Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Aby do Zajezdni

Autor tekstu: Szymon Gumienik
20.12.2014

Tramwajami jeżdżę od niepamiętnych czasów, znam niejedną anegdotkę czy ścinającą krew w żyłach historię z tego jedynego w swoim rodzaju środku transportu, jednak nie dane mi było uczestniczyć jeszcze w takim wydarzeniu, o jakim w swoim debiutanckim komiksie opowiada Tomasz „Spell” Grządziela. I dzięki Opatrzności za to, bo jest to dość przerażająca historia i wbrew pozorom niezbyt odbiegająca od naszej racjonalnej i określonej społecznymi normami i prawami rzeczywistości. Wszystko zatem przed nami. Czytając „Ostatni przystanek”, można wywnioskować, że jego autor także spędził pół życia w tramwajach i ma do nich dość osobisty stosunek, że od dawna poznaje i rejestruje życie, czy bardziej – ludzkie zachowania i wynikające z nich sytuacje, odgrywane codziennie (w każdym miejscu naszego kraju posiadającym trakcję tramwajową) przy wtórze charakterystycznego stukotu kół, hałasu otwieranych drzwi, z perspektywy niewygodnych i zniszczonych siedzeń oraz w towarzystwie mniej lub bardziej absorbujących uwagę współpasażerów. Siłą napędową całej historii jest wprowadzenie archetypowych postaci „tramwajowych” i podkręcenie ich cech do maksimum. Nie muszę chyba wspominać, że w większości są to niezbyt lubiane powszechnie cechy i że jedyne do czego mogą doprowadzić skumulowane na tak niewielkiej powierzchni, to mała, prawie prywatna, ale totalna w swoim rozmiarze apokalipsa. Chcecie może już wysiąść? Myślę, że w tym wypadku (o ile jesteśmy w domu) możemy bezpiecznie dojechać na ostatni przystanek.

Kogo spotkamy podczas jazdy sponsorowanej przez młodego gdańszczanina? Jak już wspomniałem, są to wzorcowe przykłady miejskiej i tramwajowej fauny – mamy bezdomnego, który nie tylko przysypia na wysiedzianym przez godziny kursów miejscu, ale dosłownie tworzy sobie dom i miejsce pracy na szynach, mamy nieprzyjemnych, agresywnych kanarów (bo przecież inaczej być nie mogło), jest też trochę młodzieży, pasażerów walczących na spojrzenia, zrezygnowana maszynistka i oczywiście crème de la crème miejskiej komunikacji – starsze osoby używające zamiast słowa „przepraszam” swojej drewnianej laski. Grządziela wyczuł dokładnie ten klimat i uczynił z niego punkt zapalny swojej historii, przekraczając przy tym wszelkie granice realizmu i nie naciskając podczas tej szaleńczej jazdy ani razu hamulca bezpieczeństwa. Jednak zupełnie mu się nie dziwię, bo – chyba każdy przyzna – nie ma nic bardziej irytującego jak przepychająca się łokciami, depcząca po butach i fukająca osoba, której jedynym argumentem takiego zachowania jest starszy wiek. Nie ma kompromisów.

Przejaskrawienia, hiperbole, kontrasty, karykatury, szarża fabularna to nie jedyne zalety debiutu Grządzieli – notabene bardzo dojrzałego jak na taką formę (cartoonowa kreska, przesadna kolorystyka) i przekazywane treści (funkcja czysto rozrywkowa, miejscami zbędna brutalizacja, bardzo bliska motywom wykorzystywanym przez kino gore). Jest tu coś równie ważnego jak użyte środki stylistyczne czy umiejętne kadrowanie i dbałość o każdy szczegół, a mianowicie świetna orientacja w popkulturze i bardzo oryginalne wykorzystywanie/łączenie jej wytworów. Czego tu nie ma? Hobbitów na przykład. Jest za to adrenalina, są pościgi, wybuchy (chyba), dewastacja miasta (jak w każdym szanującym się ostatnio filmie akcji), jest też trochę narodowej psychozy (moherowe bojówki), fantastyki (realizmu magicznego), dramatu psychologicznego, mamy tajne eksperymenty, pojedynek na spojrzenia (nie wiem tylko, czy w samo południe), pojawia się także japońska kultura (w pięknej interpretacji mangowej stylistyki), kontroler-terminator kierujący tramwajowym transformersem (ukłon w stronę popularnego ostatnio kina sf/komiks), a całość wieńczą walające się bebechy (wspomniany gore) oraz sztandarowe filmowe ujęcia w postaci konającego bohatera odpalającego swojego ostatniego papierosa oraz ogólnego planu ukazującego „krajobraz po bitwie”. Mieszanka iście wybuchowa, która de facto wybucha. Buum (!)

Nie wiem, czy to wszystko brzmi zachęcająco, ale na pewno dawno nie bawiłem się tak beztrosko i myślę, że Tomaszowi Grządzieli warto dać kredyt zaufania i kupić bilet na jego szaleńczy kurs, bo przede wszystkim to bardzo udana przygoda i zabawa w odkrywanie autorskich skojarzeń, interpretowanie popularnych w innych mediach motywów i klisz oraz sprawdzanie, jak na pozór nieprzystające do siebie elementy tworzą bardzo ciekawą nową jakość. Z jednej strony to niekontrolowany śmiech, z drugiej zaskakujące, narastające poczucie lekkiego zagrożenia. Tym bardziej zaskakujące, że w komiksie nie pada ani jedno słowo, nawet „wyrazy” dźwiękonaśladowcze zostały zastąpione piktogramami. Ale tak właśnie wyglądają nasze miejskie podróże – albo są to wycięte z szablonu formułki, albo zwykły bełkot smalltalku, i trzeba mieć nie lada samozaparcia, aby chcieć się wsłuchać w te irytujące brzęki. Spell odrobił to zadanie bardzo dobrze, wsłuchał się w głos ludu i dowiózł nas wraz z nim (z małymi przygodami) aż na ostatni przystanek. Nawet można byłoby usłyszeć na końcu odgłos otwieranych drzwi, gdyby tylko takie zostały. Czekam zatem na kolejną jazdę z Gdańska. Może tym razem wypłyniemy z jego portu na szersze wody? Pomyślcie, ile kryje się tam możliwości…

„Ostatni przystanek”

Scenariusz i rysunek: Tomasz „Spell” Grządziela

Kultura Gniewu

2014

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry