Przeważnie staram się nie wchodzić kobietom w drogę bez powodu, chociaż raz wszedłem do damskiej ubikacji. Kolejka do męskiej była ogromna, a pęcherz ciężko znosił poniedziałkową promocję piwa. Gdy z ulgą opuszczałem toaletę, wymijając zadbane trzydziestki na szpilkach, jedna z pełną odrazą powiedziała do mnie: „nawet rąk nie umyłeś”. Faktycznie, spieszyłem się, aby same mogły skorzystać i zaniedbałem kwestie higieny. Lecz od tamtej pory już zawsze myję ręce przed wyjściem z damskiej ubikacji.
To jednak nie załatwia całej sprawy. Nieuchronny konflikt wpisany jest jakoby w nasz byt. Na ten przykład Iwona. Ledwo pojawiła się na mojej osi czasu, a już muszę usunąć ją z grona znajomych. Powinienem myśleć, że teoretycznie wszystko między nami w porządku. Może nie ma migotań i wzniosłych duszności, bo wyczerpały się na rachunek poprzednich relacji, a seks też już nie ten, co kiedyś, choć z początku, gdy niewiele o sobie wiedzieliśmy, było nawet intymnie. Ona gotuje, ja zmywam, a jak ja mam gotować, płacę za pizzę. Mamy też wspólny serial i obydwoje nie lubimy czosnku. Nawet wyjść mi czasem pozwoli, zresztą sama nie gardzi towarzystwem.
Dlatego wychodzę. Postanowiłem, że spotkamy się na mieście. Ona jeszcze nie wie, ale ja już wiem, o czym sobie porozmawiamy.
W lokalu cisza, tylko ja i barman. Jej spóźnienie działa na moją korzyść. Wypiję jedno piwo, ona przyjdzie, wtedy wstanę po kolejne i przy okazji wezmę jedno dla niej. Będę miał więcej punktów ruchu w całej sytuacji.
Zastanawiam się bardziej nad sobą niż nad nią, ponieważ to o sobie dowiedziałem się więcej w ostatnich dniach. Co prawda, przy jej okazji, a właściwie przy okazji jaką mi dała, dając mi, w rzeczy samej, nie pierwszy, lecz ostatni raz.
Cóż, dowiedziałem się, że posiadam pewną predyspozycję. Sęk w tym, że zanim ktoś dowie się o swojej predyspozycji, zmarnować musi wiele czasu. Czy Gagarin od razu wiedział, że będzie Gagarinem, tym z tabliczek ulicznych, znaczków pocztowych i kart Wikipedii? Czy kilkuletni Michael Jackson przypuszczał, że zostanie białym? Albo czy wróżbita Arkadiusz, mój wieloletni przyjaciel, sądził, że ma talent manipulowania naiwnymi kobiecinami, kiedy układał wieżę z klocków lego i wydawało mu się jeszcze, że wstąpi do wojska? Ja też nie miałem prawa wiedzieć, co mnie konstytuuje. Nie miałem prawa, dopóki nie zajrzałem po raz tysięczny w otchłań kobiecości, a ona nie spojrzała wreszcie na mnie.
Otóż, choć trudno powiedzieć, jak to do końca działa, zaczynam przypuszczać, że posiadam umiejętność seksualnej telepatii.
Iwona jednak nie spóźnia się wystarczająco. Stawia te swoje cienkie nóżki na parkiecie, rozgląda się, jakby nie było oczywiste, że siedzę przy witrynie. Podchodzi, rozwija szalik, patrzy na mnie, potem w bok, potem znów na mnie.
– Już jesteś – stwierdzam, coś trzeba było powiedzieć.
– A no jestem.
– Siadaj.
Siada naprzeciw i patrzy smutnymi oczami, co ma w zwyczaju, ponieważ jej smutne oczy zawsze są w stanie do czegoś przekonać. „Zawsze" było do mniej więcej przedwczoraj. Przedwczoraj doznałem wizji, w którą początkowo mi nie uwierzy, ale potem nie będzie miała wyjścia.
Zaraz dowiesz się czegoś o sobie, Iwona. To zupełne odwrócenie sytuacji. Ja powiem ci o tobie. Ty dowiesz się, ode mnie, o sobie. Ja przed tobą wyjawię twoją tajemnicę. Brzmi to dziwnie, ale tak się stanie, nie zakładaj tak nogi na nogę, nie powstrzymasz mnie Iwona, słuchaj tego.
