Fani Batmana nie mogą narzekać na brak publikacji mu poświęconych. Wydawnictwo Egmont rozpieszcza czytelników już od dłuższego czasu, ale to Mucha Comics, kiedy Egmont nie był zainteresowany wydaniem uznanych przez krytykę i fanów komiksów duetu Jeph Loeb i Tim Sale, tłumacząc się jakimiś mętnymi wymówkami, wzięła na swoje barki to zadanie i wywiązała się z niego wzorowo. „Długie Halloween”, „Rzymskie wakacje” i „Mroczne zwycięstwo” zapewniły moc najlepszych wrażeń. Mucha na razie żegna się z publikacjami wydawnictwa DC. Jej ostatnim komiksem z tej stajni są „Legendy Mrocznego Rycerza”. Swoista kropka nad i w twórczości Tima Sale’a poświęconej Batmanowi. W skład antologii wchodzi pięć historii do scenariuszy Alana Granta, Jamesa Robinsona, Darwyna Cooke’a i Kelleya Pucketta, a więc bez Jepha Loeba, z którym Sale odnosił największe sukcesy. Wszystkie powstały w ciągu 10 lat, czyli dostajemy doskonały wgląd w rozwój umiejętności Sale’a, ale sprowadzanie tej antologii tylko do jego osoby byłoby niesprawiedliwe w stosunku do scenarzystów. Zazwyczaj historie w antologiach nie trzymają równego poziomu, nie inaczej jest w tym przypadku. Jednak wszystkie opowieści cechuje różnorodność tematyki, która doskonale ukazuje, jakim człowiekiem jest Batman i jak oddziałuje na Gotham City.
Powtórka z rozrywki
Dwie historie z tego zbioru są już znane polskim czytelnikom, mowa o „Ostrzach”, wydanych przez TM-Semic w 1998 roku, i „Nocy po nocy” opublikowanej przez Egmont w 2003 roku. Jednak „Ostrza” przez cięcia, do których była zmuszona redakcja TM-Semic (usunęła aż 13 stron z tej historii!), nie były jak do tej pory zaprezentowane w całej okazałości. Opowieść wyróżnia się na tle pozostałych. Jest po prostu najlepsza. James Robinson stworzył pełną dramatyzmu fabułę o trudnych wyborach i ich konsekwencjach. Pierwszoplanową rolę gra tu zawodowy kaskader Hudson Pyle, który by wypromować swoją osobę, przyjmuje tajną tożsamość i jako Cavalier wyrusza na ulice Gotham walczyć z przestępczością. W tym czasie Batman jest zajęty poszukiwaniem seryjnego mordercy – niejakiego Mr. Lime’a. W końcu dochodzi do spotkania między zamaskowanymi herosami. Jego konsekwencją jest błogosławieństwo Batmana dla Cavaliera. Jednak sprawy szybko przyjmują nieoczekiwany obrót. Robinson próbuje odpowiedzieć na pytania: Czym jest zło? Kiedy ten pierwiastek przejmuje nad nami kontrolę? I czy rzeczywiście potrafimy się przed nim obronić? Wybory, których dokonujemy, są świadome, nawet w sytuacjach bez wyjścia. W całej historii unosi się duch melodramatu, w końcu w centrum wydarzeń znajduje się przepiękna kobieta. Sale mistrzowsko zilustrował scenariusz Robinsona. Z niesamowitym wyczuciem potrafi uchwycić daną chwilę w kadrze, sprawić, że jest ona najważniejsza na planszy. Z wielkim kunsztem radzi sobie zarówno w statycznych scenach, jak i tych pełnych dynamiki. Walka Batmana z Cavalierem na rapiery w cieniu mrocznych budynków Gotham po prostu zachwyca. Wyraźnie widać tu rozwój stylu, którym nieco później będzie czarował przy współpracy z Jephem Loebem.
