Z Łukaszem Chmielewskim – scenarzystą i publicystą komiksowym – trochę o przeszłości, ciut o teraźniejszości i nieco o przyszłości Batmana w komiksie i kinie rozmawia Dawid Śmigielski
Batman – bohater komiksu
Za co ludzie kochają Batmana?
Zapewne za to, że jest po prostu człowiekiem, a nie jakąś nadludzką istotą z innej planety czy też kolesiem ugryzionym przez radioaktywnego robaka. Wszystko, do czego doszedł, zawdzięcza sobie i fortunie swoich rodziców (śmiech). A tak poważnie: dla wielu ludzi może mieć znaczenie determinacja jego krucjaty. Plus fakt, że jest taki mroczny i – jak mawiają Amerykanie – konkretny z niego „badass”. My chyba w języku polskim nie mamy określeń na takich kolesi. Może „kozak”?
75 lat wzlotów i upadków, przy czym tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Jest coś, czego Batman nie osiągnął w swojej długoletniej historii?
Dla mnie ta postać to fenomen. Możesz z nim opowiedzieć historię grozy, thriller, kryminał, obyczajówkę, sądowy dramat – hmm, tego chyba jeszcze nikt nie próbował – i zawsze się to sprawdzi. Nawet w konwencję SF by się wpasował, czego zresztą już niektórzy próbowali z różnym skutkiem. Aczkolwiek uważam, że ten bohater najlepiej sprawdza się w konwencji „ulicznej”, ewentualnie w thrillerach czy horrorach.
Sukces ma wielu ojców, ale komu Batman zawdzięcza najwięcej?
Bill Finger – niedoceniony współtwórca Mrocznego Rycerza, który z absurdalnego konceptu Boba Kane’a stworzył postać dziś już legendarną. Został przez tę kreaturę – Kane’a – wykorzystany i wyrzucony na śmietnik historii. Finger zasłużył sobie na to, żeby zawsze go wspominać, przy każdej nadarzającej się okazji, kiedy tylko mówi się o fenomenie Batmana. Mam nadzieję, że kiedyś nastaną czasy, w których jego nazwisko pojawi się na stronach tytułowych komiksów lub w czołówkach filmów.
Frank Miller – artysta, który zmienił postrzeganie postaci Batmana i ostatecznie wyciągnął go z kampowego bagna – tak, wiem, że się nie zgadzasz (śmiech) – w którym unurzał go serial z lat sześćdziesiątych. Jego „Powrót Mrocznego Rycerza” to chyba nie tylko najlepszy komiks z Batmanem w roli głównej, ale i jeden z najlepszych komiksów „ever”.
A poza tym: Alan Grant – za kilka wspaniałych historii z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych; Jim Starlin – za znakomity thriller z Batsem „Dumpster Killers”; Greg Rucka – za jego wersję Batmana; Alan Moore – za „Zabójczy żart”.
Na niwie filmowej Tim Burton i Sam Hamm oraz Christopher i Jonathan Nolan, a także Bruce Timm.
Dodałbym do tej listy jeszcze Dennisa O’Neila i Neala Adamsa, którzy po kolorowych latach sześćdziesiątych przywrócili Batmanowi jego mroczne oblicze.
Masz rację. Choć – moim zdaniem – ich dokonania nie przetrwały próby czasu. Jednak wówczas, kiedy powstawały, były niewątpliwie przełomowe.
Mroczny Rycerz ma się w naszym kraju dobrze, jak nigdy dotąd. Dwa wydawnictwa publikują komiksy z jego przygodami, kolejne „ważne” tytuły mają premiery na polskim rynku. Skąd ten nagły nietoperzowy boom po tylu latach komiksowej posuchy?
Egmont Polska próbowało w latach 2003–2004 – wtedy nie wyszło. Sukces „Mrocznego Rycerza” Nolana przypomniał jednak Polakom spoza komiksowego getta, że jest ktoś taki jak Batman i że to nie wstyd czytać komiksy o nim. Tak więc czytają i duzi, i mali, a nawet ci, którzy normalnie od komiksów stronią. Jako fana Batmana cieszy mnie, że akurat on znalazł się w wąskim gronie takich postaci jak: Tytus, Kajko i Kokosz, Asterix czy Thorgal.
Jakich tytułów brakuje na polskim rynku, czyli co powinno zostać jeszcze wydane?
Całej masy! I śmiem twierdzić, że nigdy nie nadrobimy zaległości. Podejrzewam, że polscy czytelnicy ucieszyliby się z: „No Man’s Land”, wyboru najlepszych historii z obu woluminów bardzo dobrej serii „Legends of the Dark Knight”, opowieści pisanych przez Grega Ruckę, o którym wspominałem, reedycji komiksów Alana Granta i Norma Breyfogle’a czy bardzo dobrych crossoverów: „Bruce Wayne: Murderer?” i „Bruce Wayne: Fugitive”. Fanom ramotek spodobałaby się klasyczna już wersja Dennisa O’Neila i Neala Adamsa. Więcej wartościowych komiksów o Batmanie znajdziemy zdecydowanie przed reżimem marketingowców spod szyldu „New 52”.
