Słowackiego, Mickiewicza, Norwida – w zasadzie to bez różnicy, wszędzie jest tak samo, wszędzie można trafić na podobne sytuacje, na bliźniacze atrybuty osiedlowego życia. W każdej dzielnicy polskiego miasta, niezależnie od jej proweniencji, wydarza się polska codzienność. Rodzą się mniej lub bardziej błahe historie, które zawsze – przy odrobinie talentu – można kreatywnie zindywidualizować, upiększyć czy upoetycznić. Dokładnie tak jak zrobili to autorzy „Słowackiego.”. I może Ameryki przy tym nie odkryli, ale też nie zrobili całkiem źle czy niepotrzebnie. Jest bowiem w tym ilustrowanym tomiku coś osobliwego, co odnosi się do ludzkiej potrzeby szerszego oglądu rzeczywistości, jednostkowego patrzenia na otoczenie i jednoczesnego wyjścia poza siebie, poza przyblokowy trawnik, ponad dachy wieżowców, tam gdzie deformują się podstawowe znaczenia naszej egzystencji i gdzie zaczyna się poezja.
„Słowackiego.” to właśnie taki prosty i poetycki zarazem komunikat, świadectwo, że zawsze można spojrzeć inaczej na otaczającą nas rzeczywistość – dostrzec więcej szczegółów, zależności i przyczyn, dotknąć towarzyszących wydarzeniom skojarzeń czy detali, przedefiniować niektóre słowa, a nawet zmienić je na obrazy i odwrotnie. Trudno wyobrazić sobie do tego celu narzędzie lepsze niż komiks – medium przecież bardzo gościnne, przyjmujące z otwartymi ramionami wszelkie formalne eksperymenty, mogące wchłonąć niemal każdą ze sztuk, każdą z idei. Twórcy tego krótkiego albumu „komiksowego” jedną z takich idei sobie założyli i, trzeba powiedzieć, pieczołowicie ją zrealizowali – opowiedzieli dostępnymi i najlepszymi dla siebie środkami o swoich prywatnych (w domyśle uniwersalnych) chwilach, urwanych fragmentach życia, które ich ukształtowały i zdefiniowały, na stałe już lokując się w ich optyce oglądu i opisywania świata. I tę optykę bardzo łatwo się przyswaja, mimo że nieustannie krąży gdzieś pomiędzy, rzadko kiedy zbliżając się do sedna opowieści. Ta łatwość to również efekt ścisłej współpracy scenarzysty i rysownika, którzy przez świadome, namacalne wręcz połączenie słowa z obrazem sprawili, że wszystkie te historie wpadają w nas „przy okazji i całkiem przypadkiem”.
Łączenie słowa z obrazem nie odbywa się w „Słowackiego.” jedynie na poziomie wizualnym, formalnym, gdzie otrzymujemy najpierw słowo, a zaraz potem jego dokładną bądź metaforyczną wizualizację (coś jak w staropolskich emblematach). Co prawda autorzy głównie w ten sposób z nami się komunikują, ale jednocześnie próbują dać nam coś więcej, z jednej strony bawiąc się zależnościami warstwy graficznej i językowej cechującymi komiks, z drugiej zaśswobodnie korzystającz liberalnych dobrodziejstw sztuki poezji. I o dziwo, w tym połączeniu to rysunki Sosny wypadają bardziej poetycko niż teksty Jarka. Oczywiście mają one swoistą składnię i odpowiedni wierszowany rytm, także treść i dobór słów (nawet wrzucane gdzieniegdzie inwektywy) są dalekie od zwyczajnych narracji, ale dopiero w ilustracjach widać bogactwo tak typowych dla poezji środków stylistycznych. Mamy tu metafory, hiperbole, synekdochy, powtórzenia, a także kontrastowanie ze sobą pojęć czy ujmowanie i dodawanie niektórych znaczeń (że o epizodzie z animalizacją bohaterów czy nawiązaniach do mitologii i klasyki literatury nie wspomnę). Jeśli pobieżnie przejrzy się album, ta teza może dziwić – kadry są tu bowiem tworzone według prostego schematu, a rysunki na pierwszy rzut oka odrzucają, pełno w nich brzydoty, smolistej czerni, smutnych twarzy i wyzierającej z każdego kąta depresji, ponadto gruba kreska i mocny kontrast trzymają nas z dala od jakichkolwiek poetyckich uniesień – jednak przy uważnym czytaniu strona graficzna oddaje nam przyjemność lektury z nawiązką, odkrywa przed czytelnikiem swoje drugie, głębsze ja.
Całość tworzą fragmenty wyrwane z pełniejszych historii, skojarzenia i skrawki, jakby krótkie listy pisane do znajomych o mniej lub bardziej istotnych zdarzeniach, gdzie ludzkie emocje nierozerwalnie są kojarzone z otoczeniem,w którym to nieustannie się rodzą – strach kryje się za przewróconymi drzwiami do piwnicy, żal wchłaniają krople rozlanego na stole piwa, empatia wpada do reklamówki z ostatnią bułką, kompleksy odciskają się jak ślady palców na zdjęciu, ciekawość przykuca gdzieś przy oknie, marazm zasypia pod stolikiem, a senne marzenie ucieka, gdy znajdzie się zbyt blisko szpary między ścianą a łóżkiem. Większość z nas kojarzy podobnie, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy, dopiero później na wspomnienie na przykład bolesnej kłótni najbardziej pamiętamy dziwną plamę na suficie, która beznamiętnie towarzyszyła zdarzeniu i do której nieustannie wędrował nasz wzrok. Przez tę bliskość i jednocześnie dystans odczuwania, przez zaproponowaną formę i użyte przez autorów narzędzia „Słowackiego.” wygrywa i z komiksu bardzo przeciętnego zmienia się w projekt intrygujący, ciekawy, konsekwentnie eksplorujący ideę autorów. Dokładnie jak „Wszystkie nieprzespane noce” Michała Marczaka – obraz, który jako tradycyjna fabuła byłby nie do zniesienia.
„Słowackiego.”
Scenariusz: Igor Jarek
Rysunki: Judyta Sosna
Kultura Gniewu
2016
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.