Wyszukiwanie

:

Treść strony

Media

Piotr Pręgowski

Horyzont zdarzeń

Autor tekstu: Kajetan Giziński
Ilustracja: Karol Napiórkowski
28.02.2019

Scio me nihil scire

/Sokrates/

Wiem, że nic nie wiem. Sądzę, że właśnie ta myśl, przypisywana Sokratesowi, przyświecała twórcy obecnej wystawy „Horyzont zdarzeń” w galerii Wozownia. Filip Pręgowski jest niedowiarkiem z przekonania, ale także z doświadczenia. Jak to może być? Już spieszę z wytłumaczeniem. Otóż jako naukowiec i wykładowca z przekonania nie dowierza dlatego, że potrzebuje dowodów istnienia rzeczy i zjawisk, o których mowa. Powątpiewa z doświadczenia, ponieważ jako malarz nie uwierzy, dopóki nie zobaczy, dopóki naoczność nie przekona go choćby swoim ogromem o tym, że przerasta jego możliwości poznawcze. Stąd bierze się zachwyt i potrzeba tworzenia.

Filip Pręgowski jest twórcą bardzo świadomym tego, co robi. Bardzo często jest tak, że wiedza, którą posiadamy, paraliżuje nasze działania, ponieważ zbytnio obawiamy się, że ich efekty nie będą spełniały naszych oczekiwań. Te wątpliwości szczególnie dotyczą artysty, który jest jednocześnie naukowcem. Na szczęście jednak ciekawość i potrzeba tworzenia są silniejsze niż hamulce świadomości. Gdyby nie ten strach, sztuka stałaby się śmiertelnie nudna. Stałe wystawianie się na ocenę jest niezwykle potrzebne. Niekoniecznie po to, by dowiedzieć się czegoś o swojej twórczości, bo to zdarza się raczej rzadko, ale bardziej po to, by otrzymać informację zwrotną – co inni myślą na temat, który poruszam. Być może w ten sposób, odsłaniając swoje myśli i uczucia, poznam bratnią duszę? Przynajmniej na jakimś polu. Humaniści nazbyt często poruszają się w próżni. W twórczości nie chodzi bowiem o klepnięcia w ramię, uściski dłoni, czy kręcenie nosem, a nawet oburzenie. Jej sensem jest komunikacja. Prawdziwy dialog.

Dlatego właśnie nie cierpię wernisaży i nie byłem również na wernisażu „Horyzontu zdarzeń”. Nie tylko dlatego, że spora część przybyłych bardziej zainteresowana jest czekającymi na nich kieliszkami. Najbardziej drażni mnie nieszczerość, której róg obfitości wtedy się przelewa. Kiedy wszedłem na wystawę, wysłałem wiadomość do autora, ponieważ się znamy. Filip Pręgowski prowadzi zajęcia dla krytyki artystycznej, na które jeszcze niedawno uczęszczałem. Znaczna część z nich polegała na dyskusji, skąd wiem, że w wielu kwestiach mamy skrajnie rozbieżne opinie. Być może dlatego, gdy napisałem, żeby czekał na recenzję, odpowiedział, że się boi. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ to, co pokazał, broni się samo.

„Horyzont zdarzeń” to interesująca (ale to rzecz subiektywna) i bardzo spójna opowieść o możliwościach ludzkiego poznania. Nie jest ani manifestem gnostyka, ani agnostyka, tylko głosem w dyskusji na temat malarstwa oraz jego granic. Tytuł wystawy dokładnie określa, jakie zdanie na ten temat ma sam autor: możemy poznać tylko to, co znajduje się w naszym zasięgu, który wytycza symboliczny horyzont.

Pręgowskiego od lat fascynuje malarstwo angielskie oraz amerykańskie. Także od jego strony teoretycznej, co dobrze widać na wystawie. Pierwszą tego oznaką jest duży format. Artyści abstrakcyjnego ekspresjonizmu dali lekcję tego, że wielkość ma znaczenie. Wielkie formaty płócien nie są objawem amerykańskiej megalomanii, lecz chęci bezpośredniego oddziaływania na emocje – poprzez wrażenie wzniosłości. Jest to pojęcie głęboko zakorzenione w kulturze europejskiej, znane już dużo wcześniej w odniesieniu do literatury, jednak dopiero przez Immanuela Kanta zastosowane w sztuce. Problem okazał się już w XVIII wieku na tyle intrygujący, że stał się jednym z głównych haseł estetyki obok piękna, wdzięku i smaku. Bardzo się cieszę, że Pręgowski zdecydował się zbudować opowieść właśnie o wzniosłości, która od jakiegoś czasu zaczęła być traktowana przez krytyków po macoszemu. Poza tzw. wzniosłymi tematami jest jeszcze wzniosłość czysto percepcyjna – odczucie nieprzystawalności i ogromu skali oraz zachwyt tym, co, pomimo że znane z definicji, niemożliwe jest do wyobrażenia w swej pełni. Choć samo jego wrażenie jest subiektywne i odmienne dla każdego człowieka, to jego istnieniu nie można zaprzeczyć. Dotyczy jednakowo wszystkich, ponieważ stanowi fundament percepcji. Wszystko, co postrzega człowiek, odnosi do siebie – jest sam dla siebie uniwersalną miarą. Dlatego zachwyca widok piętrzących się gór, wijących kanionów, szalejących mórz i gwiaździstego nieba.

