– Ale czy komiksy nie zabijają wyobraźni, pokazując wszystko jak na dłoni?
– A czy kino wyłącza myślenie i stępia wyobraźnię, bo pokazuje ruchome obrazki? Komiks, tak jak kino i inne efekty artystycznych działań, jest świadomą i przemyślaną pod względem koncepcji oraz użytych środków i technik sztuką układania obrazów w jedną bardziej lub mniej spójną opowieść. Dodatkowo w komiksie nie interpretujemy jedynie słów czy odpowiednio zmontowanych obrazów, a każdy z tych składników osobno, ale i wspólnie, wyróżniając przy tym ich wzajemne zależności oraz wszystko to, co jest pomiędzy nimi (kadrami), a co nie zostało przez autora pokazane i musi być przez nas dopowiedziane.
– To chyba mówimy o dwóch różnych rzeczach.
– Chyba tak...
To fragment jednej z wielu rozmów, które prowadzę już od kilku lat, czyli od czasu zainteresowania się przeze mnie sztuką opowiadania obrazem. Od kilku lat cierpliwie tłumaczę tym, którzy chcą podjąć dyskusję, czym komiks jest, a przede wszystkim – czym na pewno nie jest. I choć bywa ciężko, zawsze robię to z przekonaniem i pewnym uczuciem satysfakcji. Jest to tym cenniejsze doświadczenie, że rodzące się w dyskusji nowe tematy i szersze perspektywy nieustannie kształtują mnie jako czytelnika i nie pozwalają zamknąć mi się w zbyt ciasnej – jak na tę formę sztuki – klatce jednotorowo wypracowanej teorii. Oczywiście bez niej ani rusz, bo każde zjawisko musi być zdefiniowane, jednak definicja taka powinna być elastyczna i otwarta na wszelkie zmienne, będące cechą przecież każdej dziedziny życia. Grunt, żeby każdą teorię dostosować do odbiorcy, jego nastawienia do przekazywanej informacji oraz stopnia rozumienia tematu. Bo – jakkolwiek byśmy nie próbowali – określony przekaz trafia tylko do określonych odbiorców. Nie ma uniwersalnego komunikatu jako takiego, trafiającego bezwzględnie do wszystkich. Nawet takie proste zdanie jak: „Komiks jest sztuką”, wielu od razu odrzuci jako nieprawdziwe. Wykorzystane środki, forma czy język – wszystko to określa zarówno nadawcę, jak i odbiorcę (czy raczej wymyślonego sobie przez nadawcę odbiorcę w przypadku zamkniętego w czasie i przestrzeni wykładu). Jest to z jednej strony bardzo ograniczające, jeśli chodzi o fortunność aktu komunikacyjnego, ale z drugiej – pozwala wytworzyć bardzo konsekwentny, autorski i spójny komunikat. Myślę, że Scott McCloud ma na tyle otwarty umysł (a przynajmniej miał 20 lat temu, kiedy powstawał „Zrozumieć komiks”), że potrafił w swojej pracy stworzyć nie tylko wykład spójny i konsekwentny w swojej formie, ale i przeznaczony dla bardzo szerokiego (choć ograniczonego) kręgu odbiorców.
Rozmowa, którą autor podejmuje z czytelnikiem w „Zrozumieć komiks”, cechuje się przede wszystkim subiektywizmem i żywą formułą, wręcz intuicyjną narracją (co jest raczej niemożliwe w tym przypadku, ale takie wrażenie sprawia). To cały czas jest teoretyczny, przeładowany wiedzą i przykładami wykład, jednak – co najważniejsze – pozostaje myślą własną, autorską, wyłożoną we właściwej jej formie i daleką od naukowych gorsetów. Nie znajdziemy tu przypisów, cytatów czy polemik, co w tym przypadku jest akurat wielką zaletą, ale dostaniemy za to masę wyjaśnień i jeszcze więcej rozrysowanych wzorów omawianych zjawisk. Każdą niemal myśl autor wspiera bowiem konkretną ilustracją – gdy na przykład opowiada o angażowaniu innych zmysłów niż wzrok podczas lektury komiksu, pokazuje, jak można odbierać z narysowanych na papierze obrazów/symboli dźwięk, zapach lub smak, jeśli zaś mówi o ruchu w komiksie, rysuje wszystkie sposoby jego przedstawienia w tym medium itd. Nie idzie także w żadnym z podejmowanych wątków na skróty, tłumacząc poszczególne tematy krok po kroku, tak aby każdy, nawet tylko trochę zorientowany czytelnik, mógł przyswoić sobie podstawowe techniki, pojęcia i zjawiska charakteryzujące komiks od początku jego istnienia w kulturze.
