Gdyby posłużyć się dość naciąganą metaforą, można by powiedzieć, że całe nasze życie to świat duchów. Pełen mniej lub bardziej przyjemnych wspomnień, widm niewykorzystanych szans, zapomnianych życzeniowych projekcji, powidoków ludzi, którzy rozmyli się w zakamarkach naszej pamięci, i tych, którzy tak jak nagle zniknęli z naszego otoczenia, tak nagle materializują się przed nami. A przede wszystkim tego przerażającego uczucia, że tuż za rogiem czeka na nas zjawa przyszłości, którą już do końca życia będziemy musieli karmić naszymi decyzjami, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. A może to jednak tylko enigmatyczne graffiti na murze?
To ostatnie na pewno znajdziecie w „Ghost World” Daniela Clowesa, całą resztę zawsze można sobie dopowiedzieć. Tym bardziej że sam autor ułatwia nam zadanie, łamiąc schemat klasycznej fabuły i podsuwając nam masę kierunków, interpretacji i emocji w jeszcze bardziej obszernym zbiorze dialogów, monologów, skojarzeń i niewymówień. Użyte w komiksie słowa są dokładnie takie same jak jego główna bohaterka Enid – niedopowiedziane, wsobne, ciągle zmieniające front, niezdecydowane, pomieszane w strumieniu myśli i nigdy niespełniającej się komunikacji międzyludzkiej. Tak jak w życiu, kiedy projektujemy świat i otoczenie (w pełni egoistycznie) poprzez siebie i swoje potrzeby. Taka osobista/osobliwa rzeczywistość jest typowa dla Clowesa, który już do perfekcji opanował łączenie świata dobrze nam znanego, przyziemnego, emocjonalnie bardzo otwartego i korzystającego ze wspólnych doświadczeń, z elementami bardziej niż dziwnymi, istniejącymi poza wszelką racjonalnością, nierzadko zahaczającymi o oniryzm czy absurd i bardzo często wprowadzającymi niepokój, a nawet lekką paranoję.
W „Ghost World” ten specyficzny, odrealniony, clowesowski mikroświat nie ujawnia się może tak bardzo jak w „Aksamitnej rękawicy odlanej z żelaza” czy „Davidzie Boringu”, ale na pewno wyraźnie kierunkuje całą opowieść, wydobywając z takich tematów, jak dojrzewanie, strach przed samookreśleniem się czy dorosłością, drugie – na co dzień przykrywane przez nas dobrą miną – dno. To całe przerażenie i niepokój nastolatków stających przed widmem tzw. zwykłego życia i tę nienaturalność samego procesu chyba najbardziej bezkompromisowo i twórczo (z użyciem dosadnej metafory) przedstawił Charles Burns w „Black Hole”. Clowes jest tu podobnie wyrazisty, jednak opowiada zupełnie inną historię i korzysta z zupełnie odmiennych środków – urealnia i znacznie indywidualizuje temat, stawiając na dwa bardzo konkretne (ale nie sztampowe) wzorce osobowe „amerykańskiej nastolatki”. Z jednej strony mamy bezpośrednią, sarkastyczną i problematyczną Enid, z drugiej jej przyjaciółkę Rebekę – uroczą, z reguły miłą i niestwarzającą problemów. Dwie mocne osobowości, za którymi możemy pójść lub nie, z którymi możemy bardziej lub mniej się utożsamić (płeć nie gra tu żadnej roli) albo tylko je śledzić, obserwować i podglądać
Sprzyja nam w tym zresztą sama konstrukcja fabuły, złożonej z krótkich, prozaicznych, typowych dla nastolatków sytuacji, obudowanych dobrze rozpisanymi dialogami, oryginalnymi sądami, ciętymi żartami i szczerymi monologami. Dokładnie jakbyśmy siedzieli tuż obok, a niekiedy nawet w głowach samych bohaterek. Clowes bardzo dobrze wyczuł ten niezręczny moment w życiu każdego człowieka, który najpierw nas uwiera, a z czasem coraz bardziej do niego tęsknimy. Wszyscy chyba kiedyś przechodziliśmy okres buntu i poszukiwania samego siebie, łamania stereotypów, ciągłej zmiany wyglądu, pozowania na kogoś, kim nie jesteśmy, niezwracania uwagi na ulotność naszego życia czy wikłania przyjaźni z miłością i odwrotnie. Wszyscy w tym wieku obgadywaliśmy innych, wyolbrzymialiśmy swoje problemy, wygłaszaliśmy pretensjonalne opinie na temat rzeczy, o których nie mamy pojęcia, ale też prowadziliśmy trafne dyskusje o przynależnej nam kulturze czy – wzorem obrazów Smitha lub Jarmuscha – uczestniczyliśmy w długich rozmowach o niczym, wyrzucając z siebie strumienie nieistotnych, ale często też błyskotliwych myśli.
