Kiedyś tylko kryzysowa sytuacja zmusiłaby mnie do zjedzenia kostki gorzkiej czekolady, dzisiaj z przyjemnością zjadam całą tabliczkę. Podobnie sprawa przedstawia się z serią „Chew” Johna Laymana i Roba Guillory. W poprzednich dwóch tomach, choć trafiały się specjały, całość smakowała jak herbata z jedną łyżeczką cukru – nijako. Ale do trzech razy sztuka, jak mówi stare (nie kligońskie) przysłowie. W „Delicjach deserowych” autorzy raczą czytelnika świetnym menu. Jak sama okładka wskazuje, w opowieści przyjdzie nam zasmakować tygrysa szablozębnego i kurożaba. Do karty dań wraca nasz stary znajomy Mason Savoy, a Tony Chu przedstawia swoją rodzinę.
I to właśnie dwa ostatnie smakołyki są ucztą dla duszy. Oba zostały wykorzystane w 15. zeszycie serii, rozgrywającym się w Święto Dziękczynienia. Wiadomo, że w ten dzień nie może zabraknąć na świątecznym stole indyka. Co tam prohibicja! Dla tradycji można złamać prawo. Nawet jak się ma w rodzinie do bólu przestrzegającego prawa policjanta. Tak sobie to wymyślił Layman. Na tle porąbanego stróża prawa pokazał porąbaną rodzinę, idealnie oddając świąteczny nastrój za pomocą standardowych kretynizmów (wszyscy wiemy, o co chodzi, w końcu gwiazdka za pasem). Ten intymny pierwiastek z życia Tony’ego sprawił, że w końcu stał się on bliski czytelnikowi. Hej! Ten cybopata oprócz brata, któremu złamał szczękę, ma jeszcze innych członków rodziny! Oliwkę odkryjesz sam, drogi czytelniku.
Zanim Tony odwiedza rodzinny dom, Mason Savoy z niezwykłą swojej posturze delikatnością konsumuje ucho głównego bohatera (to samo, którego pozbawił go w pierwszym tomie), wgłębiając się w bukiet informacji z życia Tony’ego. To czułe do granic podniebienie wychwytuje ten jeden szczegół, który z pewnością zaważy na losach obu panów. Guillory znakomicie rozrysował tę kameralną ucztę, kontrastując z sobą duże kadry przedstawiające twarz Savoya z setkami małych kwadracików ilustrujących cybopatyczne dochodzenie. Dzięki emocjom malującym się na twarzy Masona udało się Guillory zbudować pełną napięcia scenę, która notabene jest najspokojniejszą z dotychczasowych tomów. Właśnie takich fragmentów budujących wyjątkowy nastrój brakowało do tej pory.
Poza tym akcja jak zwykle brnie ostro do przodu. Gdzieś na horyzoncie majaczy wielki spisek. Opowieść się rozrasta. Oprócz Masona powracają inni bohaterowie, choć to jego powrót wpływa na historię najlepiej. Wątki się zazębiają, a nowe tajemnice są odkrywane. Oczywiście Layman nie byłby sobą, gdyby nie okrasił „Delicji deserowych” humorem i różnymi kulinarnymi wynaturzeniami. Tony i Colby muszą sobie poradzić z ekskluzywnym Klubem Smakosza, w którego menu można skosztować mięsa mamuta czy wspomnianego już tygrysa szablozebnęgo. W komiksie pojawia się kurożab, czyli skrzyżowanie kury z żabą, smakujący jak prawdziwy kurczak. Po zniszczeniu wszystkich plantacji galasowiny to właśnie kurożab ma być panaceum na brak drobiu.
„Delicje deserowe” to najlepszy tom z serii. Głównie dzięki temu, że Layman w końcu zdecydował się na rozwinięcie postaci Tony’ego Chu. Odkrycie skrawków przeszłości i wprowadzenie jego rodziny nadają opowieści nieco tragikomicznego tonu. Okazuje się bowiem, że cybopatyzm niekoniecznie jest największą udręką głównego bohatera. Ciekawie też rozwija się romans Tony’ego z Amelią Mintz. Ta minka à la Charlie Brown, którą robi glina z FDA po spotkaniach z panną Mitz, jest naprawdę słodka. Layman i Guillory w końcu narobili mi smaka.
„Chew: Delicje deserowe”
Scenariusz: John Layman
Rysunek: Rob Guillory
Mucha Comics
2015
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.