Komunikacyjność wykładu McClouda wzmacnia jego cartoonowa forma, co pieczołowicie tłumaczy sam wykładowca – rysunek uproszczony sprawia, że ze względu na jego uniwersalność bardziej identyfikujemy się z bohaterem, postacią czy narratorem opowieści, który jest bardziej głosem w naszych głowach, umownym konceptem, niż realną, odrębną osobą, próbującą nam coś wytłumaczyć i przekonać nas do swoich racji. Ponadto taka prostota stylu nie musi pociągać za sobą prostoty prowadzonej opowieści (vide komiksy Jacka Świdzińskiego), a wręcz przeciwnie – uruchamia wyobraźnię czytelników jeszcze bardziej niż rysunek bardzo szczegółowy, realistyczny, który bardziej służy do przedstawiania świata zewnętrznego. Cartoon to pewnego rodzaju symbol reprezentujący nasz świat wewnętrzny, z całym jego sztafażem niedopowiedzeń, wieloaspektowości, absurdów i paradoksów. Nie sposób opisać tu wszystkich komiksowych teorii McClouda, warto jednak wspomnieć, że prawie wszystkie są stymulujące i zachęcają tak do dyskusji, jak i głębszej ich analizy. Oczywiście nie wyczerpują też tematu, bo w tej formie byłoby to raczej niemożliwe. Ale takie było właśnie zamierzenie autora – opowiedzieć o rzeczach według niego najważniejszych, swoim językiem i przy wykorzystaniu najlepiej opanowanych narzędzi. Resztę musimy dopowiedzieć sobie sami, przeanalizować już podane czy wymyślić zupełnie nowe koncepcje. Bo „koniec końców, otrzymujemy tyle, ile sami z siebie dajemy”.
Coś jednak po lekturze „Zrozumieć komiks” otrzymałem. Na pewno większe pole manewru w podejmowanej przeze mnie od kilku lat dyskusji. Możliwość nadbudowania swoich, wynikłych z doświadczenia i interpretacji, argumentów mocnym, rzeczowym, ale i dość otwartym językiem teorii Scotta McClouda. Na przykład moje podświadome poczucie istnienia kilku poziomów interpretacji w komiksie i widzenie niewidzialnego, trudnego do określenia, nazywanego przeze mnie dopowiadaniem sobie znaczeń, będę mógł teraz pewnym głosem wyłożyć jako „dookreślenie”, które na kartach swojej pracy rysownik tłumaczy z taką lekkością – obraz w komiksie nigdy nie jest dosłownym przedstawieniem znaczenia, zawsze dookreślamy jego sens, interpretujemy go, a umiejętność ta (dostrzeżenia niezaistniałych/niepokazanych na papierze sytuacji/ruchów, głównie tego, co jest między kadrami) pozwala nam skonstruować z niepełnych elementów ciągły, jednolity przekaz. Każdy to potrafi? No właśnie! To nie bezwolny proces układania sekwencji nieruchomych obrazków, to zawsze była, jest i będzie „sztuka” opowiadania obrazem, słowem i zależnościami między nimi. Komiks zatem to dla mnie jeden wielki proces dookreślenia. Między kadrami dopowiadamy historię (która w zależności od użytych środków, sposobów opowiadania czy łączenia kadrów jest bardziej lub mniej odkryta przez autora), a tym samym dopełniamy jej ogólny obraz. Każdy z osobna i na swój sposób.
„Zrozumieć komiks” jest więc całkiem przydatnym kompendium. Ale dla kogo? Pomimo prostej formy, jasności wykładu, podzielenia całości na poszczególne rozdziały oraz tego, co powyżej, myślę, że jednak i mimo wszystko nie jest to pozycja dla laików. Dużo więcej wyniosą z niej zainteresowani tematem, mający już jakieś doświadczenie w tej materii, rozróżniający środki i formy, którymi posługują się autorzy komiksów, widzący te zależności i chcący sobie w pewien sposób usystematyzować zdobytą dotychczas wiedzę. Wielką krzywdę zrobilibyśmy, polecając komuś ten komiks jako pierwszy w ogóle. Myślę, że najpierw trzeba pokazać w praktyce (na wybranych, sztandarowych pod względem formy i języka albumach), co w komiksie może być fascynujące, i nauczyć naturalnie odczytywać wszystkie składowe tego medium, a dopiero później odsłonić wieczko z mechanizmem już nazwanej i poznanej maszyny. Wówczas każdego ucieszy ten moment, gdy zobaczy, jak wszystkie trybiki wskakują na swoje miejsce.
„Zrozumieć komiks”
Scenariusz i rysunek: Scott McCloud
Kultura Gniewu
2015
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.