Uli Edel, kręcąc w 2008 r. „Baader-Meinhof”, nie miał ambicji stworzenia wielkiego kina artystycznego, ale film nie jest też ukłonem w stronę komercji, jest za to dobrze nakręconym swoistym fabularyzowanym reportażem o zajściach sprzed mniej więcej czterdziestu lat w ówczesnej RFN.
Po latach tzw. wojny z terroryzmem, z drugiej zaś strony faktycznego zagrożenia atakami radykalnych islamistów – mniej lub bardziej świadomie karmieni jesteśmy przekazem, jakoby na naszą porządną, spokojną i mieszczańską cywilizację zachodnią czyhał obcy jej wartościom terroryzm rodem z pustynnych piasków i będący prostą emanacją religii muzułmańskiej. Swoją drogą eksperci od PR Państwa Islamskiego – jeśli takowi istnieją – raczej niewiele robią, by ten przekaz uległ radykalnej zmianie...
Jednak człowiek myślący ma do dyspozycji nie tylko podaną na medialnej tacy teraźniejszość, ale też wszelkie predyspozycje, by pogrzebać w innych źródłach niż tylko najnowsze niusy i bieżące komentarze publicystyczne. I nie trzeba sięgać do zamierzchłych czasów. Wystarczy przypomnieć sobie walki w Irlandii Północnej albo separatyzm baskijski, żeby już zdać sobie sprawę z nieprawdziwości przekazu utożsamiającego terroryzm z islamizmem, a nade wszystko starającego się wmówić nam, że jest to aktywność obca cywilizacji zachodniej. Gdy sięgniemy pamięcią dalej wstecz – do lat siedemdziesiątych – będziemy musieli stwierdzić, że nic bardziej mylnego od owego przekazu.
Przekaz ten o tyle łatwo przyswajalny może być w naszej części Europy, że faktycznie miłościwie nam panujący wówczas reżim szczelnie odgradzał nas murem i zasiekami od zachodniej terrorystycznej zgnilizny. Jednak dla Europy Zachodniej tamtych lat terroryzm wszelkiej maści był niestety chlebem powszednim – to także lata działalności włoskich Czerwonych Brygad i wreszcie zachodnioniemieckiego RAF-u (Rote Armee Fraktion), o którym opowiada film.
W bardzo przekonująco sportretowanej postaci Ulrike Meinhof widać cały dramat uwikłania w terroryzm. Nie jest to fanatyczka, która szybciej działa, niż myśli czy też osoba nastoletnia spragniona buntu i walki z zastaną rzeczywistością. Jest to głęboko myśląca, dojrzała kobieta, niechwytająca się łatwo prostych rozwiązań. A jednak postanawia w pewnym momencie wybrać ścieżkę zbrodni – zbrodni dokonywanych świadomie w imię najwyższych dla niej wartości. I to wartości, którym ukazany w filmie przedstawiciel strony przeciwnej – władz zaatakowanej republiki federalnej – nie jest w stanie odmówić racji bytu. Wartości dla wielu z nas są bliskich – takich jak równość, sprawiedliwość społeczna.
Oglądając film miałem poczucie obcowania z bardzo misternie wykonaną robotą, w której każdy fałszywy dźwięk, każda niepotrzebnie dodana treść sprawiałaby, że stałoby się wszystko jedynie toporną manipulacją mająca przekonać bądź o tym, że skrajnie lewicowy terroryzm to zło od a do zet albo wręcz przeciwnie – że mimo dokonywanych przestępstw i śmierci wielu ludzi działania Grupy Baader-Meinhof miały sens. Otóż żadnej z tych rzeczy nie wyczytałem z tego filmu. Oglądałem zaś ukazany z bardzo bliska fenomen wiary w wartości, która to wiara prowadzi do uwikłania w ideologię, która zaś ideologia prowadzi do rozwiązań daleko przekraczających dozwolone na co dzień granice. Fenomen wspólny wielu islamistom, europejskim separatystom, RAF-owi, a sięgając jeszcze dalej wstecz pamięcią – zapewne też i naszemu rodakowi, dowódcy zbrodniczej Czeki...
„Baader-Meinhof”
reż. Uli Edel
2008