Kajetan Giziński jest absolwentem Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. O samej wystawie mówi:
Moje zainteresowanie pustynią rozpoczęło się od fascynacji muzyką zespołów tworzących scenę Palm Desert. Muzycy często koncertowali na otwartej przestrzeni, w nocy, podpinając swój sprzęt do generatorów i akumulatorów samochodowych. Jest to muzyka specyficzna, wypływająca z wielu odległych nurtów, wśród których szczególne miejsce zajmował tzw. desert rock, który otrzymał nazwę od miejsca powstania. Gdy zacząłem zgłębiać historie związane z wykrystalizowaniem się stoner rocka bardzo szybko okazało się, że to miejsce nie było tylko przestrzenią, w której przebywali artyści. To była wartość sama w sobie, z której wyniknął jedyny w swoim rodzaju klimat tej muzyki. Szczególnie słuchając Yawning Man i Kyuss, miałem wrażenie, jakbym sam znalazł się na środku pustkowia w ciemności i ciszy. Surowość brzmienia porównywalna jedynie z pierwszymi nagraniami Sonic Youth, prostota riffów i ogromny wachlarz wariacji na ten sam temat. Identyczne sekwencje dźwięków zestawione w silnie kontrastowych taktach, ciągłe zmiany tempa różnych partii utworu, czasem celowa rozbieżność między sekcją rytmiczną a wiodącą gitarą. Zaraz potem absolutny spokój, wyciszenie, by za chwilę znów powrócić z jeszcze agresywniejszą ścianą dźwięku. To wszystko cechy wyróżniające zespół Kyuss, który otrzymał swą nazwę od imienia demona z popularnej gry. Za twórców tego prądu uważa się jednak Yawning Man, którzy grają spokojniejszą muzykę, bardzo melodyjną, która jednak w swej istocie jest identyczna. Jej wyjątkowość wynika z łączenia przeciwieństw tworzących razem dynamiczną jedność. Wszystko jest tu spójne, stanowi doskonałe połączenie inwencji z genius loci.
Moje odkrycie zbiegło się w czasie z młodzieńczym buntem. Być może dlatego muzyka godząca skrajności tak mocno na mnie działała. W środku sam miałem identyczną burzę piaskową, przerywaną momentami wypoczynku w oazie tak naprawdę łagodnego charakteru. Fascynacja ta połączyła się z ożywionym zainteresowaniem równie złożonym nadrealizmem. Nigdy nie pociągały mnie dziwactwa takich malarzy jak Max Ernst, Salvador Dali czy Paul Delvaux. Pasję rozbudziła we mnie zasadnicza idea tego nurtu – zgłębianie nieświadomości poprzez proces twórczy, częściowo pozbawiony kontroli, ponieważ zawsze byłem sceptyczny wobec koncepcji rysunku automatycznego. Nie tylko wiedziałem, ale może przede wszystkim czułem, że to właśnie w tej pozbawionej cenzora aktywności mózgu musi się kryć przyczyna zachowań niezrozumiałych często dla mnie samego, ale także ogromny ukryty potencjał. W nieświadomości znajdują się nie tylko niezafałszowane uczucia i pragnienia, ale także całe obszary, które dzięki samokontroli można bardzo pożytecznie wykorzystać. Jedną ze składowych jest tu tzw. intuicja, ale także liczne trudne do zdefiniowania procesy myślowe. Do dziś uważam, że właściwe zagospodarowanie tej nieuchwytnej siły jest największym wyzwaniem w życiu, które decyduje o tym, czy będziemy zdolni pokonać napotykane trudności. Jeśli podświadomość bierze górę nad świadomością, zawsze kończy się to źle. Dlatego warto posłuchać głosu serca. Działając w ten sposób doszedłem do pejzażu wewnętrznego, który nie jest rejestracją wyglądu świata, lecz ekwiwalentem tego, co dzieje się w duszy twórcy lub bohatera. Stopniowo poszukiwania te zaczęły zmierzać w zupełnie innym kierunku, ponieważ przestała mi wystarczać ta romantyczna koncepcja autoekspresji, pokrewna ekspresjonizmowi. Idąc dalej, natrafiłem przez przypadek na rozważania ojców pustyni na temat serca.
