Wyszukiwanie

:

Treść strony

Teksty literackie

Wiersze

Autor tekstu: Maciej Bujanowicz
16.03.2020

Z poezją u nogi

marmurową płytą przykrywam się przed słońcem

a ciepła ziemia przyjmuje mnie z milczeniem

jej czarne usta pełne są pokory

mamrocze imiona martwych na przemian z przekleństwami

tak że nie sposób już ich odróżnić

 

lód mnie otacza a lud osądza

pamiętaj że ręka która niesie do chrztu

musi mieć również siłę utopić

 

a przecież i tak każdy wyznaje swoją religię

składając ofiary w barze siłowni na boisku

 

nie uciekaj

i tak będziesz się czuł rozdarty jak matka mordercy

z poezją u nogi nie uciekniesz

nigdy

 

 

 

Mur

wybacz że nie piszę o tobie na murach

nie rzucam brukiem z twoim imieniem

na ustach nie maszeruję krzycząc ceglane hasła

a jedynie kruszę ją

 

powoli wcieram w papier

biel i czerwień

 

 

 

 

Antropologia

Marcinowi Świetlickiemu        

 

tym razem nie zasypiaj otwórz swoje oczy szeroko

rozkaż im zapomnieć wszystko co dotychczas oglądały

uszy niech nie pamiętają głosu matki ani ojca

dłonie dotyku trawy język niech nie wie czym jest woda

 

leżąc na rodzinnej ziemi  rozetnij tors na połowy  

nie krzycz wszystko co dobre na tym świecie rodzi się w bólu

lewe żebro zakop na cmentarzu pod innym imieniem

żeby nawet prawe żebro nie wiedziało gdzie spoczywa

 

świat to nie zbiór jednostek to jednostki są zbiorem świata

nie przyszliśmy tutaj dać świadectwo przyszliśmy się kochać

w milczeniu i w ciemnościach można łatwo pomylić kształty 

nauczysz się chodzić jak dziecko i rozróżniać kolory

w szczególności

biel i czerń

 

 

 

***

zdejmij opaskę Temido dość już głów ścięłaś na oślep

sprawiedliwość ma oczy które nie boją się konfrontacji

wystarczająco dużo było już sądów w ciemnościach

w mrokach piwnic i podziemi

 

usta są dziurką od klucza przez którą zagląda świat

swoim okiem dostrzega niedokończone kształty

a wszystko rodzi się wewnątrz z dala od wścibskiego wzroku

w świetle widzimy jedynie kontury

 

 

 

 

 

Jesień

liczę stopnie do piwnicy tak że straciłem rachubę

wybacz że nie jestem Jasińskim ani Tuwimem

posadziłem mech na wszystkich wielkich urządzeniach

widziałem jak tłum pożarł i wypluł naród

 

na swoich drzwiach znajduję klepsydrę

za nimi jest tylko ciemna i pusta szatnia

spośród wszystkich kostiumów najtrudniej ubrać

twarz Chrystusa i dostrzec ją w sobie

 

księżyc zapalił się na czarnym suficie

jedyną przydzieloną nam rolą jest milczeć i pamiętać

być częścią i dziać się

 

 

 

 

Coming out

niewysłowiona noc zamieszkała we krwi

światło wypełniło gorejącą wodę

na brzuchu krzyżują się

blizny

droga prawda i życie

 

 

 

Twoja wola

może kiedyś stopnieje cement w którym zastygliśmy

poliże nas pies co chwilę wcześniej rozgryzał kość do szpiku

w tym czasie zdąży już umrzeć kolejny tysiąc Norwidów

 

wolałbym gdyby z chaosu wyłonił się śmiech zamiast Boga

tak mogę jedynie zlepiać śliną skrzydła z piór

wysiadywanych na nocnej poduszce

 

próbować uśmiechem nagiąć wszechświat

do swojej woli

 

 

 

 

 

Pęd

nie idę w stronę żadnego z czterech możliwych kierunków

mieszkam w klatce zbudowanej z żeber

w tej świątyni wierzy się że ta siła napędza wszechświat

 

 

 

 

Pieśń

samo to

samotność

to samo to

samienie

siebie

się

Śni

 

 

 

Niedoświt

gdy na polach ukrzyżowaliśmy strachy na wróble

tańczące ostatni raz do śpiewu ptaków

oblekliśmy się łańcuchem przyczynowo-przypadkowym

wchodząc w betonowe buty przytwierdzające do labiryntu

 

w krwistym oczodole bez dna

roznosi się mój niesłyszalny krzyk

tkający coraz grubszą skórę

nieprzenikalną dla emitowanych nonsnosensów

 

ciało zazdrości wodzie

która zalana ropą

płonie jedynie na powierzchni

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry