Charlie Kaufman, jeden z największych talentów amerykańskiego kina niezależnego, kazał nam czekać na swoje najnowsze dzieło aż 5 lat, tyle bowiem minęło od premiery fenomenalnej „Anomalisy”. Kaufman, który często borykał się z brakiem funduszy potrzebnych do stworzenia filmu, poszedł tropem wielu kolegów po fachu i zdecydował się na współpracę z Netflixem. Jej efekt to adaptacja książki „I’m thinking of ending things” kanadyjskiego pisarza Iana Reida pod tym samym tytułem.
Historia opowiada o związku Jake’a (Jesse Plemons) i jego dziewczyny Lucy (Jessie Buckley), którą zabiera po raz pierwszy na obiad do swoich rodziców. „Może pora z tym skończyć” to słowa, które kołatają się w głowie Lucy od momentu, gdy wsiada do samochodu swojego partnera, a dotyczą one jej związku. Film zaczyna się więc klasycznie i może przywodzić na myśl amerykańskie komedie romantyczne. Szybko jednak zrywa z realizmem i zaczyna skręcać w kompletnie nieprzewidywalnych kierunkach, do czego autor „Synekdochy: Nowego Jorku” zdążył nas już przyzwyczaić w swoich innych dziełach. Choć główna puenta opowieści wydaje się oczywista, trzeba się będzie nieźle nagłowić, aby przeniknąć wszystkie warstwy „Może pora z tym skończyć”. Kaufman dotyka tutaj swoich ulubionych tematów: nieuchronności przemijania, niewykorzystanych życiowych szans i nieudanych miłości. Po raz kolejny przedkłada też zgłębianie psychiki postaci ponad linearnie prowadzoną narrację. Wszystko to zanurzone jest w licznych kulturowych nawiązaniach. W dialogach padają nazwiska m.in. Davida Fostera Wallace’a i Williama Wordswortha, a w pewnym momencie Lucy wygłasza imponującą analizę „Kobiety pod presją” Johna Cassavetesa.
Całości dopełniają świetne zdjęcia i aktorstwo. Łukasz Żal dał tutaj kolejny popis swojego talentu operatorskiego, a na drugim planie królują świetni David Thewlis i Toni Kolet, która rolą matki Jake’a nawiązuje do swojego występu w „Hereditary” Ariego Astera. Choć „Może pora z tym skończyć” nie podbiło serc krytyków tak jednogłośnie jak „Synekdocha: Nowy Jork”, autor „Zakochanego bez pamięci” nie wyszedł z formy. Jego najnowsze dzieło to skomplikowana, pobudzająca intelektualnie i melancholijna mozaika, o której będziecie myśleć jeszcze długo po seansie. „I’m thinking of ending things” to także najmroczniejsza pozycja w filmografii Kaufmana i film, który nie pozostawia widzom żadnej nadziei. W sam raz na nadchodzące jesienne wieczory.
„Może pora z tym skończyć”
reż. Charlie Kaufman
2020