W komiksie, jak to w komiksie – nieważne, co się wydarzy, wszystkie ewentualne zmiany, takie jak na przykład rasa, śmierć, kolor kostiumu czy płeć, wraz z kolejnym restartem zostaną zamiecione pod dywan. Jaka jest przyszłość Batmana w tym medium?
Zarabianie pieniędzy przez wydawnictwa na coraz mniej znaczących historiach o niczym. Historiach, które i tak będziemy czytać w oczekiwaniu na kolejne dzieło na miarę Millera, Moore’a, Rucki czy Granta. I dlatego, że po prostu uwielbiamy tę postać.
Ciężko napisać znaczące historie, kiedy co parę lat robi się restart. Istnieje więź między starymi czytelnikami a bohaterami komiksów, ale nowi odbiorcy chyba takiej więzi nie mają. Można stwierdzić, że Batman, ale też i herosi Marvela, to w tej chwili nie komiks, tylko moda? Marka, na której można się wypromować?
Jak najbardziej. Mam nadzieję, że w zalewie słabych historii pojawią się jeszcze jakieś perełki, których nie stłamszą marketingowe sztuczki redaktorów z DC Comics.
Przyjdzie czas na to, by Batman wyjawił światu, że jest homoseksualistą?
A dlaczego myślisz, że jest? Te wszystkie panny wokół niego... Daj spokój. Teraz mnie wkurzyłeś (śmiech). Nie wiem, mam nadzieję, że do tego się nie posuną. Aczkolwiek lobby LGBT, wtykające swoje ulubione wątki w coraz większą liczbę opowieści filmowych, komiksowych czy literackich, może spróbować i z Batmanem. Dziwne czasy nastały.
Batman – bohater kina
Christopher Nolan i jego filmowa trylogia to najlepsze, co mogło się przytrafić Batmanowi?
Nie, oczywiście, że nie. Moja trylogia byłaby lepsza (śmiech). To znaczy, gdybym ja pisał scenariusz, bo reżyser ze mnie żaden (śmiech). Pozwolę sobie na odrobinę prywaty i zapodanie linka: http://kzet.pl/2012/07/o-filmie-ktorego-nie-bedzie.html. Mam Nolanowi kilka konkretnych rzeczy do zarzucenia, na przykład płytkie potraktowanie postaci Harveya Denta czy idiotyczne ujęcie krucjaty Mrocznego Rycerza – osiem lat przerwy po wydarzeniach z Jokerem? WTF? Batman robiłby swoje tak czy siak – czy byłby oskarżany o śmierć Denta, czy też nie. Dlatego uważam, że ta postać wciąż czeka na doskonałą ekranizację. Burton i Nolan byli blisko, ale to jeszcze nie to.
Lista zarzutów zasadna, nie licząc tego dotyczącego postaci Denta. Choć nie jest to zbyt udana trylogia, to jednak po premierze „Mrocznego Rycerza” zapanowała prawdziwa Batmania – tak w Polsce, jak i na świecie. Skoro tym filmom tak wiele brakuje, to może kluczem do tego sukcesu jest rola Jokera w interpretacji Heatha Ledgera?
Ledger był znakomity, ale przede wszystkim to dobre historie, opowieści wywołujące emocje. Filmom czegoś brakuje, ale raczej w ocenie tego czy innego hardcore’owego fana Batmana. Przeciętnego oglądacza nie interesują moje czy Twoje zarzuty – on się po prostu dobrze bawi i przy okazji zastanawia nad tym i owym.
„Myślę, że będzie to na moim nagrobku. Tak zostanę zapamiętany” – takimi słowami Joel Schumacher odniósł się ostatnio do pytania o słynne „batsutki”, które wprowadził w swoich dwóch filmach o Batmanie. Rzeczywiście fani będą mu to pamiętać po wsze czasy?
Schumacher nie jest złym reżyserem – bardzo dobry „Telefon” chociażby – ale jego Batman był porażką. Jako reżyser odpowiadał za całość i pewne rzeczy nie powinny były się zdarzyć. To żenujące, że ten facet ma teraz możliwość zrobienia komiksu, w którym ma pokazać, jak „Batman Forever”, „Batman i Robin” oraz „Batman Triumphant” – niezrealizowany – miały wyglądać. Te tytuły, raaany! Wiem, że istnieją i istniały naciski wytwórni na to, jak filmy mają wyglądać, ale to jego nazwiskiem te potworki były firmowane. I, jak powiedział kiedyś pewien generał: „Są granice, których przekroczyć nie wolno”. No, ale Ty akurat trochę cenisz „Batmana i Robina”. Wyjawisz nam w końcu: dlaczego?
