Wyszukiwanie

:

Treść strony

Kino

Świat potrzebuje szaleńców

Autor tekstu: Karol Katryński
03.04.2019

Rok 1879, wysiłki profesorów z Uniwersytetu Oksfordzkiego skoncentrowane na napisaniu pierwszego słownika języka angielskiego klasyfikującego każde słowo, od kilku lat spełzają na niczym. Nadzieją na rozwiązanie tego problemu okazuje się James Murray. Człowiek bez akademickiego przygotowania, samouk. Profesorowie, choć powierzają mu zadanie pokierowania zespołem redakcyjnym słownika, nie pozostają bez uprzedzeń. Zarówno wobec niego samego, jak i wobec jego nowatorskiej metody zdobywania materiału do opracowania. Czy to już temat na film? Może dobrze byłoby coś jeszcze do tego dodać? Przenieśmy się w takim razie do Londynu: chory psychicznie mężczyzna zabija niewinnego człowieka. A teraz powiedzmy, że ów zabójca za chwilę okaże się największym pomocnikiem Murraya, a zarazem jego przyjacielem. Osobą, bez której, pomyśleć by można, słownik nigdy by nie powstał. Czy teraz jest to materiał na znakomity film?

Cóż, trzeba przyznać, że tak i Mel Gibson, w swoim zamiłowaniu do opowiadania o ludziach niezwykłych, zauważył to już lata temu. Choć trochę czasu upłynęło zanim to spostrzeżenie zaczęło przeradzać się w konkretny scenariusz, to w końcu w 2015 roku rozpoczęły się prace nad filmem. Nie obeszło się jednak bez sporych kłopotów, a w zasadzie spięć, w wyniku których z projektu ostatecznie odszedł sam Gibson wraz z reżyserem, Farhadem Safinią. Obaj nalegali, aby zdjęcia przedłużyć o kolejne 6 dni i w Oksfordzie, zamiast w dublińskim Trinity College, nakręcić część scen. Dzięki temu  również sam film miał być dłuższy. Na taki krok nie zgodzili się producenci, którzy uznali że projekt i tak się już przeciąga, wykracza poza planowany budżet, a po dograniu dodatkowych scen, ostateczny rezultat będzie również zdecydowanie dłuższy niż zakładano.

W końcu opowieść o twórcach pierwszego oksfordzkiego słownika została jednak zrealizowana, a my podziwiać możemy dwóch wielkich aktorów wcielających się w tytułowe role. Obaj w filmie wyglądają niemal tak imponująco, jak ich długie brody. Mel Gibson wzbudza autorytet godny profesora, a u Seana Peena szaleństwo widać w oczach. Niestety, z wyjątkiem może tej właśnie postaci, czyli chorego psychicznie W. C. Minora, pozostali bohaterowie, niezależnie od tego, jak dobrze wykreowani przez resztę obsady, wydają się po prostu płytcy. Brakuje w nich jakiejkolwiek nieoczywistości. I to zresztą zarzut nie tylko wobec postaci, ale  też całego scenariusza, który nie jest w stanie zaskoczyć.

Mimo że starannej realizacji filmowi odmówić nie można, to jednak trudno doszukiwać się tutaj czegoś, czego nie widzieliśmy w innych tego typu produkcjach. Jak w zasadzie w każdym filmie biograficznym, tak i tutaj, główna postać, czyli James Murray, okazuje się wielkim bohaterem, walczącym nie tylko dla dobra całego świata, realizując w pocie czoła ambitny projekt, jakim jest napisanie słownika, ale także o swojego przyjaciela. Fabuła filmu to historia napisana według prawideł gatunku – autentyczne wydarzenia napisane raz jeszcze; tym razem w sposób pozwalający na możliwie najdramatyczniejsze, tak romantyczne, jak tylko się da, ich opowiedzenie.

Na pewno nie jest to kino samo siebie kompromitujące, a nawet, można by rzec, zasługujące na jakiś rodzaj aprobaty. Oczywiście wtedy, kiedy „Profesora i Szaleńca” oceniać będziemy przez pryzmat tych właśnie zasad, których twórcy zdecydowali się nie przekraczać. W końcu jest to ładny film kostiumowy, oddający wiarygodny klimat Anglii przełomu XIX i XX wieku. Narracja, choć schematyczna, to jednak zachowuje odpowiedni dynamizm, dzięki któremu nie trudno jest w niej się odnaleźć i zaangażować w jej przebieg. Występujący aktorzy, sami w sobie znakomici, równie dobrze odgrywają swoje role. Wreszcie, jest to, koniec końców, ładna opowieść o morderczej pracy, przyjaźni i o tym, jak bardzo potrzebujemy czasem szaleństwa, aby zrealizować tak ambitne cele, jakim jest, dla przykładu, napisanie słownika. Jednak mimo wszystko wydaje się, że osoby wybierające się do kina, skuszone nazwiskami Mela Gibsona czy Seana Peena, będą oczekiwać czegoś ponadprzeciętnego. Tymczasem tutaj do ponadprzeciętności trochę brakuje. Trudno gdybać, jak duży przekład na końcowy efekt miały nieporozumienia pomiędzy twórcami. Być może faktycznie rację mieli Gibson i Safinia, a dodatkowe zdjęcia w Oksfordzie byłyby kluczowe dla całej opowieści?

 

„The Professor and the Madman”

reż. Farhad Safinia / P.B. Shemran)

        Fastnet Films

Icon Entertainment International

2019

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry