Dokumentalne biografie są z reguły niezwykle trudne do sfilmowania i przedstawienia w sposób jak najbardziej obiektywny. Twórca może być bowiem na tyle mocno związany z przedstawianym tematem, że zapragnie stworzyć film poświęcony właśnie niemu samemu, a zainteresowania te mogą z kolei prowadzić do subiektywizmu. Inni natomiast swoje zamiłowanie do danej historii mogą chcieć przekazać widzom albo odwrotnie, mogą z czymś się nie zgadzać i chcieć to zamanifestować. Sam status kina dokumentalnego nie jest także do końca jasny – brak jego wyznaczników czy konkretnych kryteriów, jakimi przy jego tworzeniu trzeba się kierować. Istnieją również pewne napięcia między rzeczywistością a jej interpretacją czy między przedmiotem obserwacji a jego obserwatorem. Odpowiednie ustawienie kamery, ujęcie, montaż, nawet światło na planie mają ogromny wpływ na to, jak odbierzemy przedstawianą historię.
„A Letter to Elia” to niekonwencjonalny, godzinny dokument, który jest bardzo osobistym, wzajemnym odkrywaniem jednego wybitnego reżysera przez drugiego. Martin Scorsese i współtwórca obrazu Kent Jones zmontowali film bez przesadnych grzeczności i z pełną świadomością tego, co chcą przekazać. Nie znajdziemy w nim wypowiedzi osób związanych z głównym bohaterem na przestrzeni lat – większość dzieła składa się z komentarzy samego Scorsese’a ilustrowanych fotografiami i scenami z największych klasyków Kazana. Są tu także fragmenty jego archiwalnego wywiadu oraz czytane – przez aktora Eliasa Koteas’a – wybrane części autobiografii z 1988 roku.
What kind of a person must a film director be?[1] – pytaniem tym rozpoczyna Scorsese swe rozważania dotyczące Elii Kazana. Chwilę wcześniej słyszymy odpowiedź tego drugiego: [Should have] a very thick skin, a very sensitive soul, simultaneously[2] – już w tym momencie zdajemy sobie sprawę, iż będzie to bardzo emocjonalna i osobista podróż po świecie amerykańskiego reżysera. To, z jaką pasją mówi o twórczości Kazana, pobudza ten film do życia. Jest to, moim zdaniem, najmocniejszy punkt obrazu. Poprzez kolejne sceny przyglądamy się życiu i karierze twórcy „Dżentelmeńskiej umowy” – od syna greckich imigrantów, odnoszącego sukcesy aktora, po wybitnego reżysera. Mimo odniesień do wielu filmów trzy z nich znaczą dla Scorsese’a najwięcej – „Na nabrzeżach”, „Na wschód od Edenu” oraz „Ameryka, Ameryka”.
Pierwszy z nich obejrzał w 1954 roku w nieistniejącym już kinie „Loew’s Commodore” w Nowym Jorku. Dzieło to przemawiało do młodego Scorsese’a, ponieważ pokazywało świat, który znał i który miał dla niego znaczenie. Identyfikował się z opowiedzianą historią, bohaterami, a każda obejrzana scena wywierała nań głęboki wpływ. Obraz ten był również ważny dla samego Kazana, ponieważ zdefiniował go jako twórcę – pokazywał prawdziwe miejsca, zamiast filmowych dekoracji oraz autentycznych ludzi. Film ten można uznać za swego rodzaju „rozliczenie się” z pewnym wydarzeniem, które odmieniło jego światopogląd i bieg kariery. Marlon Brando gra młodego robotnika portowego, który postanowił zeznawać przeciwko własnemu bratu, gangsterowi odpowiedzialnemu za popełnione na nabrzeżach zbrodnie – dwa lata wcześniej Kazan znalazł się w podobnej sytuacji. W 1952 roku został on wezwany przed komisję senacką McCarthy’ego badającą dzielność antyamerykańską. W odpowiedzi na zadawane pytania złożył zeznania obciążające ośmiu kolegów z Partii Komunistycznej, do której należał zaledwie półtora roku w latach wielkiego kryzysu. Zostało to przyjęte bardzo negatywnie przez artystyczny świat i skutkowało znalezieniem się na „czarnej liście Hollywood”. Dokument nie pomija tego kontrowersyjnego w życiu reżysera momentu.
O drugim tytule Scorsese ponownie wypowiada się bardzo sentymentalnie i z wielkim podziwem. Opowiada, jak pierwszy raz widział go w 1955 roku jako młody chłopak. Czuł się częścią filmu, nie odczuwając żadnych ograniczeń. Po kolejnych seansach na przestrzeni lat coraz lepiej rozumiał sens i przesłanie tego dzieła. Zaczął analizować pracę Kazana – od światła, odpowiednich kadrów, prowadzenia aktorów, po montaż.
Ostatni z trzech wymienionych filmów to, zdaniem Scorsese’a, „ten” – epickie dzieło opowiadające o pozostawieniu tego, co znane i odkrywaniu z pasją tego, co nieznane – śmiałe spełnianie marzeń Kiedy wypowiada słowa: The picture is very special, to me because it’s the story możemy dostrzec, że fascynacja ta trwa nawet po pięćdziesięciu latach od premiery. Jest to osobisty dla obydwu twórców obraz. To historia ich rodzin – imigrantów; historia walki o nowe, lepsze życie. Obraz ten był dla Kazana pewnego rodzaju zerwaniem z Hollywood – odejściem od jego wzorców i sposobów tworzenia.
