, z których najważniejsze jest „prawo wierzchołkowe”, pozwalające na legalne rozkopywanie cudzych terenów, jeżeli żyła właściciela, w tym przypadku miedzi, wkracza na działkę sąsiadów. Bogate kompanie górnicze skupują na potęgę ziemię, rujnując przy tym życie mieszkańców, którzy niekoniecznie chcą być górnikami lub nie mają zamiaru sprzedawać swoich działek. Jak to na Dzikim Zachodzie bywa, zawodowi rewolwerowcy spod czarnej gwiazdy mają największą siłę perswazji. Greg i Hermann ponownie wracają do problemu wykorzystywania mieszkańców Dzikiego Zachodu w imię postępu i pieniędzy oczywiście. W końcu nie ma jednego bez drugiego. Niegdyś bezwzględni posiadacze ziemscy na różne sposoby zdobywali tereny, przez które miała przebiegać linia kolejowa, teraz kompanie górnicze niszczą zastany porządek w imię rozwoju. Miedź jest cenniejsza od złota. To z niej konstruuje się przewody telegraficzne, które znacząco wpływają na krajobraz urbanistyczny i społeczny kontynentu.
„Palec diabła” można traktować jako remake pierwszego albumu serii. Red po długiej wędrówce trafia na ledwo wiążące koniec z końcem ranczo Duncanów. Ojciec i wojowniczo nastawiona do świata córka w końcu, choć niechętnie, przyjmują go pod swój dach. Od tej pory akcja zaczyna toczyć się z szybkością rozprzestrzeniającego się po prerii ognia. Rodzinę Duncanów odwiedza trzech zabójców dowodzonych przez niejakiego Dana Wallacha. Wszyscy są znani Redowi, co czyni historię jeszcze bardziej emocjonującą i rzuca nieco światła na przeszłość rudzielca. Kolejne tajemnice wychodzą na jaw. Rozpoczyna się rozgrywka, w dużej mierze psychologiczna. Każdy z graczy wie, czym się ona zakończy, ale żaden z nich nie może być pewny jej rozstrzygnięcia.
Surowe tereny Montany stworzone z ogromną pieczołowitością ręką Hermanna są tłem dla kolejnego, lecz nieefekciarskiego i dość zaskakującego pojedynku rewolwerowców. Na planszach krystalizuje się charakterystyczny styl belgijskiego rysownika, do którego dzięki „Wieżom Bois-Maury” przyzwyczaili się już polscy czytelnicy. Ludzkie twarze w jego wykonaniu są coraz paskudniejsze, za to przyroda jeszcze piękniejsza. Wydaje się, że właśnie w tym tomie jest jej najwięcej. Spore wrażenie robią również plansze z fragmentami pozbawionymi koloru. Widać, że artysta odnajduje się doskonale zarówno w kolorze, jak i w czerni i bieli.
O ile „Red Dust” jest albumem o zawiązywaniu przyjaźni, powstawaniu większej całości i zwycięstwie dobra nad złem, o tyle „Palec diabła”, choć podobny w strukturze i dramaturgii, to kontynuuje także tematy znane z „Wilków z Wyoming”. Nie można zapomnieć o przeszłości. Nawet u progu cywilizacji da ona w końcu o sobie znać. Człowiek nie powstrzyma tego, kim jest. Niektórzy się nie zmieniają, lecz jedynie starzeją. Żeby przeżyć, muszą walczyć jeszcze mocniej. Inaczej zginą od kuli albo pod kołami nadjeżdżającego pojazdu gdzieś na wybrukowanej ulicy.
„Comanche: Palec diabła”
Scenariusz: Greg
Rysunek: Hermann
Prószyński i S-ka
2017
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu PROSZYŃSKI I S-KA za egzemplarz recenzencki.