Dziwna sprawa. Bardziej odczułam ten album, niż go przeczytałam. A jeszcze dziwniejsze jest to, że komiks oparty właściwie na historii pozbawionej zwrotów akcji, wielkich wydarzeń oraz niezwykłych i intensywnych bohaterów potrafił tak bardzo zafascynować, przygwoździć uwagę i pozostać w pamięci jeszcze na długo po przeczytaniu. To historia bardzo intymna, a jednocześnie otwarta i dająca się czytać przez pryzmat osobistych konotacji. Długo czekaliśmy na polskie wydanie. „Codzienna walka” Manu Larceneta ukazuje się 13 lat po debiucie w 2003 roku pierwszej opowieści z czteroczęściowego cyklu, za to od razu w albumie zbiorczym. Można za jednym podejściem prześledzić historię życia Marco, fotoreportera prasowego zmagającego sie z kryzysem. Psychologia ukuła na to termin – „kryzys wieku średniego”, ale to daleko idące uproszczenie. Zbyt prosto byłoby też szukać źródła lęku w przemianach i zagrożeniach współczesnego świata, w którym jeszcze niedawno obiecywano nam rozwój i dobrobyt, a zafundowano tymczasowość i prowizorkę.
Główny bohater budzi się pewnego dnia w apogeum swojego uporządkowanego, biegnącego zaplanowanym torem samorealizacji życia, sparaliżowany lękiem. Ni z tego, ni z owego postanawia przerwać obiecującą współpracę z gazetą, czyszcząc jednocześnie swoją osobistą przestrzeń z wszystkich wykonanych wcześniej zdjęć. Dobry ruch, można by rzec, nowe otwarcie, pusta przestrzeń, idealny punkt wyjścia, by zacząć od nowa. Tylko po co?
Bo jednocześnie ten pierwszy napad lękowy zapoczątkowuje proces refleksji i świadomość przemijania. A taka świadomość uaktywnia w Marco blokadę, każdy krok paraliżuje, każdy ruch wydaje się banalny i bezsensowny zarazem, każdy wybór uruchamia lawinę kolejnych wyborów, które często przestają dotyczyć tylko nas samych, a wiedza o tym przytłacza. Ze strachu przed podejmowaniem decyzji i ich konsekwencjami, z codziennej walki Marco wybiera unik. Zawieszenie. Skupia się na serii codziennych małych zdarzeń, spacerów z aparatem bez wyraźnego celu, wizyt u rodziny bez zapowiedzi, przypadkowych spotkań z ludźmi bez znaczenia. A może jednak wszystkie te rzeczy mają na nas wpływ znacznie większy niż wydarzenia przełomowe? Wizyta u ojca może być ostatnią, historie przypadkowych ludzi mogą przeplatać się z naszymi własnymi, zdjęcie wykonane pozostawionym przedmiotom może być ostatnim świadectwem na czyjeś istnienie, a ucieczka też jest częścią walki.
Przemijaniu emocjonalnemu towarzyszy przemijanie przestrzeni. Ze świata, który znamy, znikają elementy, które go trwale budowały, usuwając nam punkty odniesienia, a nawet grunt spod nóg. To także napawa lękiem, burzy poczucie bezpieczeństwa. Ubywa miejsc, z którymi wiązały się wspomnienia. Znikają osoby. A jeśli zjawiają się nowe, to otrzymują nas obarczonych bagażem zaszłości, które są zmuszone z nami dźwigać, zresztą one same także nie są niezapisanymi kartami, a ich historie potęgują rozczarowanie. Chcesz wiedzieć, jak kończy się ta historia? Otóż ona nigdy sie nie kończy. Będzie biegła do dnia, w którym Marco umrze, a potem będzie towarzyszyć jego dzieciom i dzieciom ich dzieci, bo to codzienna walka wszystkich pokoleń. Bo to też twoja historia.
Nagrodzona za najlepszy komiks na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angoulême w 2004 i 2005 roku opowieść jest formą autobiografii. Larcenet, ojciec dwojga małych dzieci, muzyk punkrockowy, jako dyplomowany rysownik, autor komiksów prasowych i humorysta, który współpracował z francuskimi gazetami codziennymi, otwarcie przyznaje się do napadów lękowych i wieloletniej psychoterapii. Rysowanie historii Marco mogło pełnić funkcje terapeutyczne i rozliczeniowe. Tym bardziej fascynuje podejście Manu do arcypoważnego, depresyjnego tematu z humorystyczną kreską, groteskowym przerysowaniem bohaterów, odpowiadającym stylowi krótkich form gazetowych historyjek obrazkowych, których twórcą Larcenet przecież przez długie lata był. To wrażenie niepoważnych opowiastek dla dzieci nagle przełamuje kombo hiperrealistycznych, czarno-białych, statycznych, cyzelowanych precyzyjną kreską i skupionych na detalu rysunków-fotografii. Jakby elementów świata rzeczywistego przeszczepionych do alternatywnej linii czasowej komiksowych zdarzeń. Kreskówkowym bohaterom przeżywającym swoje historie w kreskówkowych plenerach towarzyszą nasycone naturalizmem fotograficzne kadry, które podkreślają rozdzielenie świata rzeczy błahych od ważnych, przy czym ta hierarchia ulega przewartościowaniu. Gdy zaczyna się miłość, Marco fotografuje artystyczne akty i detale ciała po pierwszych nocach ze swoją dziewczyną. Gdy musi przejść żałobę po śmierci ojca, dostajemy serię detali, osobistych drobiazgów, przedmiotów codziennego użytku należących do staruszka. Kiedy nowy właściciel zamyka stocznię, Marco angażuje się społecznie w dokumentację końca pewnej epoki – oglądamy cykl portretów strajkujących stoczniowców, będący świadectwem całej klasy społecznej, która wraz z upadkiem stoczni i obumarciem przemysłu jest skazana na niebyt. A gdy Marco zostaje ojcem, z równym zaangażowaniem co stoczniowców zaczyna fotografować – detal po detalu – pluszaki swojej córeczki. W 2004 roku, przed czasem Instagrama, było to pewne myślowo-spostrzeżeniowe novum. Dziś taki przerywnik jest na porządku dziennym – coś przykuwa moją uwagę, robię fotę komórką, dokładam czarno-biały filtr, po czym #hasztagujęalbonie i przeplatam tymi zdjęciami linię dokumentowania własnych przeżyć. Czasami zadaję sobie pytanie, czy takie świadectwo będzie jedynym, jakie po nas zostanie.
Jedyne, czego mogę żałować z wrażenia, jakie pozostało we mnie po absorbcji „Codziennej walki”, to brak dystansu czasowego, jaki oddzielał poszczególne części w oryginalnym cyklu wydawniczym, w którym zapis życia Manu pokrywał się z czasem oczekiwania na gotowy album. Czytelnik więc miał poczucie – i szansę – dorastania razem z Larcenetem. Toczył własną codzienną walkę, przeżywał straty, podnosił się z upadków, patrzył, jak znikają należące do przeszłości totemy otaczającego go świata, i starzał się z głównym bohaterem. Ten czas, ten dystans, to niewątpliwa wartość dla tego typu historii. Elementarnej, pozbawionej wielkich zdarzeń czy wzniosłych idei, za to pozostawiającą przestrzeń otwartą dla refleksji.
„Codzienna walka”
Scenariusz i rysunek: Manu Larcenet
Wydawnictwo Komiksowe
2016
W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.