Gdybym ustawiał komiksy obok książek, to postawiłbym „Do Adolfów” Osamu Tezuki obok „Mausa” Arta Spiegelmana i „Cichego Donu” Michaiła Szołochowa. Komiks to bowiem wielki i należy go umieszczać wśród dzieł wybitnych. Wszystkie trzy teksty w przejmujący sposób opowiadają o ciężkim losie rodzin targanym wojenną zawieruchą i o przemijającym starym świecie, na którego gruzach powstaje nowa, równie brutalna rzeczywistość. Niosąca nadzieję na lepszą przyszłość i nic poza nią.
Narratorem opowieści stworzonej przez Tezukę jest Sohei Toge, dziennikarz sportowy, którego poznajemy podczas trwania berlińskiej olimpiady 1936 roku. Podczas swojego pobytu odbiera tajemniczy telefon od brata, który studiuje w stolicy Niemiec. Sohei spóźnia się na umówione spotkanie. Kiedy dociera na miejsce, okazuje się, że jego brat nie żyje. Zrozpaczony, targany gniewem próbuje rozwiązać zagadkę śmierci brata, ale zderza się z doskonale zorganizowaną nazistowską machiną, na której czele stoi rasowy czarny charakter – gestapowiec Lamp (postać istotna dla całej fabuły, pociągająca za sznurki aż do zakończenia II wojny światowej). Tak rozpoczyna się 1300-stronicowa epopeja o zemście, honorze, wojnie, bezpardonowej walce o przeżycie, miłości do rodziny, domu, ojczyzny i utracie człowieczeństwa.
Wkrótce Toge dowiaduje się, dlaczego jego działający w partii komunistycznej brat został zamordowany. Wszedł bowiem w posiadanie tajnych dokumentów mogących obalić Adolfa Hitlera, dokumentów poświadczających, że wódz Rzeszy ma żydowskie korzenie (papiery zostały w tajemnicy przesłane do Japonii). Od tej pory dokumentyte będą źródłem nieustannych cierpień dla głównych aktorów tego dramatu – Sohei Toge, Adolfa Kaufmanna i Adolfa Kamila. W mniejszym stopniu dla samego Adolfa Hitlera – jemu poświęca Tezuka mniej miejsca. Zresztą cóż by mógł jeszcze dodać do już i tak spopularyzowanego wizerunku führera? Staną się bronią, której nie da się racjonalnie wykorzystać
O ile losy Sohei Toge krzyżują się z losami Adolfa Kaufmanna i Adolfa Kamila, to główna oś dramatyczna dotyczy Kaufmanna i Kamila. Pierwszy jest synem niemieckiego dyplomaty (oddanego nazisty) i Japonki, drugi to Żyd, którego rodzina prowadzi piekarnię w Kobe. Oboje są obcy dla tutejszej społeczności. Jako że są „biali”, muszą walczyć o swoją tożsamość. Między chłopcami zawiązuje się niewinna braterska przyjaźń, z góry przekreślona przez polityczne doktryny ogarniające świat. Wiadomo, że Wolfgang Kaufmann nie pozwoli, aby Niemiec przyjaźnił się z Żydem. Rodzice Kamila zaś widzą w młodym Kaufmannie nazistę gnębiącego ich rasę. Mimo przeciwności losu zakazana przyjaźń chłopców trwa, i to aż do 1945 roku, kiedy to znany im świat obraca się w perzynę. Do momentu gdy po latach spotkają się ponownie twarzą w twarz.
