Przyznaję, „Tytusa, Romka i A’Tomka” czytałem ostatnio na początku lat 90. ubiegłego stulecia. Czuć zatem w tym przypadku dość mocny przeciąg historii. Od tego czasu zaszły nieodwracalne zmiany w społecznej świadomości i sposobie myślenia. Dawne pomysły i projekty ewoluowały w dużo bardziej rozwinięte byty, co nie znaczy, że w bardziej wartościowe. Tak było na przykład z wieloma muzycznymi idolami mojej młodości, tak też się stało – jak się okazało – z przygodami nieogarniętego, uczłowieczanego przez polskich harcerzy szympansa. W „Elemelementarzu” niestety nie ma dawnej szalonej pomysłowości ani dowcipnego polotu Papcia Chmiela. Gdzie się podziała jego kształtująca mój dziecięcy świat wyobraźnia? Czy to zwykłe zmęczenie materiału, czy raczej znak naszych czasów? W to drugie nie wierzę, bo obecnie powstaje dużo świetnych komiksów skierowanych do młodszego czytelnika, z kolei w to pierwsze po prostu nie chcę wierzyć. Jednak trochę żal, szczególnie gdy pamiętamy czasy, w których Henryk Jerzy Chmielewski tworzył Wyspy Nonsensu, zabierał nas w podróż do innych epok, eksplorował kosmos i wnętrze Ziemi czy też uczestniczył w ekologicznej akcji w Bieszczadach. Każda z tych historii miała ciekawy drugi plan, zmyślną fabułę, była też pełna charakterystycznego „papciowego” humoru, bogata w awanturniczą przygodę, edukacyjne wstawki oraz tę jedyną w swoim rodzaju życiową logikę Tytusa (nie wspominając o wszelkiej maści „lotach” czy innych wynalazkach Profesora Talenta).
Może właśnie i przede wszystkim w „Elemelementarzu” zabrakło mi tej fabularności. Wiem, takie było „podręcznikowe” założenie, ale jednak! Myślę, że warto byłoby się trochę pogłowić i wymyślić jakąś spójną historię przedstawiającą naukę czytania i pisania (która naturalnie połączyłaby tę skondensowaną wiedzę), a nie budować całość na mniej lub bardziej udanych skrawkach czy epizodach rozrysowanych na kilku kadrach czy jednej planszy. Za dużo tu bowiem przypadkowości i chaosu tematycznego. A szkoda, bo Papcio Chmiel zawarł w komiksie dużo ciekawego materiału, miejscami nawet zabawnego i nośnego edukacyjnie. Młodego czytelnika niestety może rozboleć głowa od ilości i szybkości pompowanej wiedzy, bez gwarancji, że w ogóle będzie coś z tego pamiętać. A mamy tu prawie wszystkie podstawy szkolnych zajęć językowych i nie tylko – jest i poprawna pisownia, polski alfabet, trochę interpunkcji, grafologii, są polskie znaki diakrytyczne, a także uzależnione od nich znaczenia niektórych wyrazów, jest i problem amerykanizacji języka, mamy również frazeologię, typografię, liternictwo czy kilka zasad kaligrafii, a wszystko to opakowane obrazowymi przykładami oraz odniesieniami do historii języka i kultury.
Materiał jest zatem naprawdę imponujący – gdyby go tylko odpowiednio sfabularyzować, nadać przyjemny kształt bez ucinania czy rozwlekania niektórych wątków, otrzymalibyśmy nowoczesny, alternatywny komiksowy elementarz, który można byłoby polecić otwartym i mądrym rodzicom, a ja jako filolog i eksdziecko z dużą rozkoszą dałbym się porwać tej językowej przygodzie. Bo bawić, ucząc, Papcio Chmiel potrafił zawsze. Grunt, żeby wrócić do korzeni. Trzymam kciuki, a na razie udaję się na poszukiwania Wysp Nonsensu.
„Elemelementarz”
Scenariusz i rysunek: Henryk Jerzy Chmielewski
Prószyński i S-ka
2015
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu PRÓSZYŃSKI I S-KA za egzemplarz recenzencki.