Rothko No.: 2
(seledynowy, żółty)
Wyobraź sobie zielonoustego kobolda, albo
Seledynowo żółtą karetkę pędzącą autostradą.
Lęk przenikający białe ściany, fragmenty rozmów,
Zdekomponowany czas, miasto w półmroku.
Przeskoki światła, ostatnia kartka książki,
w książce zakładka z folii po siatce pomarańczy.
Świat układa się nieregularne figury, pocięte grubymi
Kreskami murków z polnych kamieni. Ciągną się aż do oceanu.
Widok ze wzgórza w nim ginie.
Zeszłego lata na plaży, gapiliśmy się na rozgwiazdy i sardele wyrzucone na brzeg.
Obydwoje zafascynowani tym widokiem,
staliśmy się znowu dziećmi.
Orzeźwiająca bryza, kosmyki włosów poruszane wiatrem.
Chrzęst piasku, przeskoki światła, refleksy w nieckach.
Odpływ odkrył plażę, drobne skałki i wodorosty.
Chcę pamiętać chrzęst piasku, plusk wody,
kiedy wygłupialiśmy się robiąc zdjęcia na plaży.
Zagłuszyć syrenę, rozbić sterylną biel, rozproszyć
choćbym miał wysysać życie ze starych zdjęć.
Rotho No.: 3
(zielony, czerwony, niebieski)
przyjmijmy, że dzisiaj już nie będzie padać,
możemy sobie wyobrazić, że za chwilę pojawi się
słońce, pójdziemy przed siebie, pod górę
zjemy pomarańczę na ławce
pojawi się taka możliwość, jestem o tym
przekonany, zaraźliwy śmiech rozwinie się
nad miastem, przytłumi jego ostre światła
trzymaj mnie za rękę, bo chyba tracę wzrok
kiedy wchodzimy między stare buki jestem
spokojny, niebo ze stalowego zmienia się w błękitne,
za chwilę dojdziemy do ławki,
poczujemy pod plecami jej metalowe oparcie
na razie twarda ścieżka prowadzi nas wśród
świeżo skoszonych połaci trawy, zatopione kamyki
dają wyobrażenie spaceru po mlecznej drodze
kroki nie dotrzymują towarzystwa pulsowi,
ptaki nerwowo przypominają o przeszłości,
łącząc ją z teraźniejszością
każde z nas mruczy pod nosem własną piosenkę,
chciałbym żeby to był poranek, ale niestety zbliża się zmierzch
pachnie po deszczu, a ostatnie krople bezgłośnie spadają na trawnik
jeszcze, po tylu latach ten zapach jest obcy.
Rothko No.: 4
(pomarańczowy, żółty)
nie chcesz, żebym się do ciebie przytulał
szczególnie latem, bo za mocno grzeję
jesteś dobry na zimę albo jesień,
latem lepiej trzymaj się ode mnie z daleka
to lato było wyjątkowe, od lat nie chodziłem w maju,
czerwcu, lipcu czy sierpniu w krótkich spodenkach
mówisz, nie zbliżaj się do mnie
twój splot słoneczny emituje zbyt wiele ciepła,
którego nie jestem w stanie przyjąć
zostaw mi tylko sen, rozgwiazdę na plaży
czekającą z utęsknieniem na poranny przypływ
czy mamy jeszcze coś takiego jak wiara
Cisza w ogrodzie, feniks rozkładający skrzydła
nad wzgórzami, brzuch przy brzuchu, skóra przy skórze,
uczymy się patrzeć, poznajemy znaczenia,
uczymy się być
Wiersz rozpoczęty o 3:33 czasu Greenwich
Walia przygotowuje się na falę upałów,
tymczasem nosimy kurtki przeciwdeszczowe,
a na spacery chodzimy w kaloszach,
why does it always rain on me
brzmi jak ponury żart
Czerwone mapy zapowiadają tropiki,
patrzę na wiadomości z Polski - na żywo,
brat mojego dziadka pierwsze wiadomości z Polski dostał w 1958,
kiedy dziadek przestał się bać, że znaczek z młodą królową może oznaczać kłopoty,
znalazłem kiedyś list z lat sześćdziesiątych,
którego dziadek nie zdążył spalić
pewnie podobne listy można jeszcze napisać w XXI wieku
czy wtedy w ogóle świeciło słońce?
