Wyszukiwanie

:

Treść strony

Kino

Akademicka profanacja czy genialny remake?

Autor tekstu: Michał Zjawiński
07.12.2018

„Suspiria” autorstwa włoskiego mistrza grozy, Dario Argento, to klasyk kina giallo i film, o którym powiedziano już niemal wszystko. Z racji kultowego statusu wieść o jego reinterpretacji spotkała się ze skrajnie różnymi głosami. Wśród nich jedno jest pewne – oglądając nową „Suspirię” należy zapomnieć o wszystkim, co pamiętamy z oryginału.

Długo wyczekiwanaSuspiria” w wykonaniu Guadagnino obiegowo nazywana jest remakiem filmu Argento, ale w istocie odbiega od niego tak bardzo, że sprawia raczej wrażenie luźnej inspiracji (a według autora powinna być traktowana po prostu jako hołd dla oryginału). Jedyne punkty wspólne łączące obydwa dzieła to tytuł i ogólny zarys fabularny. Idąc tropem pierwowzoru początkująca tancerka, Susy (Dakota Johnson), przyjeżdża w 1977 roku do podzielonego Berlina, aby tam rozpocząć naukę w jednej z najbardziej prestiżowych szkół baletowych. Scenariuszową ozdobą jest tutaj fakt, że Guadagnino nie odwołuje się jedynie do „Suspirii”, ale do całej Trylogii Trzech Matek (którą z kolei Argento oparł o dziewiętnastowieczne dzieło „Suspiria de profundis” autorstwa Thomasa De Quincey).

W nowej „Suspirii” reżyser „Tamtych dni, tamtych nocy” porzuca kampową konwencję i gatunkowe sztafaże, a z historii młodej baletnicy robi w pełni autorskie kino arthouse’owe zarówno w formie, jak i treści. Od ilości kontekstów i poruszanych tematów może zakręcić się w głowie. W przeciągu dwóch i pół godziny usłyszymy tu o psychoanalizie, Lacanie, Jungu czy powojennym feminizmie. Mało? To co powiecie na dywagacje o tym, jakie utwory powinniśmy nazywać sztuką, mini-rozprawę o poholocaustowym poczuciu winy albo sugestywną wizję matriarchatu? Warto pamiętać, że pod powierzchnią wciąż upchnięty jest horror o wiedźmach prowadzących szkołę baletową. Wyłania się z tego obraz rozdarty, niespójny i niewygrywający na żadnym polu. Pomimo długiego metrażu Guadagnino jedynie prześlizguje się po wyżej wspomnianych kwestiach, nie wnosząc do dyskusji nic nowego, a przy okazji po macoszemu traktując bohaterów oraz gatunek, od którego przecież wychodzi. „Suspiria” to chaotyczna i mglista mozaika, która zdecydowanie lepiej działa jako ćwiczenie dla intelektualistów lubujących się w wyłapywaniu nawiązań, niż jako pełnoprawne dzieło filmowe. Wyzwalający okazuje się ostatni akt, który nareszcie przypomina, do czego reżyser tak naprawdę nawiązuje. Guadagnino ucieka w nim od przeintelektualizowanej duchoty i szaroburej kolorystyki, zamieniając „Suspirię” w hipnotyzująca, pulsującą feerię barw, odczuwaną już niemalże tylko na poziomie sensorycznym. Całości dopełnia rewelacyjny utwór, którego autorem (tak jak i całego soundtracku) jest niezrównany Thom Yorke. Pochwały należą się również obsadzie. Tilda Swinton jest tu jak zawsze fenomenalna. Tym razem gra aż trzy (sic!) role (w tym jedną męską, co zdaje się być równie bezcelowe, jak oczywiste w kontekście przyjętej konwencji). Błyszczy też Dakota Johnson dotychczas kojarzona głównie z niesławnym występem w serii „50 Twarzy Greya”. Daje ona popis nie tylko w świetnie zainscenizowanych scenach tańca, ale też w momentach subtelniejszych, wymagających aktorskiej erudycji, o którą niewielu by ją dotychczas posądziło.

Efekt końcowy już zdążył podzielić publiczność w zależności od wyznawanego podejścia do kina. Dla jednych będzie to interesujące i świeże nawiązanie do jednego z największych klasyków kinematografii, z kolei dla innych akademicka i przekombinowana profanacja. Trudno o lepszą rekomendację do zobaczenia „Suspirii” niż tak wielkie oczekiwania w połączeniu z tak skrajnymi opiniami.

 

 

„Suspiria” (2018)

reż. Luca Guadagnino
 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry