Długo się zastanawiałem nad wyjazdem do Poznania na pierwszą edycję „Komiksowych wojen”. Pogoda nie zachęcała, ranna godzina pobudki wręcz zniechęcała, a program wydawał się ciekawy, ale nie na tyle, by od razu powiedzieć: „Tak, jadę”. Ostatecznie w sporej mierze to czynniki pozakomiksowe przyczyniły się do mojego wyjazdu.
Zadeklarowanie swojej obecności na facebookowym wydarzeniu nie przełożyło się w stosunku jeden do jeden na obecność uczestników, co nie znaczy, że Biblioteka Uniwersytecka goszcząca „Komiksowe wojny” świeciła pustkami. Ludzi przybyło sporo. Przewijali się korytarzami, wyszukiwali ciekawych komiksów w atrakcyjnych cenach wśród półek sklepu Multiversum i czasem tłumnie, a czasem nie, uczestniczyli w prelekcjach. Sam udałem się na kilka z nich, ale ku mojemu rozczarowaniu nie należały one do najciekawszych. Ogólnie mówiąc, panele były nudne, niedopracowane, na dwóch z nich się okazało, że kilka osób z publiczności ma większą wiedzę od prelegentów. W sumie nie ma w tym nic złego, lecz ciągłe przerywanie i dopowiadanie, że „było tak, a nie tak” albo „on zrobił to, a nie to” lub „to był on, a nie on” było bardzo irytujące.
„Zawisnąć na linie – czyli zwierzenia Spider-Mana” to prelekcja dra Pawła Szymkowiaka, która znalazła się w programie w ostatniej chwili. Niestety, pan Paweł wiedział bardzo dużo o pająkach i ich sieciach, ale nie wiedział prawie nic o Spider-Manie, przez co prezentacja w zasadzie była ciekawostką. Swojej niewiedzy nie ukrywał i ciągle zwracał się do publiczności z pytaniami, czy Spider-Man też tak robił jak omawiane przez niego gatunki pająków. Nie samymi komiksami człowiek żyje. Miło jest posłuchać o czymś innym niż supermocach i kolorowych kostiumach, ale tytuł prezentacji wskazywał na coś zupełnie innego, niż zaprezentowano. Ktoś popełnił błąd.
„Spider-Man and His Amazing Enemies” to następna prelekcja dotycząca mojego ulubionego superbohatera, a raczej jego przeciwników. Nikodem „Spider-Nik” Domeracki wybrał pięciu antagonistów Pajęczaka, których starał się szczegółowo przedstawić. Pojawili się Green Goblin, Venom, Sandman, Dr Octopus i ktoś jeszcze, ale spotkanie było tak monotonne, że na chwilę opuściłem salę, aby złapać trochę oddechu. Nie wiem zatem, kto był tym piątym. Nie czuję się z tego powodu jakoś specjalnie rozgoryczony.
Następny panel był o wiele żwawszy. Poprowadzili go wspólnie Wiktor Talaga, Artur Krzyżaniak, a dotyczył 20 najpotężniejszych istot w uniwersach DC Comics i Marvel Comics. Większości przedstawionych bohaterów nie znałem, więc walor poznawczy tej prezentacji był niezaprzeczalny. Szkoda tylko, że prelegenci nie byli do niego przygotowani w 100 proc. i często swoją niewiedzę musieli ratować raz lepszymi, raz gorszymi żartami. Publiczność się śmiała, więc chyba wypaliło.
Najciekawsze okazało się spotkanie z twórcami polskich superbohaterów. Na sali zasiedli Maciej „Kater” Zaręba i Damian „Picador” Zajko, odpowiedzialni za „Nieustraszonego Szpaka”, oraz Łukasz Ciżmowski, rysownik „Incognito”, a także Dariusz Stańczyk, scenarzysta „Lisa”. Spotkanie poprowadził Wojciech „Kelen” Nelec, który przygotował kilka standardowych pytań: jak, dlaczego, co dalej? Akurat nie jest to zarzut, ponieważ są to w większości przypadków początki twórcze wspominanych panów, a pytania o inspiracje i plany pozwoliły na ciekawe zaprezentowanie się autorów. Na tyle ciekawe, że każdy tytuł wydał się wart sięgnięcia po niego. Jestem ciekaw komiksowej przyszłości nowej fali polskich superbohaterów. Przynajmniej ja, bo akurat publiczności na tym spotkaniu było jak na lekarstwo. Ciekawsi są przeciwnicy Spider-Mana, Green Lantern i X-Men.
Na koniec wziąłem udział w konkursie „Test na temat superbohaterów”. Tym razem sala została wypełniona do ostatniego miejsca. Organizatorzy przygotowali 12 pytań. Po sześć dotyczących bohaterów Marvela i DC. Łatwych czy trudnych? Tylko dwóm osobom udało się zdobyć maksymalną liczbę punktów. Ja padłem na trzech z DC. Będę musiał udać się na korepetycje do kolegi Fiuka. Nagrody zostały ufundowane przez wydawnictwa Egmont i Mucha, a były to nie lada nagrody. Zwycięzca konkursu dostał dwie wielkie reklamówki wypchane komiksami. Nagród było sześć. Dla każdego reklamówka, tylko jej wielkość była zależna od zajętego miejsca. Zastanawia mnie, jak to jest, że na małych komiksowych imprezach organizatorzy bez problemu zdobywają nagrody dla uczestników, a na dużych w zasadzie nie ma takich konkursów dla fanów?
„Kosmiczne wojny” trwały dalej. Zobaczyłem czerwony rower, o którym pisałem w poprzednim numerze, i zniknąłem. W końcu tak jak wspominałem na początku – to dzięki pozakomiksowym sprawom zawitałem do Poznania i to one dostarczyły mi tego dnia najwięcej frajdy.
PS1 Oczywiście to tylko ułamek z tego, co działo się w Bibliotece Uniwersyteckiej. Może w przyszłym roku wezmę udział w większej liczbie atrakcji albo przynajmniej te atrakcje, w których wezmę udział, okażą się atrakcyjniejsze.
PS2 To kolejna komiksowa impreza zorganizowana w Poznaniu. Jestem ciekaw, kiedy to miasto przejmie pałeczkę polskiej stolicy komiksu.