Do dzisiaj się zastanawiam, dlaczego w mojej rodzinie
wyżej stawiano Norwida niż Słowackiego
bo kiedy już było można roztpiliśmy się z własnej woli w tym tyglu
licząc znaki w krótkich wiadomościach tekstowych
powściągliwość stała się znakiem czasów
codzienne haiku wyparło słowiańską gadatliwość i wylewność
w jednym zdaniu zmieścić jak najwięcej
don't let the sun go down on me
ale nie, podlegamy tym samym schematom
rodzimy się od nowa, dostajemy zadyszki
w samonapędzającym się strachu
zostawiając komu innemu oddzielenie porządku
od zamętu
zwisam głową w dół, łapczywie chłonąc każdy promień słońca
patrzę na góry, które tak naprawdę są wzgórzami
oddycham licząc dni lata na palcach
Kody, szyfry, znaczenia
Do zobaczenia - kiedyś.
Nad brzegiem rzeki albo w kawiarni, którą pamiętamy z lepszych czasów.
W kilku setkach, albo czarnej kawie utopimy codzienność.
Wyzwoleni, lekko podstarzali - wcale nie mądrzejsi.
Znowu pogadamy o poezji, polegniemy w wysokiej trawie na skraju parku i wsi.
To będzie ten czas, kiedy oderwiemy się i znowu będziemy beztroskimi sztubakami.
Zaczyna się wiosna, gonitwa za i ucieczka przed.
Patrzę na statki wypływające z portu, albo zadzieram głowę patrząc na białe line odrzutowców.
Tabela życia na bezchmurnym niebie, wypełniamy rubryki winien i ma.
Buchalteria słońca, wyblakłych zdjęć, bilans niedokończonych rozmów, książek i miłości.
Ktoś, coś próbuje mi powiedzieć, ale nie mam czasu słychać.
Chcę coś komuś powiedzieć, tylko patrzę.
Light Moving
truchtem przez noc
pot wsiąka w pościel
wilgoć, z którą wychodzi cały ból,
ból wsiąka w pościel,
szmery, syczenia, gwizdy,
jednak oddech jest spokojny,
noc niesie obrazy
światła przesuwają się,
migoczą.
kalejdoskop pod powiekami,
gra w jasne i ciemne plamy,
melodie nocy, repertuar strachu:
kantata o sianokosach,
kantylena o świętym spokoju,
aria nocnych przebudzeń,
ballada o ciszy
szklanka wody na stoliku,
na suchość w gardle i lniana ściereczka
na spocone czoło i dłonie.
lampka nocna – latarnia morska,
słony piasek w oczach.
przez noc truchtem. Mimo wszystko.
280 Znaków
Przypuśćmy, że zmieścimy się w ramach. Nie wykroczymy poza naznaczone granice, będziemy pilnymi uczniami. Nie będziemy sobie z tego powodu pluć w twarz, sami w końcu określiliśmy reguły. Nie, dobrowolnie się im podporządkowaliśmy. Nie będziemy się wychylać. Tak będzie bezpiecznie.
Przypuśćmy, że dostaniemy nagrodę, za własną uległość. Nie zyskamy wiele, ale też nie stracimy. Będą o nas mówić - o jacy to porządni ludzie. Tacy ułożeni, ustatkowani. Zawsze w ramach, nigdy nie zaskoczą negatywnie. Można na nich polegać, nawet pożyczać im pieniądze. Lubimy ich.
Przypuśćmy, że pokochamy takie życie. Niby w centrum, ale jednak na uboczu, bez przykrych zdarzeń, otoczeni ogrodem lub sadem. Codziennie wczesnym latem, będziemy wąchać kwiaty meksykańskiej pomarańczy lub bratając się z podobnymi do nas, wymieniać z nimi uśmiechy na instagramie.
Obiecajmy sobie, że w naszych rozmowach nie będziemy używać wulgaryzmów i będziemy powściągliwi w okazywaniu uczuć. Zaczniemy obserwować ważnych ludzi na twitterze, będziemy otaczać się pięknymi przedmiotami, i może komuś spodoba się twoja sukienka. Chociaż jej nienawidzisz.