Ustawa o jednolitej cenie książki znów majaczy na horyzoncie. Blady strach padł na wydawców i czytelników. Koniec z rabatami na 40-procentowym poziomie? Komiksy zdrożeją? Nakłady spadną? Małe wydawnictwa upadną? Czytelnictwo zmaleje, zamiast wzrosnąć? Osobiście marzą mi się czasy, kiedy wejdę do pierwszej lepszej małej księgarni (jeżeli jakaś jeszcze do tego czasu zostanie na rynku) i kupię komiks po dość niskiej, niemalże internetowej cenie. Dotknę, wybiorę i zapłacę. I tak z miesiąca na miesiąc, nawiązując kontakty z sympatycznymi sprzedawcami. Wchodzę, kupuję i wychodzę. Interes się kręci. Zapach świeżej farby drukarskiej omamia zmysły. Przyjemność z bezpośrednich zakupów bezcenna. Gdyby ta ustawa tak zadziałała, byłoby miło. Gdyby…
Na razie, mam wrażenie, polski rynek komiksu zaczyna przybierać dziwną formę ekskluzywności. Jeszcze całkiem niedawno sugerowano, że wydanie twardookładkowe to jej prawdziwa postać. Teraz prawie każdy komiks jest wydawany na twardo. A więc gdzieniegdzie dodaje się obwolutę, aby poczucie tej ekskluzywności wzmocnić. I na tym nie koniec. Warto jeszcze napisać, że wydanie jest limitowane. Wtedy robi się niemal biały kruk. Szkoda tylko, że poziom samych komiksów w tych na maksa ekskluzywnych wydaniach często zostawia wiele do życzenia. Ale kto wydawcy i czytelnikowi zabroni? Nawet jak jest słabo, to przynajmniej ładnie wygląda na półce.