Dzieci są przyszłością świata. Nadzieją na lepsze jutro. Zanim jednak nastanie ich czas, ciągle są głodne, wypełniają po brzegi pieluszki, śpią całymi dniami i płaczą nocami. Takie tam ogólniki o negatywnym zabarwieniu. W rzeczywistości jest zgoła inaczej albo zupełnie tak samo. Zostawię tę kwestię do rozstrzygnięcia każdemu z was. Tak czy inaczej maluchy są naszą przyszłością. Hazel na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od innych bobasów. No, może poza tym, że ma śliczne małe rogi i skrzydełka. Nic to w porównaniu z dziećmi rodzącymi się z sześcioma palcami u rąk. Mała śpi, robi kupki, ssie cycka. Wymaga opieki. Wszystko w najlepszym porządku, ale jest pewne „ale”. Hazel jest owocem miłości Alany, przedstawicielki Brzegu, i Marka, mieszkańca Wieńca, dwóch zwaśnionych ras, które toczą z sobą wyniszczającą wojnę w całym wszechświecie. Jak przystało na mieszańca, Hazel jest w centrum zainteresowania głównodowodzących Brzegu i Wieńca. Alana i Marko mają zostać zlikwidowani, a ich dziecko dostarczone żywe. Normalne problemy kochającej się kosmicznej rodziny.
W drugim tomie „Sagi” scenarzysta Brian Vaughan nie zwalnia tempa. Tak jak przystało na space operę, akcja gna do przodu, zaprowadzając czytelnika w najróżniejsze zakątki wszechświata. Jednak prawdziwą siłą komiksu są jej bohaterowie. Pacyfista Marko, porywcza Alana, nieszczęśliwie zakochany łowca głów Uparty i jego Kłamliwa Kotka, zimny książę Robot IV i wiele innych drugo- i trzecioplanowych postaci. Vaughan jest mistrzem dialogów. Z perfekcją opanował posługiwanie się wulgaryzmami, przez co konwersacje całej gamy charakterów brzmią naturalnie, niezależnie od poruszanego tematu. Nie pozwala sobie nawet na cień fałszu. Za ich sprawą perfekcyjnie niczym Tarantino (ale nie ten z „Django”) buduje napięcie i je rozładowuje. Co najważniejsze, każdy zeszyt potrafi zakończyć naprawdę mocnym cliffhangerem. Stronice przewracają się same.
Rysunki Fiony Staples doskonale współgrają ze scenariuszem, podkreślając jego najważniejsze cechy. Artystka nic sobie nie robi z praw rządzących rozrywkowymi komiksami. Dlatego, drogi czytelniku, nie ujrzysz tu kobiet z biustami opierającymi się zasadom grawitacji, z dekoltami sięgającymi pępka albo jeszcze niżej. Najważniejszy jest charakter, choć kobietom „Sagi” nie brakuje także urody. Staples skupia całą swoją uwagę na postaciach, delikatnie tylko zarysowując drugi plan. Tła są ubogie w szczegóły, a główną rolę odgrywa w nich piękna kolorystyka. Każdy zeszyt rozpoczyna się i kończy splashem, poza tym nie pozwala sobie na większe fajerwerki, dzięki czemu jej ilustracje są doskonałym nośnikiem emocji.
Vaughan jako ojciec dwojga dzieci z pewnością przeniósł swoje rodzicielskie doświadczenie na karty „Sagi”. Wychowując swoje potomstwo, jesteś skazany na podejmowanie niełatwych decyzji i przeżycie ekstremalnych zdarzeń, nawet jeżeli jest to tylko „błaha” zmiana pieluszki lub próba odbicia maleństwa. Może dlatego „Sagę” czyta się tak dobrze? Dla jednych problemy wychowawcze Alany i Marka oraz spotkanie z teściami/rodzicami będą tylko gwarancją komicznych gagów, dla innych przypomnieniem starych czasów albo historią na czasie. Tym bardziej że Vaughan nie moralizuje. Nie mądrzy się. Raczej wykorzystuje cały wachlarz uczuć i doświadczenie do stworzenia wiarygodnej opowieści o istotach z rogami na czole, skrzydłami na plecach, monitorami zamiast głów… Podróży rakietą-drzewem w głąb kosmosu. Ucieczce pięknych Romea i Julii przed wojną i zepsuciem, którzy mają na swoich rękach jeden, mały (na oko trzykilogramowy) świat. Tak kruchy, bezcenny i piękny, będący ich przyszłością.
Udaje mu się to w najdrobniejszym szczególe.
„Saga”, tom 2
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunek: Fiona Staples
Mucha Comics
2015
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.