– Przyszłaś tutaj, żebym mógł ci coś powiedzieć.
– Ho! – reaguje jakby z wyższością.
Ma nakręcające rajstopy i moją ulubioną, zieloną bluzkę, która doskonale podkreśla jej talię oraz biust. Wyciska z niego, ile się da, w sumie wystarczające są te wypukłości, ale wiadomo, że ona chciałaby więcej. Wszyscy jesteśmy konsumentami, a w dodatku konsumentami samych siebie i nas samych nigdy nam nie wystarczy.
– Powiedz wreszcie – ponagla, bo faktycznie się ociągam i wikłam we własne myśli, zamiast przejść do rzeczy.
– Iwona, chcę ci powiedzieć, że mnie zdradziłaś.
Tutaj następuje pauza. Iwona na pewno twierdzi, że mówię coś niedorzecznego, ponieważ nie mam żadnych dowodów. Ja wiem, że mam rację, ale z tymi dowodami faktycznie jest niełatwa sprawa.
Musiałaby mi najpierw uwierzyć, że mam dar telepatii seksualnej. Sam sobie do pewnego czasu nie wierzyłem. Ale z prawdziwymi darami jest tak, że prędzej czy później nie pozostawiają żadnego wyboru i człowiek zamienia się w szaleńca.
– Nie wiem, czemu miałabym cię zdradzać.
Mimo, że nie wie, bierze dużego łyka, jakby coś jednak wiedziała. Lekko drży jej ręka, ale jej z reguły drżą ręce, ponieważ się odchudza, a ja tego nie potępiam, wręcz przeciwnie, niech się odchudza, chociaż teraz może nawet się spaść, dobrze by było, gdyby się horrendalnie spasła i zobaczyła mnie z jakąś inną, nie biorącą jeńców dupencją.
– Ludzie zdradzają przecież – kontynuuję.
– Ludzie to ludzie, a ja to ja.
– No pewnie. Nie da się ukryć. Ale pozwól, że przytoczę ci jeden fakt. Nie tropiłem cię. Nie szpiegowałem, ani nie zastanawiałem się głębiej nad twoim czasem spędzonym beze mnie. Nie byłem o ciebie zazdrosny, ponieważ jestem na to za stary, a ty za młoda i tylko byśmy sobie napsuli zdrowia…
– Masz dwadzieścia pięć lat.
– Ale czuję się staro, ty zaś zachowujesz jak gówniara.
– Co?!
– Poczekaj, nie denerwuj się, daj mi dokończyć.
– Nie będę tak z tobą rozmawiać.
Wstaje, podnosi ze stołu ray bany i nakłada je, chociaż jest już zmrok gęsty i zawiesisty od dobrej godziny. Rozumiem, że popełniłem beznadziejny błąd, pozwalając jej na uniesienie się za zbyt dosadne słowa. Muszę jednak dobrnąć do końca, dlatego sięgam po najlepszy sposób.
– Przepraszam, zostań, naprawdę przepraszam. Nie uważam cię za gówniarę, dobrze o tym wiesz.
Przepraszam ją jeszcze kilka razy, dotykam ramienia, robię smutną minę i mówię, jak bardzo zależy mi na tej rozmowie. A ona tylko, że „o co ty mnie podejrzewasz, nawet nie wiesz jak mnie to rani, o co ci chodzi, do czego zmierzasz i daj mi z tym spokój”.
– No to pozwól, że dokończymy. Zaraz wszystko będzie pięknie, jak dawniej.
– Nigdy nie było pięknie.
– Nie rozliczajmy się ze wszystkiego – proponuję – czas na solidny konkret. Możesz mi początkowo nie uwierzyć, ale oliwa zawsze sprawiedliwa. Nigdy jeszcze nie wypowiedziałem tego przysłowia, więc doceń to. Twoja najnowsza torebka, zresztą całkiem spoko, ma jeden ślad, o którym i ja dobrze wiem, i ty dobrze wiesz. Jest to ślad zębów na pasku, odciśnięty na środku. Kiedy Maciek, twój model z rzeźby, pieprzył cię na ufajdanym stole w pracowni, było ci tak dobrze, że aby nie wydawać zbyt głośnych dźwięków, zacisnęłaś zęby na cholernej torebce.
– Co za fantazja – odpowiada. Ale bierze kolejnego, obszernego łyka, rączka zaś trzęsie się jak u deliryka.
– Pokaż torebkę, spójrzmy razem na odcisk.
– Kurwa. Co ty wymyślasz. Dlaczego miałabym gryźć własną torebkę, zresztą dlaczego miałabym pieprzyć się z Maćkiem, a w ogóle to jak miałbyś się dowiedzieć o tej sytuacji?
– Mam dar. Dar seksualnej telepatii.
W tym momencie do baru wchodzą stali bywalcy. Witają się z nami. Iwona wykorzystuje okazję i tuli się do każdej osoby po kolei, typowa gadka.
Więc chwytam ją za ramię i sugeruję, byśmy z powrotem sami usiedli. Ale to szybko staje się niemożliwe, ponieważ znajomi postanowili usiąść z nami, już dobierają się do naszego stolika i nietaktem byłoby nagłe wycofanie się z towarzystwa. Dlatego wpadam na pomysł, że przecież nie jest jeszcze tak zimno na dworze, a w środku można palić dopiero po dwudziestej drugiej – zgoda że głupie zasady, ale ja ich nie wymyśliłem i cieszmy się, że w ogóle palić tutaj pozwalają. Mówię więc Iwonie:
– Chodź na papierosa, musimy to dokończyć.
– Nigdzie nie idę – prawie wykrzykuje, ale po chwili patrzy na swoją torebkę leżącą pod ławą, potem na mnie i widzę, że czegoś się boi – Dobrze, pogadajmy, chociaż to naprawdę dziwna rozmowa.
Nie zaprzeczam, przepuszczam ją w drzwiach, staję przy schodach i skręcam papierosa najpierw dla niej, potem dla siebie. Dopóki zajęty jestem skręcaniem, żadne z nas się nie odzywa. Miasto pomrukuje sobie w oddali, mało ruchliwy wieczór i środek tygodnia, niebo całkiem czarne, a para z ust już ulatuje, jakby zbierało się na zimę.
– Zimno ci? – zaczynam.
– Nie, nie, dam radę.
Chociaż widzę, jak się trzęsie, jak sama siebie obejmuje i podryguje, niczym w oczekiwaniu przed okupowaną toaletą. Nie zabraliśmy przecież kurtek, bo co to za wyjście na papierosa w kurtkach? Pewnie sterczą jej sutki. Na pewno sutki sterczą pod jej stanikiem. Ale to w niczym już nie pomoże. Będę konsekwentny. Od mojej reakcji zależy moja wartość.
– Jak widzisz, wszystko wiem, Iwona.
Podpalam papierosa, bo to najlepszy moment na podpalenie papierosa. Specjalnie przekrzywiam głowę i zapalam ogień dopiero przy twarzy.
– Ale jakie wszystko! Nie zdradziłam cię. Co prawda ostatnio jest między nami słabo, ale nie zdradziłam, a tym bardziej nie z Maćkiem z rzeźby. Przecież on jest gejem, mówiłam ci!
Teraz ona zapala.
– A torebka?
– Nie wiem, może kot u Gośki. Ona przecież ma kota, który gryzie.
– No dobrze, to czas, abym przedstawił ci całą prawdę. Prawda ta jest ciężka, niesamowita i można powiedzieć, że nadnaturalna.
– Że masz jakiś dar? Mówiłeś mi to.
– Niemożliwe.
– Tak, mówiłeś mi to przed chwilą
– Gdy kocham się z kobietą – mówię wypuszczając dym – a wiesz, że idzie mi to całkiem sprawnie…
– Fakt. Chociaż wszystko powszednieje z czasem.
– … i kiedy doprowadzam kobietę do orgazmu, doznaję wizji, przekazu, wglądu, nazwij to jak chcesz.
– Oho…
– Nie wiem jeszcze, dlaczego tak się dzieje, ale docieram wtedy do wspomnień i fantazji seksualnych kobiety. Pobudzam w niej coś, co wtedy eksploduje, wychodzi z jej podświadomości i przechodzi do mnie. Widzę jej poprzednie sytuacje orgazmu. Te orgazmy muszą się gdzieś zapisywać. Nie kontroluję całej akcji, wizje pojawiają się losowo. Czasem widzę tylko marzenia, ukrywane pragnienia, wyobrażane scenki. A czasami docieram do rzeczywistych wydarzeń. Zależnie od siły i rodzaju orgazmu.
Wcale nie zwracam uwagi na to, że Iwona wciąż się śmieje i patrzy na mnie z politowaniem. Dobrnę do końca monologu, chociażby miała zwymiotować.
– Dlatego wiem, że zdradziłaś mnie z niejakim Maćkiem, rzeźbiarskim modelem o modnym zaroście. Kiedy ostatni raz się kochaliśmy, widziałem waszą akcję w pracowni. Widziałem jego postać nad tobą, widziałem jak wkładasz do ust pasek torebki, widziałem twoje wysoko podniesione nogi i podskakujące piersi. Widziałem to wszystko. Mogło to trwać ułamek sekundy, albo minutę, jak sen. Ale wiem, że zdarzyło się naprawdę. Na drugi dzień zobaczyłem ślady zębów na pasku. Poza tym wiedziałem, że tak się stanie prędzej czy później. Inaczej nie powiedziałabyś, że Maciek jest gejem. Nie próbowałabyś niczego zatuszować taką nieistotną dla mnie informacją.
Iwona milczy od dłuższego czasu. Upuszcza papierosa na ziemię i rozgniata go butem. Jest wściekła.
– Co za skurwiel – mówi, nie wiem czy o mnie czy o Maćku, a potem wraca do baru.
Nie gonię jej. Stoję sam. Palę dalej. Noc mnie przytula i wydaje się spolegliwa.
Tak to ze mną właśnie jest. Sam sobie nie wierzyłem, dopóki nie przekonałem się, że moje myśli w momentach szczytowych są myślami drugiej strony. Sytuacja z Iwoną jest na to świetnym przykładem. Pewnie dziewczyna teraz uważa, że Maciek mi się pochwalił, albo że cała sytuacja jest męskim spiskiem. Lecz po co organizować spiski i zawiązywać konszachty dla tak głupich sytuacji. Osobiście nie widziałbym żadnej korzyści dla siebie w tym, by namówić jakiegoś gościa do zaliczenia mojej dziewczyny.
Nie wiem, czy tę zdolność można nazwać nadnaturalną. Istnieje przecież podświadomość, która wszystko zapamiętuje, a chwile orgazmu są intensywne, więc też powinny gdzieś się zapisywać. Czemu akurat ja mam dostęp do tych części kobiecego umysłu? Mógłbym teraz wyruszyć w podróż po całym świecie i szukać swojego mentora, zrozumienia wśród podobnie wypaczonych ludzi, może znaleźć adres jakiegoś klubu przenikliwej kopulacji. Ale to nie jest tego typu historia. Muszę jakoś żyć z samym sobą i pogodzić się z tym, że bez względu na to, w co byśmy uwierzyli, jaki status związku zawarli z drugą osobą – ona nigdy nie poświęci każdej myśli i pragnienia tylko nam. Będzie dalej węszyć, dostrzegać fajne ciała i zbliżać się do nich. A ja, choćby najmocniej zauroczony, zawsze o takiej sytuacji się dowiem. Ludzie to multiseksualne bestie. Nawet mnie to bawi, bo akurat nie jestem zakochany. Bawi mnie to do tego stopnia, że wypowiadam na głos.
– Ludzie to multiseksualne bestie.
Lecz nikt mnie nie słyszy, nikt na mnie nie patrzy, nikt nawet nie przechodzi tą boczną uliczką, gdzie stoję z dogasającym petem i czuję dziwną moc, polegającą na tym, że mogę jakby więcej.
Fragment niniejszy pochodzi z nieopublikowanej jeszcze powieści „Złe dziewczynki” autorstwa Krzysztofa Knysaka. W następnych numerach „Menażerii” przeczytać będzie można kolejne, udostępnione przez autora, fragmenty utworu.
Zapraszamy do lektury – Redakcja Działu Literackiego „Menażerii”.