Wyszukiwanie

:

Treść strony

Artykuł

Chwała mamonie!

Autor tekstu: Szymon Gumienik
12.12.2017

Dawno nie byłem pod takim wrażeniem. „The Black Monday Murders” już od pierwszych stron wchodzi pod skórę i nie puszcza nawet długo po lekturze. A wszystko dzięki misternie utkanej, dopracowanej w każdym szczególe i w każdej postaci, wielopoziomowej narracji. Dawno nie byłem pod takim wrażeniem, bo też już dawno zapomniałem, że tak można, że już w do cna wyeksploatowanych gatunkach można zagrać tak konwencjami i wskrzesić taką iskierkę, która daje satysfakcję w obcowaniu z (tylko lub aż) fikcją. Taką fikcją, która na tyle anektuje naszą rzeczywistość, że długo myślimy jednocześnie dwoma światami, próbując za pomocą zasad rządzących jednym rozwikłać tajemnicę tego drugiego. Niezbyt częsta sytuacja. Twórcom „The Black Monday Murders” udało się to w stu procentach.

Co jest najbardziej pożądaną rzeczą w każdym świecie, w każdej rzeczywistości? Miłość? Bądźmy poważni. Bogactwo? Nie, pieniądze są jedynie środkiem do tego właściwego celu – władzy! Cała nasza historia to przecież ciągle niezaspokojone pragnienie zdobycia władzy. Stąd te wszystkie religie, polityka i wynikające z nich wojny. Tylko władza! I o niej właśnie opowiada Jonathan Hickman w „The Black Monday Murders”. A ubiera ją zarówno w atrybuty świata materialnego (pieniądz, banki, giełda), jak i aspekty tej drugiej, metafizycznej strony (magia, okultyzm, pradawne pakty). Te dwa wymiary łączą się tu tak naturalnie i ściśle, a przy tym tak gwałtownie i brutalnie, że brakuje już miejsca i czasu na jakiekolwiek wątpliwości czy próby racjonalnego porządkowania danego nam przez twórców świata. Ważne jest tylko jedno: pieniądz i magia rządzą światem, a władają nimi cztery rody (zwane akademią). Dlaczego właśnie one? Dawno temu ich członkowie zawarli pakt, dzięki któremu mieli je otrzymać i nigdy ich nie utracić. Jednak takie deklaracje wymagają zawsze większych ofiar, odpowiednich danin, takich jak pieniądze czy chyba najcenniejsze dla każdego życie (do tego celu została powołana funkcja Kamiennego Tronu, a ten, kto akurat na nim zasiada w czasie wielkiego kryzysu finansowego, zostaje poświęcony). To tylko preludium całej historii, z każdą stroną coraz mroczniejszej, brutalniejszej i bezwzględniejszej, a także coraz bardziej zagmatwanej. Scenarzysta nie ułatwia nam lektury, prowadząc swoją narrację nielinearnie, wielowątkowo i z kilku perspektyw (a każda z nich ujawnia dodatkowe i jeszcze większe tajemnice rodów i ich koligacji). Nie ma też tutaj jednego, jasno sprecyzowanego głównego bohatera. Jest to raczej system rodzin, akademii i wkraczających w ich świat ludzi z zewnątrz, misternie połączonych z sobą siecią powiązań i zależności. Cała organizacja Caina-Kankrin, skupiająca rodziny z Ameryki i Rosji – reprezentujący tę ostatnią Wiktor Erasko, ze swoją bezwzględnością i surowością człowieka ze Wschodu, dalej Abby, tajemnicza i groźna „opiekunka” rodziny Rotshchildów, Theodore Dumas, detektyw „z przeszłością”, prowadzący sprawę morderstwa jednego z partnerów największego banku inwestycyjnego, a także wielu innych, mniej lub bardziej kluczowych postaci dla fabuły – wszyscy oni są genialnie rozpisani, a co ważniejsze, bez zerojedynkowego, sztampowego zestawu pozytywnych i negatywnych cech ludzkich. Nie ma tu żadnego psychologicznego zgrzytu, żadnego zbędnego gestu w poszczególnych relacjach ani fałszywej nuty w dialogach. Nawet tak łatwa do zepsucia scena rozmowy dziadka z wnuczką w dniu jej urodzin jest rozegrana koncertowo, z brutalną precyzją i charakterystycznym dla tego świata bezdusznym okrucieństwem. Właśnie taki jest ten komiks – brutalny i precyzyjny.

To jednak cały czas wierzchołek góry lodowej, z którego trudno zejść nawet po lekturze pierwszego tomu. Liczba wprowadzonych wątków, tropów, postaci i retrospektyw rozjaśnia nieznacznie całą intrygę, ale są one na tyle lakoniczne, że właśnie ze względu na ich liczbę wiemy dużo mniej, niż chcielibyśmy. W myśl zasady: im dalej w las, tym coraz więcej drzew. Problem jednak w tym, że jesteśmy już na tyle daleko, że powrót jest niemożliwy. Hickman po prostu wie, jak stopniować napięcie i w którym dokładnie momencie zostawić zagubionego czytelnika. Intryga się zatem zagęszcza, akcja wsysa czytelnika, a potrzeba poznania tajemnicy łapie mocno za gardło i zaciska z każdą stroną coraz bardziej. Przeplatające główną narrację materiały dodatkowe, takie jak listy, fragmenty pamiętników, słownikowe definicje, opisy struktury rodzin i poszczególnych funkcji akademii, obrzędów czy protokoły rozmów o dziwo nie przeszkadzają, nie rozbijają fabuły, są raczej jak kolejne kawałki puzzli (choć wyjęte z innego pudełka), które trzeba dopasować, dodać do ogólnego obrazu pokawałkowanego świata. Pomagają nam w tym także rysunki Tomma Cokera, bardzo wyraźne i dokładne, oddające cechy charakteru i emocje każdej z postaci. Nie może być tu możliwości pomyłki, kto jest kim i co dokładnie czuje w danej scenie – co często się zdarza w rysowanych na szybko seriach. Nie ma tu także ani jednego gorszego rysunku, a poziom dopracowania każdego kadru – mimo dużego natężenia makabry – czyni z lektury bardzo estetyczne doznanie. Dużo filmowych sekwencji, realistyczna kreska, ciemne, mroczne kolory, zakrywające przed światem zewnętrznym działania i intencje bohaterów, świetnie współgrają z koronkowo dopracowanym scenariuszem. A jest to jeden z najważniejszych warunków dobrze opowiedzianej historii.

„The Black Monday Murders” to wyśmienita mieszanka najlepszych składników nadprzyrodzonego thrillera, czarnego kryminału, rodzinnego dramatu i metafizycznej przypowieści, traktującej przede wszystkim o władzy i pieniądzach, które trzeba wydzierać z ziemi, o związanych z tym niezdrowych ambicjach i jeszcze bardziej chorej nienawiści, a także o strachu przed nieuniknionym. Mammon jest bowiem okrutnym demonem, permanentnie nienasyconym, choć mającym coraz więcej wyznawców i „karmicieli”. Takie czasy jednak, w których apetyt rośnie w miarę jedzenia. Bardzo to współczesna, a i ponadczasowa opowieść o człowieku i jego mrocznej naturze, przez co niebezpiecznie fascynująca i uzależniająca. Uważajcie zatem, wystarczy jeden krok, aby ten świat was pochłonął. Pozdrawiam już z tej drugiej strony.

 

„The Black Monday Murders: Chwała mamonie”

Scenariusz: Jonathan Hickman

Rysunek: Tomm Coker

Non Stop Comics

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu NON STOP COMICS za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry