„Pjongjang” Guya Delisle’a ma w sobie niezwykłą moc i niezaprzeczalną błyskotliwość. „Kroniki birmańskie” okazały się lekturą niezwykle ciekawą. Odkryły przed czytelnikami kawałek tajemniczego kraju, który nie ma w sobie takiego medialnego potencjału jak choćby Izrael. „Kroniki jerozolimskie” w końcu doczekały się dodruku i jest to znakomita wiadomość nie tylko dla fanów twórczości kanadyjskiego komiksiarza, lecz także dla wszystkich wielbicieli komiksów z najwyższej półki i ludzi szukających po prostu nieprzeciętnej lektury. Bowiem „Kroniki jerozolimskie” są dziełem nietuzinkowym. Całość zaczyna się dość niemrawo, z kadrów wieje nudą, jednak wraz z kolejnymi planszami robi się coraz to bardziej interesująco. Jerozolima – główna bohaterka dzieła Delisle’a – jest pełna absurdów, co autor bezlitośnie wykorzystuje, celnie punktując ją raz za razem.
Jednak myli się ten, kto uważa, że Delisle ma zamiar robić czarny PR stolicy niestolicy (ta polityka) Izraela. To po prostu znakomity obserwator wychwytujący najdrobniejsze szczegóły, które budują to będące w ciągłym napięciu miasto. Utkane z dziesiątek anegdot „Kroniki jerozolimskie” mają szansę stać się podstawowym przewodnikiem turystycznym po jednym z najświętszych miejsc świata. Pokazują to, czego nie można zobaczyć w mediach codziennych. Choć trzeba przyznać, że komentarze często są dość zjadliwe. Rok, który Delisle spędził ze swoją rodziną, to za krótko, aby zrozumieć to miasto (czy to w ogóle jest możliwe?), jednocześnie na tyle długo, by zacząć się zachowywać jak jej mieszkańcy. Popadać w niezbyt eleganckie nawyki, potrafić przewidywać wypadki czy w końcu mieć własną jarmułkę – niezbędny gadżet dający przepustkę w niejedno miejsce.
W połowie komiksu Jerozolima ustępuje nieco pierwszego planu ludziom poznanym przez autora i ich historiom. Wątek palestyński jest obecny niemal od początku, ale nie dominuje w dziele. Oczywiście mur bezpieczeństwa mający chronić żydowską ludność przed Palestyńczykami wkrada się w kadry tak często, jak to tylko możliwe. Checkpointy zaś są widokiem bardziej naturalnym od drzew oliwnych. Tragiczne opowieści przeplatają się z komicznymi. Dramat jednych jest szczęściem innych. Kawałek ziemi, po którym przyszło stąpać Delisle’owi, wydaje się najbardziej irracjonalnym miejscem na świecie. Nie ma tu oceny, krytyki ani moralizatorstwa. Jest tylko doświadczanie i próba jak najwierniejszego przekazu tych doznań. Czasem zupełnie zwyczajnych, jak wycieczka do zoo czy kąpiel w morzu, a czasem pozbawionych jakiegokolwiek sensu, jak próba zwiedzania miejsc świętych.
Kluczowym dla „Kronik jerozolimskich” wydaje się zdanie wypowiedziane przez Delisle’a po bójce księży różnych wyznań w bazylice Świętego Grobu. „Dziękuję, mój Boże, że stworzyłeś mnie ateistą”. Bowiem nie da się ukryć, że nie tylko polityka, lecz także religia sprawiają, że Jerozolima (i pewnie cały Izrael) to miejsce dalekie od ideału. Po raz wtóry okazuje się, że religia jedynie dzieli. Jest wymówką do legalnego czynienia zła w imię wyższe. Zamiast miłości, miłosierdzia czy pojednania dominuje zazdrość, walkę o władzę, małostkowość, nienawiść i głupota. Na szczęście nie wszyscy duchowni są tacy. Na przykład luterański ksiądz mający całkiem niezłą kolekcję komiksów organizuje dla Delisle’a pracownię w swoim kościele. Z takich kontrastów składają „Kroniki jerozolimskie”. Dzielnice pełne śmieci przenikają się z bajkowymi widokami. Hałas z ciszą, ortodoksja z liberalizmem. Paradoksalnie ateistyczna postawa pozwala zajrzeć w głąb Jerozolimy. Dostrzec i przekazać więcej.
Charakterystyczne proste, czytelne, skupiające się na najważniejszym szczególe ilustracje autora doskonale oddają treści, które chce opowiedzieć. Rzutuje na to doświadczenie zebrane przy pracy nad filmami animowanymi. Grube, czarne kreski prowadzą nas przez kolejne dzielnice Jerozolimy. Niepozorne rysunki wzmacniają wydźwięk komiczny wielu scen. Potrafią też niezawodnie oddać absurd danej sytuacji. To zdziwienie malujące się na twarzy Delisle’a jest nie do podrobienia. Pewnie takie same miałbym, oglądając filmy Barei.
Jego poczucie humoru jest nieprzeciętne. Tym samym czytanie tego obszernego dzieła staje się jeszcze przyjemniejsze. Zresztą bije z prac Kanadyjczyka szczerość, której mogą mu pozazdrościć inni reportażyści. Pewnie wynika to z tego, że mieszka on z rodziną w miejscach, które odwiedza. Nie jest to podróż nastawiona wyłącznie na jego pracę (tutaj prym wiedzie żona). 12 miesięcy trzeba sobie jakoś ułożyć. Znaleźć place zabaw dla dzieci, kupić samochód, dopasować się do planu zajęć syna i córki, rozgryźć uliczne korki. Zrobić zakupy, wyjechać na festiwal komiksowy i wrócić z powrotem (co jest o wiele trudniejsze). Każda sytuacja to zderzenia kultur, idei i postaw, z których rodzą się te czasem zabawne, czasem tragiczne, częściej zaskakujące anegdoty. Perspektywa ojca i komiksiarza nadaje pracom Delisle’a uroku i wyjątkowości, z którą koniecznie trzeba się zapoznać.
„Kroniki jerozolimskie”
Scenariusz i rysunek: Guy Delisle
Kultura Gniewu
2016
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.