Nawet nie trochę, a bardzo. „Batman i Robin” jest chociażby doskonałym filmem familijnym. Możesz go puścić dzieciakom – wiem, wiem, każdy miał pięć lat, gdy oglądał „Batmana” Burtona – a przy okazji doskonale się na nim bawić. Wystarczy, że nie będziesz brał go na serio. „Batman i Robin” to właśnie taka kwintesencja dobrej zabawy. Poza tym tutaj Batman to bohater, który się nie poddaje i walczy do samego końca. A we wcześniejszym „Batman Forever” czy we wspomnianej już trylogii Nolana Batman nie zawsze postępował jak Batman. To chyba dobry powód, by cenić to dzieło Schumachera?
Wybacz, ale zdecydowanie nie. Łyżwy w butach? Surfowanie na wyrwanych drzwiach w podmuchu eksplozji? Arnold jako Mr Freeze – jedna z najbardziej dramatycznych postaci w galerii przeciwników Batmana? Bane jako przygłupi mięśniak? Wiesz, mi naprawdę ciężko było zachować dystans, a jestem wielkim fanem „Drużyny A”. Szczerze mówiąc, chciałem wyjść z kina.
Powinieneś obejrzeć ten film jeszcze raz i to z polskim dubbingiem. Nigdy nie powiem, że to jest znakomity film, jednak jest tu zachowany etos superbohatera, jest rozmach, jest camp – niezamierzony, ale ostatecznie bardzo udany. Wystarczy podejść do niego na luzie. Poza tym gdyby nie klęska „Batmana i Robina”, nie byłoby tak dobrego przyjęcia „Batmana: Początek” – filmu bądź co bądź rozczarowującego.
Ty mnie chyba chcesz wykończyć! W dodatku z dubbingiem? Nienawidzę dubbingu! Nie ma takiej opcji. Wybacz, ale Schumacherowi mówimy stanowcze nie. W „Batmanie i Robinie” podobał mi się tylko kostium Mr Freeze’a.
Wracając do komiksów pisanych przez Schumachera, DC Comics chyba jednak wycofa się z tego pomysłu, choć nie jest to jeszcze oficjalnie potwierdzone. Naprawdę nie ciekawiłby Cię końcowy efekt takiego projektu? Może warto dać się zrehabilitować reżyserowi, którego „Batman Forever” był kasowym sukcesem…
Ale, że co? Nie będzie sutków na kostiumie? Sorry, Joel – unforgiven (śmiech). Oba te filmy były po prostu fatalnie napisane. Poza tym Schumacher nie jest żadnym scenarzystą, to Akiva Goldsman odpowiadał za historie z kinowych Batmanów. Musieliby to napisać wspólnie.
Jakim Batmanem będzie Ben Affleck?
Znakomitym. Zawsze lubiłem Afflecka i irytują mnie uwagi, że nie potrafi grać. Najważniejszy jest scenariusz i to, żeby Affleck po prostu miał co zagrać. O niego się nie boję. Nie ukrywam jednak również, że od dawna uważam, iż Mrocznego Rycerza powinien zagrać Jim Caviezel – koleś ma w sobie ten „mrok”. I przy okazji – tym bardziej mi przykro z powodu śmierci Robina Williamsa – miałem nadzieję, że w końcu uda mu się zagrać któregoś z przeciwników Batmana. To było jego marzenie. Niestety.
U Zacka Snydera może mu być ciężko cokolwiek zagrać…
A dlaczego? Ja bardzo lubię jego filmy. Nie wszystkie, ale to wizjoner. Nawet „Sucker Punch” było bardzo przyjemne plastycznie. Natomiast „Człowiek ze Stali”, poza niedociągnięciami scenariusza, jest bardzo dobry. Jak dla mnie jest to film pełen scen wywołujących emocje – nie tylko czysty „fun”, jak to jest w produkcjach Marvela. Poza tym Snyder to prawdziwy fanboy i widać, że kocha te postaci. W ogóle dawno temu ujął mnie swoim marzeniem zrobienia ekranizacji „Powrotu Mrocznego Rycerza” ze Stallone w roli Batmana. To byłoby coś. Skończy się swobodną przeróbką z Affleckiem zamiast Sly’a. Dlaczego nie lubisz Snydera?
