Mikołaj przyszedł wcześniej do tych, którzy dawno, dawno temu zdecydowali się przygarnąć żółwie pod swój dach. Pewnie niewielu się spodziewało, że do tego dojdzie, przyglądając się wyrafinowanym ruchom wydawnictwa Fantasmagorie. Z kolei ja postanowiłem zaadaptować pewnego kota zwanego Krejzolem, wierząc naiwnie, że w ten sposób pomogę raczkującemu edytorowi. I tak na przekór wszystkiemu do tej pory go nie otrzymałem. Czyli lepiej było postawić na zupę żółwiową. Teraz już tylko liczę na skuteczną interwencję siły wyższej. Z drugiej strony trzeba przyznać, że odyseja wydawnicza Fantasmagorii to całkiem zabawna rozrywka i wbrew wszystkiemu nie zanosi się na jej koniec. Kałabanga!
Wymarzonej zimy i dużej liczby dobrych komiksów od zaufanych wydawców w nowym roku.