Serce to nie tylko narząd odpowiedzialny za krążenie krwi w organizmie. W starożytności uważano, że jest ono centrum człowieka skupiającym myśli oraz uczucia, toteż w teologii pierwotnego kościoła kardia była centralnym pojęciem, wokół którego skupiały się najistotniejsze rozważania. Dzięki przymiotom tak rozumianego serca, uważano je za siedzibę intelektu i mądrości. Potocznie nazywamy mądrym człowieka, który zgromadził imponujący zasób wiedzy. Mądrość pochodząca z serca jest natomiast zbiorem przemyślanych doświadczeń i przeżyć z całego życia popartych wiedzą. Jest zdecydowanie bardziej złożona. Nie wyrozumowana, ale, można by rzec, naturalna. Od zawsze starałem się pogodzić ze sobą dwie sfery: rozumową (w sensie współczesnym, bliskim apriorycznemu racjonalizmowi) oraz uczuciową, w którą, poza emocjami, włączam także szeroko rozumianą duchowość.
Duchowość ojców pustyni zafascynowała mnie swoją niezachwianą prostotą i spójnością, tym, że obejmuje całego człowieka, nie pomijając najmniejszych szczegółów. Ogranicza się do niezbędnego minimum – przestrzegania uniwersalnych wartości oraz samodyscypliny, spełnianego poprzez etos ora et labora (łac. módl się i pracuj) wypracowany jeszcze przed Benedyktem z Nursji. Należy pamiętać o tym, że udanie się na odosobnienie od samego początku traktowane było przejściowo, jako czas formowania osobowości oraz walki o własną duszę. Na pustynię wychodził też sam Chrystus, by rozmówić się z Ojcem. To miejsce, gdzie szczególnie jaskrawo widać wszystkie kontrasty przyrody, ale także wewnątrz człowieka. Lepiej słychać tu zarówno Boga jak i szatana. Dlatego pustynia jest miejscem próby, a nie dążenia. Jeśli staje się celem, natychmiast wywraca i prowadzi do zguby. Choć jest tak groźna, to właśnie stamtąd brzmi wezwanie Pana, ponieważ On chce, abyśmy pokonali swoje słabości. Udziela wskazówek, pomaga przetrwać w tak skrajnych warunkach, pod warunkiem, że jest się w stanie usłyszeć nikły głos wśród zawieruchy. Z tego też powodu najbardziej pożądanym stanem wewnętrznym jest cisza, którą uzyskuje się poprzez ogołocenie, wyzbycie się samego siebie i uczynienie miejsca na przyjście tego, który wzywa. Tę ciszę nazywano Nepsis, co oznacza czujność i trzeźwość. To stała gotowość na nowe, całkowicie pozbawione wszelkiej nerwowości i napięcia.
Stopniowo wprowadzane w życie zasady postępowania zachęciły mnie do dalszych poszukiwań rysunkowych. Zależało mi na tym, aby posługując się wyłącznie niemym obrazem oddać nie tylko różnorodność bogatego ukształtowania terenu i stanów atmosferycznych, ale także, na ile to możliwie, przybliżyć mądrość pustyni. Jedynymi środkami, jakimi się posługuję w tym celu są modulacje natężenia światła i cienia, kształtów łagodnych i ostrych, materii gładkich i chropowatych. Każde z tych przeciwieństw ma jednak ściśle określone znaczenie symboliczne. Światło toczy dynamiczną batalię z masami cienia, ścierając się i tłocząc, by później zmieszać się z czarną otchłanią i znów wyłonić z ciemności. Celowo unikam półtonów, by szukać sposobów na odwzorowanie dziesiątek struktur właściwych dla różnego rodzaju skał, szutru, piasku, czasem nawet wysuszonych traw. Grota jest jednocześnie schronieniem przed palącym słońcem, ale też miejscem, w którym wyjątkowo aktywny jest podstępny kusiciel. Trawy kojąco szeleszczą, ale i syczą niczym wąż. Nie ma tu prawdziwej kryjówki, bo nie można uciec przed samym sobą. Trzeba udać się w dalszą drogę…