Często nadmierna tajemniczość czy enigmatyczność wypowiedzi bardziej psuje, niż uatrakcyjnia proces komunikacji, szczególnie w sytuacji gdy to nadawca początkuje dialog i świadomie miesza wątki, ukrywając istotne dla zrozumienia komunikatu znaczenia. Ta zasada odnosi się głównie do zwykłej, codziennej sytuacji, ale wcale nie musi być też wiodąca w sztuce. Bo twórca wręcz powinien szukać nowych środków wyrazu, powinien tworzyć znaczeniowe kalambury, żonglować motywami, ukrywać sensy, a nawet jątrzyć czy irytować swojego potencjalnego odbiorcę. Powinien, ale za intrygującą formą, za ciemnym płaszczem zagadkowej narracji powinna też kryć się naga, piękna i silna sama w sobie treść, istota każdej podejmowanej na nowo opowieści.
Z „Przemianą” Szymona Kaźmierczaka mam właśnie ten problem. Zasadniczy: nie zrozumiałem w ogóle idei przekazanego mi komunikatu. Choć dość atrakcyjnie podany i wzbudzający pozytywne emocje przed lekturą i w jej trakcie, na koniec zostawia po sobie spory niedosyt – jakbym tylko przez moment dostrzegł jedynie kontury większej całości, nieświadomie przeoczając jej fundamentalny kształt i sens. O ile doceniam wykreowany przez Kaźmierczaka świat, posługiwanie się przez niego cytatami kultury, sprawnie uchwycony mrok Kafkowskiej prozy czy oniryczność tekstów Schulza, fragmentaryczność wypowiedzi (uruchamiającą zawsze szare komórki czytelnika), a nawet tę nieznośną miejscami atmosferę niepokoju i ogólnej degrengolady społeczności przedstawionej w komiksie, o tyle niemożność zarysowania jakiegokolwiek sensownego szkieletu całej opowieści lekko drażni, zwłaszcza po zakończeniu lektury, kiedy już wszystko wiemy, a i tak zostajemy z niczym. Na pewno nie pomaga też przeładowanie plansz kadrami tonącymi w czerni, bardzo nieczytelnymi, które w wielu miejscach są zupełnie zbędne, jakby autor jeszcze nie miał wyczucia opowiadania między wierszami. Zdecydowanie za mało jest też większych, szczególnie całostronicowych ilustracji, gdyż to one są najjaśniejszym punktem komiksu. Biorąc pod uwagę powyższe, najbardziej rozczarowuje właśnie ten dysonans – braku wyrazistości fabuły obudowanej dużą liczbą zupełnie niepotrzebnych kadrów (pokazywania wręcz krok za krokiem sekwencji kilku mało znaczących zdarzeń). Rozwiązanie akcji i wyjaśnienie większości niedopowiedzeń narracji za pomocą „skanu” stron fikcyjnej gazety „Dekadent” też nie jest cechą dobrego scenariusza, który kolejne karty historii powinien raczej odkrywać w trakcie prowadzenia narracji – aż do jej ostatecznego rozwiązania. Co prawda po części tak robi, ale niezbyt fortunnie, i koniec końców pozostaje tylko konsternacja: „To już? Tyle? I o to tyle hałasu?”.
Nieprecyzyjność scenariusza implikuje także chaotyczność poszczególnych epizodów, które zupełnie do siebie nie przystają, jedynie sprawiają takie wrażenie. Wątki malarza i dziewczyny są doklejone na siłę, jedynie w postaci byłego żołnierza można dostrzec jakiś konkretny związek przyczynowo-skutkowy. Oczywiście wszystkie one wchodzą z sobą w różne interakcje, ale niczego poza naciąganymi powiązaniami do całej historii nie wnoszą. Dobrym wyjściem jest tu wprowadzenie „bohatera zbiorowego”, ponieważ budowanie akcji na zasadzie przypadkowego „ocierania się o siebie” poszczególnych dramatis personae może prowadzić historię w bardzo różnych kierunkach. Wszak nie ma nic bardziej inspirującego od przypadku. Gdybym jeszcze dostał na koniec od autora jakieś małe katharsis, umiejętne połączenie wątków czy przynajmniej oświetlenie innych dróg interpretacji wynikających z otwartego zakończenia, przyjąłbym „Przemianę” z całym dobrodziejstwem inwentarza. Na razie czekam z niecierpliwością na jego bardziej przemyślaną (lub mniej przekombinowaną) opowieść. Może uda mu się dokonać spektakularnej „przemiany” autorskiej lub gatunkowej wypowiedzi.
„Przemiana”
Scenariusz i rysunek: Szymon Kaźmierczak
Wydawnictwo Komiksowe
2016
W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.