Znacie to uczucie, kiedy oglądacie film w kinie, co jakiś czas się śmiejecie, a po zakończeniu seansu zastanawiacie się, z czego się śmialiście? No właśnie. Walentynkowy przebój 2016 roku okazał się dla mnie rozczarowaniem. „Deadpool” radzi sobie świetnie, ale moje zdanie palanta się nie liczy. Nudny film o wygadanym antyherosie-jajcarzu (naprawdę?) rozpoczął kolejny sezon na ekranizacje komiksów. Pewnie znów obejdzie się bez zaskoczeń. Cała nadzieja na dobre kino superbohaterskie spada na barki braci Russo i ich „Kapitana Amerykę: Wojnę superbohaterów” (zabijcie tłumacza). Panowie mają na swoim koncie „Zimowego żołnierza”, czyli najlepszy film z Marvel Cinematic Universe. Nadzieja zatem jest. Do maja jednak jeszcze daleko. Trzeba więc oglądać to, co jest. Na horyzoncie czai się już film określany przynajmniej przez jedną osobę „filmem tysiąclecia” – „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”. Pojedynek ikon amerykańskiej popkultury elektryzuje wielu. Oby tylko nie zakończył się on jak starcie innych ikon – Predatorów z Obcymi.