Tezuka skupia się przede wszystkim na nazizmie. Jego ofiarach i wyznawcach. W dużej mierze poświęca komiks społeczności żydowskiej, zarówno tej zamieszkującej Niemcy, jak i tej osiedlonej w Japonii, dla której rząd Kraju Kwitnącej Wiśni był dość przychylny. Ojciec „Astro Boya” nie boi się przedstawiać brutalności, jakiej doświadczali Żydzi zamieszkujący III Rzeszę ze strony niemieckiego społeczeństwa. Egzekucje, szyderstwa, wandalizm, tortury i ogółem nieludzkie traktowanie, jakich doznają Żydzi na łamach „Do Adolfów”, nie pozostawią żadnego czytelnika obojętnym. Tym bardziej że główną rolę gra w nich udręczony Adolf Kaufmann. Zmanipulowany przez nazistowską machinę staje się totalnym wyznawcą Hitlera. Zanim to się stanie, stoczy dramatyczną walkę z własnymi przekonaniami. Zapisany wbrew sobie do Adolf Hitler Schule jako dziecko wyjeżdża do Niemiec. Tam szybko zawiązuje przyjaźnie, lecz cały czas nie może pogodzić się z tym, jak Niemcy postrzegają Żydów. Wnikliwe studiowanie „Mein Kampf”, a wreszcie spotkanie z samym führerem, który robi na chłopaku niesamowite wrażenie, sprawiają, że Kaufmann zaczyna ostatecznie brnąć w ślepą ideologiczną uliczkę.
I nic w tym dziwnego. Tezuka wcale nie wybiera kierunku jednoznacznie negatywnie portretującego Hitlera. Na pierwszy plan wydobywa jego charyzmę pomagającą mu w sterowaniu masami. Surowy wizerunek wodza III Rzeszy potrafi zestawić z jego dobrodusznością, szczerym uśmiechem czy radością czerpaną z danej chwili. Ale żeby było jasne, Tezuka w żadnym wypadku nie gloryfikuje Hitlera ani jego działań. Po prostu przedstawia go jako człowieka pełnego wad i przywar. Patrząc na niego w ten sposób, można nawet poczuć współczucie dla jednostki, którą przerosła ambicja. Kiedy nie potrafi już racjonalnie myśleć. Gdy humor zmienia mu się z minuty na minutę. Kiedy pogrąża się w swojej samotności, w bunkrze osaczanym przez Sowietów, z nadworną świtą mającą go w większości za nic. I tu Tezuka w tak dramatycznym momencie potrafi z niesamowitym wyczuciem wprowadzić sceny humorystyczne, rozładowujące napięcie, jednocześnie w sposób dosadny potępiające małostkowość w obliczu nadchodzącej zagłady.
Mistrzowsko nakreślono upadek człowieka. Głównym tworzywem jest tu jednak nie Adolf Hitler – który zasłużył na swój los (a kara, która go spotkała, w żadnym wypadku nie była adekwatna do jego działań) – lecz Adolf Kaufmann. Jego utrata niewinności poraża. Jak cienka jest granica, która zatraca człowieka w działaniu? Adolf K. przechodzi zmianę osobowości, wydawać by się mogło, niemożliwą. Morduje bez mrugnięcia okiem. Zostaje katem. Co najgorsze, wierzy w to, co robi, w słuszność ideologii, której się poświęcił. Że tak powinien być zbudowany świat. Wierzyło w to miliony ludzi na całym świecie, przyczyniając się do Holokaustu. Tezuka nie daje o tym zapomnieć. Krytykuje, ale nie moralizuje. Próbuje zmusić do zastanowienia się nad znaczeniem sprawiedliwości. Choć po zapoznaniu się z losami tak wielu bohaterów przedstawionych na łamach tej poruszającej opowieści trudno w ogóle brać pod uwagę, że coś tak abstrakcyjnego jak sprawiedliwość istnieje.
