Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Ostatni adamantowy samuraj

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
17.06.2017

Są tacy bohaterowie, których można bezwstydnie wykorzystać w medium wszelakim i najróżniejszej konwencji. Jednym z nich jest Wolverine. W latach 90. Pojawiał się gościnnie w każdym zeszycie Marvela, w jakim tylko mógł. Adamantium, zadziorność i agresja zwiększały sprzedaż. W 2000 roku Rosomak zadebiutował na dużym ekranie („X-Men” w reżyserii Bryana Singera). Odgrywający go Hugh Jackman skończył z tą rolą dopiero po zakończeniu zdjęć do „Logana” (reż. James Mangold). 17 lat na ekranie do szmat czasu potwierdzający popularność bohatera wśród publiczności nie tylko obcującej z komiksem. A przecież filmy z jego udziałem były lepsze i gorsze. Kiedy Logan święcił triumfy w kinie w 2004 roku, powstała miniseria „Wolverine: Snikt!” stworzona przez Tsutomu Nihei. Manga „Wolverine”! Rzecz dla wielu ortodoksyjnych fanów pewnie nie do pomyślenia. Ale przecież konotacje Logana z Japonią są silne od zawsze. Kiedy dołączył do nowego składu X-Men w latach 70.,potrafił zaskoczyć Cyclopa znajomością języka japońskiego. W Kraju Kwitnącej Wiśni stoczył zwycięską walkę ze swoją zwierzęcą naturą. Ożenił się z Japonką. Nawet jeden z filmów mu poświęconych został osnuty na kanwie wspomnianych wydarzeń. Wolverine i Japonia to połączenie idealne. Jak więc wypada miniseria „Snikt!”?

No cóż… Logan zostaje przeniesiony w czasie do 2058 roku przez mutantkę Fusę. Ziemia została opanowana przez Mandate’ów, którzy są pokłosiem nieudanego eksperymentu laboratoryjnego. Tylko adamantium może je unicestwić. Fabuła została tu potraktowana po macoszemu. Jest pretekstowa do bólu. Nie ma sensu doszukiwać się w niej choćby krzty oryginalności. Jeżeli wyłączy się mózg, skupi na nieuniknionej nawalance i porywającej warstwie graficznej, to można z tej historii zaczerpnąć nieco satysfakcji. Rysunki Tsutomu Nihei wgniatają w fotel niczym zapierające efekty specjalne letniego blockbustera. I taki właśnie jest ten komiks. Popcornowy.

Sceneria spustoszonego świata w niedalekiej przyszłości pozwala autorowi kreować mroczną, rozpadającą się rzeczywistość. Nihei umiejętnie balansuje między rozległymi przestrzeniami a klaustrofobicznymi tunelami. Przy czym nie musi w żaden sposób podkreślać, że coś jest ogromne, potężne, nieokiełznane, to po prostu się czuje i widzi. Nie skupia się na detalu, drugi plan zaledwie zarysowuje tak, by główny aktor mający ocalić świat przed apokalipsą nie zginął pod natłokiem szczegółów. To Wolverine jest najważniejszy. Można zarzucić twórcy „Blame”, że nie do końca miał pomysł na przedstawienie twarzy Logana, tak przecież charakterystycznej. Miejscami jest zbyt łagodna, taka szczeniacka, młoda, nienaznaczona trudnym życiem, jak gdyby opierająca się czasowi. Za to szał, zwierzęcą furię i nieokiełznany gniew Nihei potrafi przedstawić doskonale. Wtedy Wolverine nabiera rysów tego bohatera, od którego „w tym, co robi, nie ma lepszego, a przecież to, w czym jest najlepszy, nie jest zbyt przyjemne”. Kiedy rzuca się do ataku, nie ma na niego mocnych. W iście samurajskim stylu tnie hordy swoich przeciwników, nie dając złudzeń co do wyniku starcia, nawet gdy naprzeciw niego stanie superwielki Mandate w rozmiarze Godzilli (przecież w blockbusterach wszystko w finale musi być wielkie). Oglądanie zabójczej choreografii, z jaką porusza się podczas walki główny bohater, to czysta przyjemność.

Jeżeli ktoś szuka szybkiej, niewymagającej lektury, nie przeszkadza mu scenariusz pozbawiony zwrotów akcji, jest gotów przymknąć oko na zaistniałe naiwności, a warstwa graficzna odgrywa dominującą rolę w jego komiksowych preferencjach, to „Wolverine: Snikt!” jest komiksem dla niego. Poza tym dla wielu będzie on jedynie – albo aż – ciekawostką. Dla czytelników mangi, fanów superbohaterów i komiksu w ogóle. I raczej tak należy go traktować. Szkoda, że Nihei nie wycisnął więcej z tej historii. Dałoby się, z pewnością by się dało. A tak po lekturze dla bardziej wymagających czytelników zostaje tylko ten charakterystyczny adamantowy posmak rozczarowania. Snikt!

 

„Wolverine: Snikt!”

Scenariusz i rysunek: Tsutomu Nihei

Waneko

2016

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu WANEKO za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry