Szafa
Ostatecznie pozostaje
Szafa
Skrzypi i śmierdzi posłowiem
Gdyby nie te drzwi wszystko byłoby na wierzchu
Zaskakująco jak niemodnie skrócone skłonności
są tu, gdzie zdjęcia dziadka grzesznika i dewocja po mamie
Schowane nie z zazdrości
Po prostu nie można znieść jak ktoś dotyka twoich rzeczy
Mole zżarły już ostatnie olśnienie
Na szczęście ludzie z mojej półki
nie poznają się jeszcze po zapachu naftaliny
tu gościnnie można się powiesić
bez obawy o brak estetyki
W pamięci od zawsze przechowuję niewiele
Pod płaszczykiem udaję, że nic nie ma
Niestety jestem już tylko pomiędzy
Pośpiech jest wskazany jedynie przy łapaniu
Po 40 łapię że pędy w życie wrastają
Prędkość rozsadza od środka
Z dumą że można jeszcze szybciej
Wertuję nerwowo kalendarz
A tu stara zakładka
Ze śpiewu ptaków i błękitu nieba
Wiecznie nie mieści się w kieszeni
Twarzy nie poznaję, bo widziałam je
Kiedyś tylko przez kilka lat
Napęd mam hybrydowy
Mów mi Turbomotylek
Nikt jak ja nie rozmnaża czasu
W szczelinach między chwilami
Nie teraz i nie tu
A ten pan na ławce co gołębie karmi
To dopiero Awangarda
Budyń
Rozbiłam się dziś w wypadku drogowym
Z całym impetem wlał się na mnie budyń waniliowy
I zniknęłam na miejscu
Nie wiem na pewno czy był waniliowy
Nie zdążyłam posmakować
Był za to zdecydowany na wszystko
Zwłaszcza na to, żeby przepłynąć dalej
A mnie zostawić zdziwioną
Przestraszyłam się, bo nigdy nie przypuszczałam
Że budyń może nie mieścić się w salaterce
Tylu spraw o życiu jeszcze nie wiem
A w przedpokoju stoją męskie buty