Jestem z tych, co chętnie oszukaliby przeznaczenie, bo nie wierzę w nasz z góry zapisany los, tkanie go przez siłę wyższą, ciągłe mierzenie i w odpowiednim momencie przycinanie. Bo w takim wypadku świat byłby tylko teatrem, a my aktorami na kontrakcie, bo wówczas to wszystko nie miałoby sensu. „Trzy cienie” Cyrila Pedrosy są opowieścią o przeznaczeniu i próbie jego oszukania, a jej głównym bohaterem staje się Louis, ojciec małego Joachima, po którego los wyciąga swoje trzy pary rąk. Czy gniew, strach i wiara w życie mogą zmienić układ już rozdanych kart? Znacie tę historię? Pewnie tak – większość z nas w podobnych sytuacjach staje naprzeciw zagrożeniu w towarzystwie tych trzech uczuć: gniewu, strachu i wiary. Różnią nas jedynie formy i narzędzia prowadzonej walki.
Pedrosa w swoim rajdzie przeciw przeznaczeniu użył metafory, czy bardziej – motywu drogi. Louis i Joachim ze swojej bezpiecznej przystani uciekają bowiem przed przeznaczeniem w szeroki świat, na wielkie wody, aby w ostateczności na końcu świata poświęcić siebie – każdy po swojemu, ojciec i syn. To jednak nie wszystko, do worka z przeznaczeniem, poświęceniem i motywem drogi autor dorzuca jeszcze całkiem pokaźną liczbę innych literackich i kulturowych składników. Mamy zatem wątki takie, jak: porzucanie bezpiecznego azylu, obronę dziecięcej niewinności, nieświadomość istnienia zła, wkraczanie w wielki świat, uczenie się obcowania z Innym, wyciąganie wniosków z nowych sytuacji, brania odpowiedzialności za swoje czyny, dojrzewanie do trudnych decyzji, wielką inicjację, sprzedawanie duszy, godzenie się ze stratą bliskich, ale też bogatą problematykę: skrajnych rodzicielskich postaw, zbrodni i kary, wolnej woli, rozprzestrzeniania się zła w świecie, utożsamiania go z człowiekiem, pogardy dla bliźniego i zbawiennej właściwości karmy. Tyle z pamięci, więc zakładam, że jest tego dużo więcej. Więcej tematów, znaczeń i toposów powtykanych w każdy zakamarek czy kąt kadru. Warto je odkrywać powoli, niespiesznie, sukcesywnie układając misternie tkaną przez Pedrosę opowieść z pogranicza dwóch światów – tego rzeczywistego i tego magicznego. Tak, bo mamy tu również pewną baśniowość, która jednocześnie stwarza i porządkuje świat „Trzech cieni”.
Na szczęście owa baśniowość nie jest nachalna, spełnia tutaj bardziej funkcję lekkiego okrycia fabuły niż całkiem realnej, namacalnej i pokazanej wprost materii świata przedstawionego. Podobnie jest ze stroną graficzną i językową – w większości są to ulotne obrazy i słowa (częste onomatopeje i wkomponowanie dialogów w obraz, a nie standardowy dymek), budujące opowieść podświadomie (naturalnie powstającej w naszych głowach) oraz porządkujące te bardziej i mniej realne zdarzenia, w których uczestniczy na początku cała rodzina, a następnie tylko Louis i Joachim. Gdy wspólnie uciekają z domu osaczonego przez trzech jeźdźców, dostają się na okręt, a później na tajemniczą wyspę, skąd wyruszają w dalszą, już bardziej oniryczną podróż, i gdy następnie zmieniamy na chwilę światy i bohaterów opowieści, by domknąć jeden z wątków, to jest to cały czas jedna i ta sama historia, z jednym bohaterem i z jednym najważniejszym motywem, dla którego właśnie została opowiedziana. Spójność tę widać nie tylko w fabule, w przedstawianiu różnorodnej treści, ale i w formie, w zaskakująco niejednolitej (pomimo powyższego) warstwie graficznej. Pedrosa bowiem postanowił bardziej w obrazach niż słowach pokazać cały wachlarz ludzkich emocji i uzależnioną od nich percepcję otoczenia – to nie tylko operowanie kształtem postaci (od rysunku cartoonowego, przez szkic czy zarys jedynie podstawowej ludzkiej mimiki, aż do zredukowania sylwetek do kilku szybkich, nerwowych i niedokładnych pociągnięć pędzlem), ale przede wszystkim zmiana samej techniki rysunku i wykorzystanych narzędzi. Poza tradycyjnymi ołówkiem i piórkiem występuje też węgiel, a nawet pędzel, pod koniec jest też trochę sławnej techniki Thomasa Otta, czyli wydrapywania linii na pokrytej czarną farbą desce/planszy.
„Trzy cienie” mają zatem wiele do zaoferowania czytelnikowi – zarówno graficznie, jak i fabularnie, a w pewnym stopniu i emocjonalnie. Warto jednak przekonać się o tym samemu, bo to bardzo intymna historia. Warto osobiście poznać też jej zakończenie – poetyckie, niewymuszone i ulotne jak cała opowieść. Cyril Pedrosa na szczęście nie uciął jej po mojrowsku, lecz wolną puścił na wiatr. Reszta jest już nasza, nie przeznaczenia.
„Trzy cienie”
Scenariusz i rysunek: Cyril Pedrosa
Kultura Gniewu
2015 (drugie wydanie)
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.