„Noc po nocy” to historia wchodząca pierwotnie w skład innej antologii – „Batman Black and White vol. 2”. Niestety, część druga znacznie odbiegała jakością zebranych historii od genialnej części pierwszej, a co najgorsze – wielu artystów zdecydowało się na użycie szarości w swoich ilustracjach, przez co zbiór stracił znacznie na klimacie. Na ten zabieg zdecydował się również Sale. Kelley Puckett porusza tematykę niekończącej się walki Batmana ze zbrodnią, dla którego noc po nocy to chleb powszedni. W ośmiostronicowej fabule pojawia się Joker. Historia pochodzi z 2002 roku i w tym przypadku oglądamy już w pełni ukształtowanego Sale’a, często nawiązującego w swoich pracach do groteski (szczęka Jokera). Warto zapoznać się z tą pracą ze względu na wspominaną już czerń, biel i szarość, ponieważ rysownik cierpi na daltonizm, a tym samym nigdy nie koloruje swoich prac. Jest to więc ostateczny efekt widziany oczami Sale’a.
Czasem słońce, czasem deszcz
Alan Grant wraz z rysownikiem Normem Breyfogle’em na przełomie lat 80. i 90. z wielkim sukcesem tworzyli przygody Batmana, często poruszając najróżniejsze problemy społeczne. Takie podejście do obrońcy Gotham przysporzyło im wielu czytelników. W „Legendach Mrocznego Rycerza” znalazły się dwa komiksy Granta. Rozpoczynający antologię „Szaleńcy w więzieniu” przenoszą nas do zakładu karnego Blackgate, do którego zmierzają najwięksi szaleńcy Gotham, po tym jak Azyl Arkham został doszczętnie zniszczony. Jego pensjonariusze nie są mile widziani ani przez naczelnika Blackgate, ani przez osadzonych tam więźniów. Po serii starć dochodzi do zakładu między opiekunem tzw. świrów, Jeremiahem Arkhamem, a komendantem Zehrhardem. Jeżeli świry wygrają mecz softballu (gra podobna do baseballu), dostaną takie same przywileje jak reszta osadzonych więźniów. Problem polega tylko na tym, że nikt z nich nigdy nie grał w tę grę. Choć całość jest utrzymana w dość humorystycznym tonie, to Grant nie byłby sobą, gdyby nie poruszył nieco bardziej skomplikowanej tematyki, czyli walki o prawa dla osadzonych, które często są bagatelizowane i łamane. Wśród licznych gagów jest również miejsce na dużą dawkę dramatu i sensacji. Całe zamieszanie okazuje się idealne dla próby zbudowania wspólnoty między najniebezpieczniejszymi przestępcami Gotham. Poison Ivy, Two Face, Firefly, Riddler, Amygdala, Szalony Kapelusznik, Strach na Wróble, Doctor Faustus i Cornelius Stirk tworzą prawdziwy dream team softballu i niczym drużyna Clevland Indians z filmu Davida S. Warda dokonują niemożliwego… Grantowi udało się uzyskać sympatię czytelnika dla pensjonariuszy Azylu Arkham. Dla Sale’a jest to ostatnia historia, kiedy na jego ilustracje ktoś inny nakładał tusz, w tym przypadku znakomity Jimmy Palmiotti. Całość jest utrzymana w dość posępnym nastroju. Sale nie operuje tu jeszcze splashami, nie licząc jednego przedstawiającego więzienie Blackgate – choć i to ujęcie jest dalekie od tego, do czego przyzwyczaił czytelników w późniejszych pracach, choćby w „Ostrzach”. Często używa małych kadrów porozrzucanych po całych planszach, co daje bardzo ciekawe efekty i świetnie buduje rytm tej rozgrywki. Twórcom „Szaleńców w więzieniu” udało się stworzyć wyróżniającą historię wprowadzającą nieco świeżości w skostniałe wizerunki psychopatycznych przestępców. Być może czyta się ją tak dobrze, ponieważ na żadnym kadrze nie pojawia się Człowiek Nietoperz, który z pewnością mocno zaznaczyłby swoją obecność w tym niepowtarzalnym pojedynku, a jak wiadomo, najlepszy sędzia to ten, którego nie widać.
