Czy wiedziałam, że Raymond Briggs jest znanym w świecie brytyjskim rysownikiem i ilustratorem? Nie, nawet polska wikipedia o nim i o tym nie wspomina. Czy wiedziałam, że został uhonorowany wieloma nagrodami m.in. Medalem im. Hansa Christiana Andersena przyznawanym przez Jury Międzynarodowej Izby ds. Książki dla Dzieci i Młodzieży (IBBY), który to jest największym wyróżnieniem za osiągnięcia artystyczne w dziedzinie ilustracji (przynajmniej w Europie)? [1] Nieeeeee. Czy wiedziałam, że jego najbardziej znaną książką jest graficzna, bezsłowna opowieść dla dzieci pt. „The Snowman”, której adaptacja filmowa została nominowana do Oskarów za najlepszy animowany film krótkometrażowy[2][3], dodatkowo funkcjonując – niczym „Kevin sam w domu” – jako „must see” świątecznego programu telewizyjnego? Nie miałam pojęcia. Raymond Briggs jest artystą, postacią równie ważną, co Jan Marcin Szancer czy Bohdan Butenko dla Polskiej Szkoły Ilustracji, jednak polskiemu czytelnikowi oraz czytelniczce pozostaje raczej nieznany. Naprzeciw tej niewiedzy wyszło Wydawnictwo Komiksowe, które w lipcu tego roku umożliwiło „znajomość” z Panem Briggsem przy pomocy komiksu Ethel & Ernest. Prawdziwa historia. Znajomość ta wkracza od razu na poziom osobisty, gdyż dzieło to stanowi biografię opowiadającą losy rodziców autora.
Państwo Briggs nie mają specjalnych mocy, nie zamieszkują magicznej krainy, nie wyruszają w pełną przygód podróż ani nie reprezentują walki dobra ze złem. Jeśli coś już tytułowi bohaterzy mieliby reprezentować, to najbliżej im do everymana. Ot, dość zwyczajna historia życia pewnej brytyjskiej rodziny, której przyszło żyć w XX wieku. Zaczyna się dość romantycznie. Wraz z pierwszym wejrzeniem w karty komiksu zapoznajemy się z Ethel oraz Ernestem, gdy ci zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Następnie losy toczą się według społecznie i kulturowo przyjętych standardów tj.: zawarcie związku małżeńskiego, wzięcie kredytu na dom, narodziny dziecka, zakup samochodu, a na koniec wspólna starość – nie zawsze radość. Idealnie też odgrywają genderowe normy, ona jest perfekcyjną panią domu, przykładną żoną oraz matką, a on zaradnym, mającym stałe zatrudnienie i utrzymującym rodzinę mężczyzną. W tym momencie należy zadać pytanie: czemu w ogóle taki komiks miałby być interesujący, oczywiście pomijając argument o byciu fanką bądź fanem rysownika?
Cała opowieść o parze jest ułożona w kolejności chronologicznej z wyszczególnieniem momentu poznania, który jest niejako wstępem, oraz dekad, co daje wrażenie podziału na rozdziały. Ten klarowny podział uzmysławia czytelniczkom oraz czytelnikom, że rodzice Briggsa byli świadkami istotnych wydarzeń oraz zmian o charakterze politycznym, kulturowym, technicznym czy technologicznym w kontekście historii najnowszej. Mam tu na myśli m.in. II wojnę światową, Wielki Kryzys, rozwój elektryczności, podróże kosmiczne czy rewolucję obyczajową. I właśnie największym walorem komiksu Briggsa jest ukazanie tych wydarzeń z mikroperspektywy: kobiety i mężczyzny, mieszkańców podmiejskiej dzielnicy Londynu wywodzących się z klasy robotniczej, mających odmienne poglądy polityczne i spojrzenie na świat. Dzięki nałożeniu powyższych filtrów oraz dużej dawce brytyjskiej uprzejmości i czarnego humoru, po lekturze można odnieść wrażenie, że Hitler był całkiem miłym człowiekiem, Churchill prawdziwym gentlemanem, a wybuch bomby atomowej dobry w skutkach.
„Ethel & Ernest. Prawdziwa historia” to pełen ciepła komiks obyczajowy, skierowany raczej do świadomych historycznie czytelników i czytelniczek (pojawiają się takie hasła jak raport Beveridge’a, Ira, Spitfire, schron Morrisona i wiele innych). Od strony graficznej przypomina zdecydowanie komiks dla dzieci. Rysownik doskonale posługuje się różnymi technikami nakładania koloru (akwarele, kredki świecowe), tworząc dzięki temu wyjątkowe, barwne kadry. Im bliżej końca opowieści, tym kolory tracą na intensywności, dając efekt przemijania. W końcu wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć… ale w sumie lekturę można zacząć od nowa. Polecam!
„Ethel & Ernest. Prawdziwa Historia.”
Scenariusz i rysunek: Raymond Briggs
Wydawnictwo Komiksowe
2014
W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.
[1] Zajął II miejsce w 1984 r.
[2] Z kolei nominacja do BAFTA TV Awards okazała się zwycięska.
[3] Wydawnictwo Komiksowe popełniło drobny błąd na okładce komiksu, pisząc, że to właśnie „The Snowman” zdobył Oskara. Do wspomnianej kategorii w 1982 r. nominowany był również Zbigniew Rybczyński, który pokonał konkurencję filmem „Tango.”