Po tych trzech filmach Scorsese zainteresował się całą filmografią twórcy „Układu” – oglądał, analizował, inspirował się. Kręcąc kolejne sceny swoich filmów, zadaje sobie każdorazowo pytanie, czy ta konkretna scena będzie wzbudzać takie wielkie emocje i miłość, jaką sam odczuwa dzięki Elii Kazanowi.
W 1964 roku jako student NYU miał okazję poznać swojego mistrza. Wspomina pierwsze zamienione z nim zdania i chęć bycia asystentem przy produkcji jednego z filmów Kazana. Spotykają się ponownie po kilka latach i od tej pory łączy ich przyjaźń, która przetrwa do śmieci Kazana w 2003 roku. Scorsese z wielkim sentymentem i zarazem rozżaleniem wspomina rozdanie nagród Akademii Filmowej z 1999 roku, kiedy wręczał, wraz z Robertem De Niro, twórcy „Ameryka, Ameryka” honorowego Oscara. Chwila to o tyle szczególna, że odbyła się w aferze skandalu związanego ponownie z zeznawaniem w 1952 roku. Mimo sprzeciwów i manifestacji mniejszości Elia Kazan otrzymał minutową owację na stojąco większości zgromadzonych gwiazd. Z dumą , stojąc u jego boku, wspierał go Martin Scorsese.
„A Letter to Elia” przedstawia historię na wielu różnych poziomach. Z jednej strony jest to prezentacja znakomitego dorobku twórczego Kazana i drogi , jaką musiał przejść. Z drugiej strony są to osobiste rozważania Scorsese’a. Jest on zafascynowany życiem greckiego imigranta przybywającego wraz z rodziną do USA i walczącego o lepsze jutro. Film nie obarcza nas zbyt dużą ilością osobistych detali. Twórcy skupiają się bardziej na filmach i znaczeniu, jakie miały one dla obu znakomitych reżyserów. Jak mówi sam Scorsese: Maybe you learn more from the work than the man[3]. Oglądając ów dokument, pojawia się w widzu niedoparta chęć zagłębienia się w bogatą filmografię Kazana. Twórca „Taksówkarza” zaraża nas swoją pasją. Nie robi tego w sposób infantylny – mówi bardzo rzeczowo i w naturalny sposób. Nie próbuje grać na emocjach widzów, czy przekonywać ich do swoich racji. Swoje wypowiedzi bardzo często uzupełnia wybranymi scenami filmowymi, które dopowiadają to, co reżyser przemilczał. To wszystko przeplata się z opiniami Elia Kazana – zarówno głos z off-u, jak i fragmenty wywiadu tworzą specyficzny dialog między reżyserami. Nie znajdziemy tu niepotrzebnego bagażu archiwalnego materiału i wywiadów współpracowników. Odkryjemy autentyczne emocje i zwrócimy uwagę na Kazana nie tylko jako wybitnego artystę, ale także, a może przede wszystkim, jako człowieka. Archiwa wybrane na potrzeby tego dzieła są wyważone, ale niezmiernie interesujące. Dostrzegamy sporą ilość prywatnych fotografii dopełnionych opowiadanymi historiami, które ukazują Kazana jako człowieka, którym targają niezliczone emocje. Wywiad, na który twórcy się zdecydowali jest daleki od podniosłego tonu czy próby usprawiedliwienia tego, co wydarzyło się w roku 1952. W tej kwestii Kazan wyraża się bardzo poważnie, z lekkim żalem w głosie, ale dzięki temu, jest on dla nas jeszcze bardziej autentyczny i ludzki – mówi : Either way you go, you lose[4]. Wydarzenie to dotknęło go głęboko, lecz stara się mówić o nim jedynie przez pryzmat swoich filmów. Jakiekolwiek mamy odczucia co do działań Kazana w czasach „czarnej listy”, obraz ten pokazuje siłę najwybitniejszych jego dzieł i tego, co prezentowały oraz uświadamia nam, iż żaden twórca filmowy nie żyje w próżni.
Martin Scorsese w swoim artystycznym dorobku ma około dwudziestu filmów dokumentalnych. Spora część z nich dotyczy jego osobistych pasji i zainteresowań. Warto przytoczyć chociażby „Italianamerican”, w którym występuje wraz z rodzicami i opowiada o trudach imigrantów w Nowym Jorku. Innymi przykładami mogą być „Historia kina amerykańskiego według Martina Scorsese” czy „Bez stałego adresu: Bob Dylan”, w którym czujemy, że muzyka lat 60., jak i sam muzyk są mu bliscy. Oglądając jednak „Letter to Elia” nie mamy wątpliwości, że ów obraz jest jednym z najgłębiej sięgających w prywatne myśli reżysera. Jeśli nie możesz swojemu idolowi powiedzieć, ile dla ciebie znaczy – pokaż mu to. To kluczowe przesłanie, które komunikuje to dzieło. Końcowe słowa skierowane wprost do Elia Kazana wyrażają najwięcej: and the only way I could tell you how much you meant to me was by making movies[5].
[1] M.Scorsese, K.Jones, Letter to Elia, 2010, min. 00;02:47
[2] M.Scorsese, K.Jones, Letter to Elia, 2010, min. 00:02:33
[3] M.Scorsese, K.Jones, Letter to Elia, 2010, min.00:55:25
[4] M.Scorsese, K.Jones, Letter to Elia, 2010, min.00:19:32
[5] M.Scorsese, K.Jones, Letter to Elia, 2010, min.00:58:40