Takie same emocje wzbudza dzieło sztuki. Nigdy nie rozumiałem fenomenu abstrakcyjnego ekspresjonizmu i malarstwa barwnych płaszczyzn, dopóki nie stanąłem w Muzeum Thyssena Bornemiszy w Madrycie przed obrazem Marca Rothko. Dlatego też podzielam entuzjazm Pręgowskiego dla wielkiego formatu. Nie jest to jednak pusty zachwyt, ale fascynacja poparta zrozumieniem, o którym świadczą cytaty umieszczone na ścianach galerii. Inspiracja szczególnie widoczna jest w płótnie do złudzenia przypominającym Vir Heroicus Sublimis Barnetta Newmana, który sam określał swoją twórczość jako wydzieranie obrazu z kosmicznego chaosu. Łaciński tytuł oznacza Człowiek bohaterski i wzniosły. Wzniosły, ponieważ poszukuje wzniosłości i tworzy wzniosłe dzieła, a bohaterski, bo wywołuje nimi te uczucia, którymi wyrywa na chwilę z samotności, wprowadzając w stan specyficznego zawieszenia. Tego samego chce dokonać Pręgowski.

Drugim tematem ekspozycji jest przepełnienie ikonosfery. Przechodząc wokół sali od lewej strony, obserwujemy kolejne obrazy opowiadające o: prekosmicznym chaosie, z którego wyłania się stworzenie – intrygujące, pozaziemskie pejzaże, trochę przypominające te ze starych gier komputerowych, czarną dziurę, która wszystko pochłania, inne gwiazdy, które powoli przygasają oraz powrót do chaosu. Wzniosłość wywołuje również ten przesyt, o którym metaforycznie opowiada nam artysta. Odczuwamy ją, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że wszystko, co obserwujemy, nie dość, że jest tylko mylnym wrażeniem, to jeszcze stanowi jedynie drobny wycinek z nieograniczonej wręcz całości, która stale się rozrasta i pozostaje niewytłumaczalna. Wychodzimy z chaosu, który staramy się uporządkować, lecz ponownie zatapiamy się w bezkształtną masę z nadmiaru informacji, dla których starczy życia, aby je przyswoić.

Do tego bałaganu wizualnego, który nas otacza, przyczyniają się też artyści. Nie należy do nich na szczęście Pręgowski, który do tematu podchodzi z szelmowskim uśmiechem, ale także z naukową precyzją. Konstruuje historię, która nie ma potknięć fabularnych, która wciąga, a także, co bardzo ważne, jest zrozumiała. Po newmanowskich obrazach następuje cały szereg kosmicznych pejzaży. Skojarzenie z grami komputerowymi nasunęło mi się już od momentu, gdy wszedłem na wystawę, ponieważ sprawiają wrażenie, jakby zostały wygenerowane przez matematyczny system. Natura bowiem stawia na przypadek, a nawet zasady, które nią rządzą, dają na tyle skomplikowane efekty wizualne, że wydają się przypadkowe. W tych osobliwych widokach panuje natomiast zbytni porządek, są czyste, niczym niezakłócone. Grafika w grach jeszcze nie tak dawno dawała wiele powodów do uciechy swoją nieporadnością wynikającą z ograniczeń zaimplementowanych algorytmów. U Pręgowskiego widać między innymi ślady siatki kwadratów, która w grach ma ułatwiać poruszanie się w wirtualnej przestrzeni, ale też kanciaste fragmenty lądu, jakby przypadkowo nieudane, zbyt ostro odcięte od otaczającej wody, losowo rozrzucone plamki, niczym pikselowe bugi.

Dziwne pejzaże tworzone były bardzo energicznie i szybko. Faktura farby jest co najmniej nonszalancka, co wynika z prędkości malowania mokre w mokre. Jest to prawdziwa wesoła twórczość – w pozytywnym znaczeniu. Widać, że Pręgowskiemu po prostu sprawia przyjemność to, co robi, i że nie przychodzi to z trudnością. Jest mu bliska wizja Grzybowej sztuki: „A właśnie, że nie dla historyków sztuki, nie dla potomności, nie dla koneserów, nie ambitnie. A właśnie malować tak, żeby było ładnie albo brzydko. Bez dupościsku, zwyczajnie”.* Tak zwyczajnie namalowane obrazy, jeśli tylko wychodzą spod pędzla gościa z głową na karku, spokojnie bronią się bez intelektualnej nadinterpretacji. Wypada więc skończyć.

* Ryszard Grzyb, Jak ja sobie czasem myślę o malarstwie?

online: http://www.ryszardgrzyb.pl/posts/1 (dostęp 23.02.2019)

 

Filip Pręgowski: Horyzont zdarzeń

Galeria Sztuki Wozownia

11 stycznia – 24 lutego 2019

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry