„Wilki z Wyoming” i „Czerwone niebo nad Laramie” to jak do tej pory najbrutalniejsze tomy z serii „Comanche”, a zarazem najlepsze. Ową brutalność wprowadza do komiksu Grega i Hermanna niejaki Russ Dobbs, przywódca gangu braci Dobbsów, zwanymi Wilkami z Wyoming. Terroryzują oni okolicę i mają zamiar zgarnąć pieniądze Stowarzyszenia Hodowców przeznaczone na rozwój miasta Greenstone Falls. Autorzy poruszają w obu albumach kolejne klasyczne westernowe motywy. Do tej pory śledziliśmy walkę Reda Dusta i spółki z nieuczciwym posiadaczem ziemskim i z Indianami. Czas przenieść akcenty na „zwykłe” bandyctwo, z którym można poradzić sobie jedynie przy użyciu rewolweru.
Greg i Hermann kładą nacisk na rozwój bohaterów, a w szczególności na Reda Dusta. Na tle gangu Dobbsów i przybyłego znikąd tajemniczego wielebnego głoszącego słowo boże nasz rudzielec, który wybawił ranczo Triple Six już z niejednej opresji, staje w nieco innym świetle. Spory, które toczy przez większość akcji „Wilków z Wyoming” z kaznodzieją, potwierdzają tylko, że Dust jak wielu mu podobnych nie potrafi dopasować się do nadchodzących zmian. Dziki Zachód jest dla niego domem. Nadchodząca cywilizacja powoli, ale systematycznie będzie go z tego domu usuwała. Kowboj taki jak on odejdzie do lamusa, choć skończy na śmietniku historii, pozostanie wierny sobie. Każdy ma wybór. Wielebny Brian Braggshaw pojmuje zmiany kształtujące rzeczywistość. Ewangelizacja Dzikiego Zachodu staje się sposobem na życie, szansą na odcięcie się od przeszłości, jest także próbą oszukania samego siebie. Ze spotkania obu mężczyzn rodzi się wzajemny szacunek, okupiony krwią, utratą dumy, odkupieniem i honorem. Dziwna relacja brutalnie zakończona przez gang Dobbsów.
Oba tomy łączy szaleńczy wyścig z czasem. Zdążyć uratować przyjaciół i dotrzeć do pieniędzy przed przebiegłymi, bezwzględnymi i morderczymi Dobbsami. Zdążyć powstrzymać Russa przed kolejnymi zabójstwami. Zdążyć wymierzyć sprawiedliwość. Greg z Hermannem doskonale wiedzą, jak budować napięcie. Umiejętnie wykorzystują grono postaci, które do tej pory pojawiło się na łamach serii. Świetnie operują scenerią Dzikiego Zachodu, budując atmosferę osaczenia i pustki. Stawiają pozytywnych bohaterów pod ścianą i każą im się wspinać na wyżyny swoich umiejętności. Walka toczy się o przeżycie. Nie ma tu mowy o jakiś przypadkowych rozwiązaniach na zasadzie deus ex machina. Wszystko jest zaplanowane, konsekwentne, rozważone.
W tomie „Czerwone niebo nad Laramie”, który jest bezpośrednią kontynuacją wątków „Wilków z Wyoming”, Dust w imię przysięgi złożonej wielebnemu Braggshaw rusza w pościg za Russem Dobbsem i jego nieoczekiwanym wspólnikiem. Ścieżka została naznaczona krwią niewinnych przez parę bandytów. Hermann jak nikt potrafi uchwycić w kadrach chwile pełne cierpienia. Skala przemocy rośnie w tomie czwartym do granic możliwości. Z każdą planszą powoli zostają odrzucone wartości klasycznego westernu. Strzały w plecy, zabijanie bezbronnych, wieszanie szeryfów, poniżanie ofiar. Spirala zła została nakręcona. A my nie mamy wątpliwości, że to prawdziwy Dziki Zachód (choć czy dzisiaj jest mniej dziki?), daleki od romantycznego wizerunku znanego z kina lat 50. ubiegłego wieku.
Autorzy niszczą legendę samotnego jeźdźca wymierzającego sprawiedliwość w imię dobra. Nie ma wątpliwości, że działania Reda Dusta są wynikiem szlachetnych pobudek, ale aby tym razem wymierzyć sprawiedliwość, należy odrzucić wszystkie swoje ideały. Stanąć w opozycji do samego siebie. I choć zdajemy sobie sprawę, że w pewnych chwilach nie da się postąpić inaczej, to działania rudzielca są nad wyraz dwuznaczne. Kwestią dyskusyjną i nigdy nierozstrzygniętą jest metoda, którą wybrał Dust. Linie między sprawiedliwością a zemstą, między dobrem a złem są tu niemal niewidoczne.
W dylogii poświęconej Wilkom z Wyoming Greg i Hermann uruchomili lawinę zmian. Zmienia się Dziki Zachód, co chwilę pojawiają się tam kolejne wynalazki cywilizacji. Zmieniają się bohaterowie postępujący wbrew sobie. Zmienia się postrzeganie rewolwerowców. Tylko prawo rewolweru pozostaje wciąż to samo. Na razie. Do tego będzie potrzeba długich lat. Jednocześnie obaj twórcy jak tylko mogą starają się między całą to przemocą uchwycić piękno krain, które są tłem dla dynamicznej akcji. Hermann z głębokim wyczuciem kontrastuje sielską przyrodę, piękną, ciągle naturalną, jeszcze nieskażoną działalnością człowieka z przypominającym piekło miastem Laramie –kolejnym przybytkiem rodzącej się cywilizacji. Gołym okiem widać, jak Hermann się rozwija. Kolory każdej kolejnej planszy są coraz bardziej nasycone. Drugi plan żyje. Perspektywa zachwyca pomysłowością. Niektóre sceny są tworzone w iście hollywoodzkim stylu na czele z najbardziej widowiskową próbą powstrzymania przejazdu dyliżansu przez stary most.
Przed nami jeszcze wiele tomów poświęconych przygodom Comanche i jej załogi z Triple Six. Wydaje się, że tarapaty, które na nich czekają, będą już tylko większe, a zmiany gwałtowniejsze. To nie jest Dziki Zachód dla honorowych kowbojów. Zostaje tylko melancholia. Przy okazji trzeciego i czwartego tomu Greg i Hermann potwierdzają starą prawdę, że człowiek człowiekowi wilkiem. Zrobili to nie pierwsi ani nie ostatni, ale w sposób na tyle dosadny i poruszający, aby lektura ich dzieła zakorzeniała się w pamięci czytelników.
„Comanche: Wilki z Wyoming”, „Comanche: Czerwone niebo nad Laramie”
Scenariusz: Greg
Rysunek: Hermann
Wydawnictwo Komiksowe, Prószyński i S-ka
2016
W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU i PRÓSZYŃSKI I S-KA za egzemplarze recenzenckie.