Także w „Nieudacznikach” Batman nie odgrywa najważniejszej roli. Grant znów spróbował stworzyć historię z komediowym zacięciem, ale tym razem wyszła mu przenuda o szukaniu sprawiedliwości i zmarnowanych szansach. Kilku łotrów z drugiej ligi ma dość nieudanych akcji. Razem szykują się do największego przestępstwa w swoich karierach. Porywają burmistrza Gotham, komisarza Gordona i Bruce’a Wayne’a. Brzmi ciekawie, ale wykonanie jest marne. Komiks dłuży się niemiłosiernie. Grant nie mógł się zdecydować, który wątek uczynić najważniejszym, przez co żaden nie jest na tyle ciekawy, aby z przyjemności śledzić poczynania Catmana, Chancera, Calendar Mana i Killer Motha. Sale tym razem stylizuje swoje rysunki na lata 60. XX wieku, kiedy to campowy serial telewizyjny „Batman” z Adamem Westem roli głównej święcił triumfy, a komiksy w niczym nie przypominały dzisiejszych.
Długi pocałunek
Gorzkich „Nieudaczników” osładza „Mroczny Rycerz na randce”. Dwunastostronicowy komiks o spotkaniu Batmana z Catwoman. Ta nowelka napisana przez Darwyna Cooke’a – jednego z najlepszych współczesnych komiksiarzy – jest wisienką na torcie całej antologii. Sale znalazł się w swoim żywiole, tworząc trzy rozkładówki. Szczególnie ta, w której na tle wielkiego plakatu reklamującego film „His Kind of Woman” para głównych bohaterów wykonuje taniec uścisków kojarzących się z Kamasutrą, urzeka, bawi i roznieca wyobraźnię. To właśnie takie „shorty” sprowadzają superbohaterów na ziemię i czynią ich bliskich każdemu czytelnikowi.
„Legendy Mrocznego Rycerza” to bardzo udana antologia. Słaby scenariusz do „Nieudaczników” i przeciętny do „Nocy po nocy” rekompensują świetne ilustracje Sale’a, choć najlepsze efekty rysownik osiągnął w pozostałych trzech historiach. Co najważniejsze, w komiksie niemal nie pojawiają się najwięksi wrogowie Batmana. W „Szaleńcach w więzieniu” to zbiorowość, choć każdy z nich ma swoje charakterystyczne przymioty, żaden nie odgrywa głównej roli. W „Nocy po nocy” występuje Joker, ale to w kontekście całej antologii tylko mały epizod. Tym samym obcujemy z mniej efekciarskimi, bardziej kameralnymi pracami Sale’a niż w historiach rysowanych do scenariuszy Loeba, w których pojawiają się dziesiątki pierwszoligowych czarnych charakterów. To bardzo miła odmiana. Poza tym dzięki „Legendom Mrocznego Rycerza” polscy czytelnicy mogą przeczytać „Ostrza” i „Noc po nocy” w doskonałej jakości. Obie historie nie miały szczęścia do druku. Całość została wzbogacona o galerie okładek Tima Sale’a, lecz z niezrozumiałych dla mnie powodów DC Comics nie umieściło w niej okładek do historii zawartych w tej antologii.
Jakim bohaterem jest Batman, wszyscy wiedzą. Takim, jakim przedstawiają go kolejni twórcy. Pozostaje tylko przeczytać świetny wstęp i ruszyć do Gotham w poszukiwaniu nowych, starych i odświeżonych smaków. Menu w tym wypadku jest wyśmienite.
„Legendy Mrocznego Rycerza”
Scenariusz: Alan Grant, James Robinson, Darwyn Cooke, Kelley Puckett
Rysunek: Tim Sale
Mucha Comics
2015
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.