Clowes w ogóle jest bardzo filmowy, i widać to wyraźnie w „Ghost World”, a jeszcze lepiej w „Davidzie Boringu”. Szkoda tylko, że dotychczasowe ekranizacje jego komiksów zbyt wygładzają typową dla niego dziwność i idą bardziej w stronę klasycznych fabuł. A to właśnie ten osobliwy świat, pełen kuriozalnych postaci i jeszcze bardziej groteskowych sytuacji, mieszania rzeczywistego i nierealnego sprawiają, że jego historie tak mocno zapadają w pamięć. Podobnie jak zastosowana w historii Enid i Rebeki turkusowa barwa ilustracji, z jednej strony wyciągająca smutek i pewne zawieszenie/zamrożenie sytuacji inicjacyjnej, z drugiej silnie pogłębiająca nierealność otaczającej bohaterki rzeczywistości. Idealnie pasują tu też proste, ale jednocześnie precyzyjnie komponowane kadry, skróty jednych sekwencji przy jednoczesnym rozszerzeniu drugich, również swoboda w powielaniu statycznych kadrów podczas dłuższych dialogów czy zwracanie „kamery” na otoczenie zamiast na bohatera, kiedy to dodatkowe znaczenia powinny budować jego emocje. Czasem wystarczą jeden lub dwa kadry, by powiedzieć o wszystkim, a czasem potrzeba kilku ujęć, by pogłębić jedną cechę postaci.
W ten sposób jednak zazwyczaj poznajemy świat przedstawiony i bohatera, za którym – według klucza konkretnej historii – albo idziemy, albo nie. Enid niestety nie wszyscy polubią, ale tylko dlatego, że większość z nas zapomina, jacy w młodości byliśmy irytujący i pogubieni i jak wiele musieliśmy przejść, żeby być tu i teraz. Może nie wszyscy chcieli uciec ze swojego życia tak jak Enid i być kimś zupełnie innym, może też nie wszyscy z nas nie nienawidzili się tak jak ona, może niektórym bliżej do jej przyjaciółki Rebeki, jednak we wszystkich nas na pewno są charakterystyczne dla tego wieku nostalgia i tęsknota za mniej skomplikowaną (ostatecznie) przeszłością. Wszyscy jesteśmy bohaterami jakiejś opowieści o dojrzewaniu, wszyscy popełniliśmy mniej lub bardziej udane decyzje oraz mniej lub bardziej fortunne życiowe wybory.
I tak radziłbym czytać „Ghost World”. Ci, którzy mają wiele wspólnych doświadczeń z dziewczynami, wszystkie ich skojarzenia i wypowiedzi odczytają bardziej indywidulanie, osobiście, ci zaś, którzy są zupełnie inni, odnajdą tu bardziej uniwersalne tematy, zatopią się w kulturowej świadomości zamieszkałej przez sitcomy z lat 60. i 70., zespoły typu Sonic Youth czy amerykańskie dinnery oraz wiele innych produktów i postaci nabierających kształtów dopiero po zapoznaniu się z przypisami na końcu komiksu (przykład człowieka w oknie zaczepiającego przechodniów i porównującego ich do nieznanych nam w większości popkulturowych wzorców z lat dawnych i dawniejszych – oryginalne wydanie „Ghost World” ma wszak już 22 lata). Niektórzy może nawet pozwolą sobie przy okazji lektury na odrobinę melancholii i pomyślą o miejscu, z którego wyrośli i w którym wiele przeżyli, o mieście duchów, w którym pomimo że pewne rzeczy są namacalne, wrosłe w obecną rzeczywistość, nie znaczą już tego, co wcześniej. Ulica, budynek czy przystanek w pewnym momencie tracą dla nas jakiekolwiek znaczenie, pozostając tylko miejscem bez duszy.
Takie odczytanie niestety jeszcze bardziej pogłębi przewijającą się przez karty komiksu niestałość naszego życia. Ale cóż, to właśnie nasza rzeczywistość, to nasz niepokój, a my – chcąc nie chcąc – jesteśmy jak bohaterowie Clowesa: poza schematami, osobni, nielogiczni, niespójni, złamani i poskładani jakby z kilku osobowości. Dlatego jego opowieści tak trwale zaprzątają nasze głowy. Są praktycznie nami, choć zawsze możemy się od nich odciąć i wcisnąć je do coraz bardziej pojemnego świata naszych duchów. A tak w ogóle „Ghost World” to klasyka. Warto więc od razu zaopatrzyć się w kilka egzemplarzy i trzymać na specjalne okazje.
„Ghost World” (wydanie II)
Scenariusz i rysunki: Daniel Clowes
Kultura Gniewu
2019
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.