Potępiony zostaje tu także japoński militaryzm, choć nie w takim stopniu jak nazizm.Wynika to z faktu, że Tezuka nie wprowadza do swojego komiksu żadnego japońskiego żołnierza walczącego na froncie, którego oczami widzielibyśmy bestialstwa dokonywane przez cesarską armię, tak jak dzieje się to w przypadku Kaufmanna. Krytyka odbywa się między wierszami albo przewrotnie – skutki prowadzonej wojny są pokazane bezpośrednio na japońskim społeczeństwie ogarniętym coraz to nowymi, rygorystycznymi rozporządzeniami rządu. To z perspektyw m.in. Adolfa Kamila (dla niego Kraj Kwitnącej Wiśni jest domem, o który należy walczyć do ostatku sił) i Sohei Toge (jako jedyny postrzega absurd japońskich i niemieckich działań prowadzących do wojny) poznajemy Japonię i jej społeczeństwo. Dumne, honorowe, zatracone w swojej ulotnej potędze. Społeczeństwo, któremu pod koniec wojny przyjdzie ratować, co się da z dawnego świata. Kopiąc schrony, gasząc pożary, pomagając ofiarom bombardowań. Dużo miejsca poświęca Tezuka bezwzględnym działaniom bezpieki, wyniszczającym psychicznie i fizycznie potencjalnych wrogów narodu. Obnaża też nieznośne poczucie honoru, niosące tyle nieszczęść. Honoru przekładanego nad zdrowy rozsądek i rodzinę, co jest ukazane w znakomicie poprowadzonym wątku dotyczącym pułkownika Hondy i jego syna.
„Do Adolfów” to dzieło również znakomicie narysowane. Tezuka daje prawdziwy popis swoich umiejętności. Często rezygnuje z klasycznego kadrowania, by plansze były dynamiczniejsze, lepiej oddawały nastrój danej chwili, jak w przypadku sportowych potyczek na olimpiadzie, podczas przemówień Hitlera czy psychicznych udręk Kaufmanna. Nie boi się użyć metafory do przedstawienia gwałtu. Różnicuje plany, nie unika scen zbiorowych. Nader realistycznie oddaje architekturę i w ten sam sposób rozrysowuje wszystkie sekwencje batalistyczne, prezentujące się niczym stare, czarno-białe fotografie. Często dominuje na nich czerń oddająca grozę wojny. Potrafi też oddać piękno przyrody i samego Kobe. Co najważniejsze, każda z postaci ma swój indywidualny rys, mimikę, język ciała. Nie sposób ich z sobą pomylić. Ułatwia to czytanie. Przez ten komiks po prostu się płynie.
Osamu Tezuka z godnym podziwu sposobem rozplanował całą historię, splatając z sobą i kończąc wszystkie rozpoczęte wątki. Udała mu się jeszcze jedna, bardzo trudna sztuka – stworzył idealne zakończenie, dzięki, któremu „Do Adolfów” mocno zakorzenia się w umyśle czytelnika. Świetnie lawiruje między gatunkami. Całość zaczyna się niczym rasowy kryminał z femme fatale, wodzącą za nos Sohei Toge. Po drodze czytamy dramat wojenny, egzystencjalny, społeczny, rodzinny, powieść sensacyjną, przygodową, inicjacyjną, melodramat… Wszystko tworzy niepowtarzalną epopeję ku przestrodze ludzkości. Weźmy odpowiedzialność za nasze czyny – mówi Tezuka, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie da się wykorzenić zbrodniczych ideologii. Te przybierają tylko inne barwy, a pod nimi cały czas czai się śmierć gotowa zadać cios w najmniej spodziewanym momencie. Ideologia, która wysysa ludzki pierwiastek, zamienia jej wyznawców w żywe trupy. Jak pokazuje historia, nie ma lepszej przyszłości. Nie było lepszej przeszłości. I nie będzie, dopóki ludzkość nie wyciągnie wniosków ze swojego postępowania. Przewrotny los Adolfa Kaufmanna nie pozostawia na to złudzeń.
„Do Adolfów”, tom 2
Scenariusz i rysunek: Osamu Tezuka
Waneko
2017
W imieniu redakcji dziękuje wydawnictwu WANEKO za egzemplarz recenzencki.