„Przysmak konesera”, czyli początek serii „Chew”, pozostawił niedosyt charakterystyczny dla pierwszych tomów komiksowych seriali. Layman i Guillory narobili czytelnikom smaku, którego efektem ma być zapoznanie się z dalszymi losami głównego bohatera ich komiksu – Tony’ego Chu – cybopaty pracującego w Amerykańskim Departamencie Żywności i Leków. Po lekturze „Międzynarodowego smaku” pozostaje dziwne uczucie rozczarowania podanym daniem. To jeszcze nie zgaga, nie niestrawność, ale już lekki niesmak wynikający z dość chaotycznego przyrządzenia. Layman wprowadził w pięciu zeszytach składających się na drugi tom zbyt wiele wątków i bohaterów.
Wylizawszy się z ciężkich obrażeń, do akcji wkracza na nowo John Colby, były partner Tony’ego z filadelfijskiej policji. Choć „były” to za dużo powiedziane, ponieważ Layman zrobił z niego również obecnego partnera, w dodatku jego twarz teraz częściowo przypomina Terminatora... Brat Tony’ego znów wpada w tarapaty. Panna Mintz powoduje szybsze bicie serca u głównego bohatera. Tajna agentka Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa wchodzi mu w drogę. Pojawia się tajemniczy Wampir i sławny kogut Poyo. A osią historii jest galasowina, tajemniczy smakujący jak kurczak owoc rosnący na Yamapallu, jednej z najsłabiej zaludnionych wysepek na zachodnim Pacyfiku. Rządzi nią karzełkowaty gubernator pragnący stworzyć na niej raj dla miłośników kurczaka. Potrzebni są mu do tego najlepsi kucharze i tony galasowiny.
Historia wydaje się dość prosta. Niestety, Layman niepotrzebnie ją co rusz komplikuje. Tak jakby za szybko chciał wprowadzać nowe wątki i nowych bohaterów. Ostatecznie nie mam pojęcia, czy mamy do czynienia z komiksem humorystycznym, kulinarnym, sensacyjnym, paranormalnym, detektywistycznym, czy przygodowym. Oczywiście te elementy mogą z sobą udanie koegzystować, ale tak nie jest w „Chew”. Żaden z wymienionych gatunków nie dominuje w opowieści, a tym samym Layman nie potrafi wytworzyć charakterystycznego klimatu dla swojej serii, chyba że za taki uznany panujący na kartach komiksu chaos. Wszystko toczy się za szybko. Brakuje też w „Międzynarodowym smaku” silnego antagonisty. Kogoś takiego jak Mason Savoy, który dość mocno uprzykrzył życie agenta Chu w pierwszym tomie. Wampir nie spełnia takiego zadania.
Za to Layman doskonale radzi sobie w mikroepizodach wykorzystujących cybopatyzm Tony’ego. Zastanawiam się, na jak długo starczy mu udanych pomysłów na prezentowanie tej dziwnej umiejętności-przypadłości. Choć i tutaj nie mogło zabraknąć gagów zahaczających o jedzenie ekskrementów (mam nadzieję, że to nie będzie główne źródło żartów w całej serii), to motyw z przypadkowym odkryciem morderstwa jest jednym z lepszych fragmentów „Międzynarodowego smaku”. Za to brakuje scenarzyście konsekwencji w budowaniu charakteru agenta Chu. Czasem to twardy macho potrafiący wybawić z największych niebezpieczeństw swoją wybrankę, innym razem fajtłapowaty odmieniec niepotrafiący poradzić sobie z nielubiącym go szefem. Nieustraszony tchórz. Na podstawie tych różnych cech Layman w sporej mierze opiera akcent humorystyczny komiksu, więc ta niekonsekwencja w jakimś stopniu wydaje się uzasadniona. Albo jest zupełnie przypadkowa.
Na niezmiennym poziomie pozostaje kreska Roba Guillory. Nieco schematyczna, umowna, lecz pełna dynamiki. Znakomicie nadająca się zarówno do ilustrowania gagów, jak i scen akcji. W tym całym chaosie to rysownik odnajduje się najlepiej. Ciekawie też operuje kolorem, dobierając do każdego rozdziału dość stonowaną paletę barw, ale też nie boi się przeciwstawić jej żywego różu, który dość często pojawia się na planszach „Międzynarodowego smaku”. Nie wiem, czego zapragnie – albo i nie – skosztować Tony Chu w swojej następnej przygodzie, miejmy tylko nadzieję, że będzie to danie, którym przyjdzie nam się rozkoszować w pełni. Na razie przygody agenta cybopaty są jak galasowina. Smakują jak kurczak, ale to nie kurczak.
„Chew: Międzynarodowy smak”
Scenariusz: John Layman
Rysunek: Rob Guillory
Mucha Comics
2015
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.