Lubię, trochę. Najbardziej cenię jego wersję „Świtu Żywych Trupów”, reszta to takie wizualne zabawy, które rozumiem i akceptuję, ale jego filmy nie mają dobrych scenariuszy. Dlatego Affleck nie będzie miał czego tam zagrać. Będzie wielkim mrukliwym mięśniakiem w kostiumie Batmana – oglądając ostatnio „Zaginioną dziewczynę”, myślałem, że koszula mu pęknie przy kolejnym wdechu. Wątpię, by ta rola miała w sobie coś z „Powrotu Mrocznego Rycerza”…
Wierzę, że Snyder Cię zaskoczy na plus. Affleck takoż (śmiech).
W kinie Batman stoi na jakimś dziwnym rozdrożu. Zamiast kolejnych solowych występów powoli staje się częścią większego uniwersum. Jest to mu w ogóle potrzebne?
To marketingowa sztuczka wytwórni Warner Bros, która chce zdyskontować sukces filmowego Marvela. Z finansowego punktu widzenia to powinno wydarzyć się już dawno temu. To DC Comics/Warner mają największe marki w tym biznesie. Tylko nie mieli na nie wcześniej pomysłu. Tak że jest to nawet bardziej potrzebne im, co nie znaczy, że sama postać na tym nie skorzysta. Liczę na osobne kinowe projekty z Batmanem, jest jeszcze tyle historii do opowiedzenia i tyle postaci do pokazania.
A nie jest tak, że największym problemem DC/Warnera są właśnie te dwie ikony? Kręcimy „Ligę Sprawiedliwości” tylko dlatego, że mamy Batmana i Supermana. W cieniu tych herosów może być ciężko wypromować nowych…
Bez przesady. Wszystko zależy od tego, komu powierzy się pisanie scenariuszy i reżyserię. Skoro Marvel mógł zrobić hit z trzecioligowych komiksowych „Strażników Galaktyki”, DC/Warner mogą to zrobić z tak nieszczęsnymi postaciami jak Green Lantern czy Wonder Woman. Wszystko zależy od tego, w czyje ręce trafi projekt i jak wielu naciskom będzie ta osoba musiała podlegać. Swoją drogą, którą z postaci z Batmana chciałbyś zobaczyć na dużym ekranie? Kogoś, kogo jeszcze nie widzieliśmy, czy starych znajomków w rodzaju Jokera, Two-Face’a czy Riddlera?
Chciałbym zobaczyć Batmana bez dziwolągów. Batmana, który pomaga społeczeństwu. Dlatego z chęcią obejrzałbym film na podstawie historii duetów Grant/Breyfogle oraz O’Neil/Adams. Tylko że taki obraz nigdy nie powstanie, prawda?
Mógłby, gdyby filmy kinowe były wspomagane serialami. Dobrze zrobionymi telewizyjnymi produkcjami z tą samą obsadą co odsłony na dużym ekranie. Wtedy byłby czas na pokazanie różnych „oblicz” tej postaci, pogłębienie jej psychologicznie – tak jak robiono to w komiksach. I może doczekalibyśmy się serialu wartościowego, a nie „padaki”, jaką jest „Gotham”. Zresztą zauważyłeś, że estetyka komiksowa przenosi się do telewizji i jest dobrze przyjmowana. Oglądalność odcinków różnych seriali bije na głowę wyniki sprzedaży komiksów. Nie uważasz, że to pora na dobry telewizyjny serial o Batmanie? Z wysokim budżetem i dobrymi aktorami?
Nie licząc statystyk oglądalności „Gotham”, serial jest – czy też może być – najlepszym nośnikiem dla ekranizacji komiksów. Kiedyś chodziły słuchy, że ktoś chce nakręcić adaptacje „Sandmana” czy „Preachera” w formie filmu pełnometrażowego, co przecież jest niewykonalne. Na szczęście w końcu producenci wpadli na pomysł, by zrobić z tych komiksów seriale TV. I to może wypalić. Wracając do Nietoperza – liczyłem na serial rozgrywający się w batscenerii, który byłby kontynuacją Nolanowskiej trylogii. Z Robinem, ale bez Batmana. Jej zakończenie było idealną furtką dla takiego projektu.
Akurat „Sandman” powstanie jako kinowa wersja. Wracając do Nietoperza – tak, serial, na który liczyłeś, mógłby być ciekawy, ale zapewne dla decyzyjnych z Warnera kolidowałby z ewentualną kolejną kinową wersją przygód Bruce’a Wayne’a. Myślę, że producenci nie mają najlepszego zdania o inteligencji amerykańskiej widowni i wychodzą z założenia, że mogłaby nie objąć rozumem takiej dywersyfikacji. Zresztą, chociaż lubię komiksowe zagrywki – czasem może się z nich wykluć jakiś fabularny majstersztyk – dla mnie Batmanem zawsze będzie tylko Bruce Wayne. Reszta to tylko podróbki.
Dziękuję za rozmowę.
Ja również.