Wyszukiwanie

:

Treść strony

Kino

W lesie dziś nie zaśnie nikt - plakat

W Polsce jak w lesie

Autor tekstu: Karol Katryński
06.05.2020

Nietrudno wyobrazić sobie rozczarowanie, jakie dla wielu osób pracujących przy produkcji „W lesie dziś nie zaśnie nikt” przyniosła wieść o zamknięciu kin. Marzenia o udanym otwarciu spaliły na panewce. Ale mimo środowej decyzji premiera, która pośrednio odwołała piątkową premierę kinową, szybko okazało się, że kolejna szansa na sięgnięcie publiczności przyszła już w kolejny piątek, za pośrednictwem internetu. Taka strategia dystrybucyjna jest zarówno czymś zaskakującym, jak i w pełni zrozumiałym. Jaki efekt na odbiór filmu ma przeniesienie aktu oglądania z sali kinowej do przestrzeni własnego domu, a być może wręcz pod własną kołdrę?

Czy udostępnienie filmu za pośrednictwem Netflixa przyczyni się do większego sukcesu, nie tylko w Polsce, ale być może i na świecie? To wszystko interesujące tematy na osobne rozważania, ale z jednego powodu możemy mieć pewność, że źle się stało, że film ostatecznie nie trafił do kin. Ta opowieść to podręcznikowa realizacja założeń slashera – gatunku zupełnie nieobecnego w niesprzyjającej kinu gatunkowemu Polsce, dla której premiera tego konkretnego filmu w kinie mogłaby być bardzo znacząca.

Bo właśnie, „W lesie dziś nie zaśnie nikt” jest – tylko i aż – zwykłym slasherem. W istocie Bartosz M. Kowalski nie wymyślił tutaj nic nowego dla gatunku, który już lata temu skończył bieg swojej popularności. Postaci typowe – to archetypiczny dla slashera zestaw nastolatków, bieg wydarzeń – typowa walka ze śmiercią czyhającą wszędzie dookoła, antagonista – równie typowy łamacz kości, który ćwiartuje ludzkie ciała wielką maczetą. Nie ma tutaj nic, co mogłoby nas zaskoczyć i reżyser doskonale zdaje sobie z tego sprawę. To opowieść napisana przez fana gatunku i adresowana do fanów gatunku. Liczne są więc odwołania do najbardziej znanych slasherów, a schemat fabularny jest tak oczywisty, że dostrzegają go nawet bohaterowie. Wiele razy reżyser mruga do widza i autentycznie dostrzec można radość, jaką sprawiało mu tworzenie tego filmu. To gatunkowy festiwal dla wychowanych na popkulturze lat 80. i nikt nie deklarował, że miał to być ambitny artystycznie film.

Co prawda nie brakuje mu również niedociągnięć. Uzależnienie głównych bohaterów od technologii i obóz offline są zaledwie argumentem do wyprowadzenia narracji i z biegiem historii tracą zupełnie na znaczeniu, a w tytułowym lesie nikt nie może zasnąć z bardzo prostego powodu – jest środek dnia. Bądź co bądź, mankamenty techniczne można w pełni uzasadnić niskim budżetem produkcyjnym, który jednak nie przeszkodził w stworzeniu udanej charakteryzacji i niezwykle istotnej dla filmu warstwy dźwiękowej, zrealizowanej w znakomity sposób.

Wszystko to składa się na schematyczną narrację, jaką bardzo dobrze znamy. Tyle że tym razem zrealizowaną w Polsce i uwzględniającą polską problematykę społeczną. Ta typowo amerykańska formuła zaserwowana została polskiemu widzowi, który wbrew temu, co mogłoby się wydawać osobom odpowiedzialnym za decyzje finansowe i kontrolującym ten nasz filmowy rynek, głodny jest gatunkowych historii, które nie ograniczą się wyłącznie do komedii romantycznych czy mafijnych przygód w reżyserii Patryka Vegi. Niestety dla polskiego rynku weryfikacja tego głodu przy pomocy box-office’u się nie udała. Nie wiadomo więc, czy za tym pierwszym krokiem, jakim dla naszego kina miało być „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, ktoś postawi krok kolejny. Teraz może okazać się, że krok ten urwie się, a nasz polski horror na zawsze pozostanie głęboko w lesie.

 

 

„W lesie dziś nie zaśnie nikt”

reż. Bartosz M. Kowalski

2020

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry