Każdy szuka w kinie czegoś innego, niezależnie od powodów – osobistych, zawodowych, edukacyjnych czy rozrywkowych. Festiwale filmowe nie tylko zapewniają intensyfikację tych poszukiwań. Jako wydarzenia o wyraźnie określonych profilach umożliwiają śledzenie rozmaitych zjawisk, poznawanie filmowych eksperymentów i nowych strategii twórczych czy obserwowanie, jak rodzą się nowe filmowe języki, które być może przenikną do potocznej audiowizualności.
Międzynarodowy Festiwal Filmowy Tofifest od lat poszukuje w kinie nieokreślonej bliżej wartości, którą nazywa „niepokornością twórczą”. Wizerunek „niepokornego” festiwalu wypracowany w trakcie kilkunastu edycji skłania do przemyślenia własnej postawy wobec kina. Niecierpliwe oczekiwanie na pierwsze seanse festiwalowe i emocje towarzyszące temu oczekiwaniu nie wykluczają, zdaje się, „niepokornej” recepcji. Jako „niepokorna” uczestniczka festiwalu stosuję strategię prywatnej selekcji filmów. Śledzę strukturę i program, skupiając się na poszukiwaniu filmów, w których spodziewam się narracji bliskich mojemu doświadczaniu świata i wyobrażeniom o sobie i innych ludziach.
W programie tegorocznej 16. edycji Tofifestu znalazły się filmy, spotkania i wydarzenia towarzyszące tak różnorodne, że każdego typu kinomaniacy mogli odnaleźć w nich coś dla siebie. Dla poszukiwaczy nowych zjawisk i trendów w kinie – przede wszystkim konkurs główny „On Air” (do nagrody kandydują debiuty i drugie filmy) i sekcja „Forward”. Dla tych, których interesują starannie wyselekcjonowane filmy wyróżnione na prestiżowych festiwalach – sekcje „Must See, Must Be” oraz „Sezon 2017/2018”. W pierwszej sekcji znalazły się, między innymi: kontrowersyjny, jak zwykle w przypadku tego reżysera, „Climax” Gaspara Noe, współczesna baśń z morałem, czyli „Szczęśliwy Lazzaro” reżyserii Alice Rohrwacher i rewelacja ostatniego Berlinale, zdobywca Złotego Niedźwiedzia „Touch Me Not”, eksperymentalny paradokument Adiny Pintilie. Druga sekcja, czyli przegląd ubiegłorocznych produkcji, które wzbudziły szczególne zainteresowanie mediów i krytyki to, między innymi: oscarowy „Kształt wody” (reż. Guillermo del Toro), odważna krytyka hipokryzji religii (rzecz dzieje się w USA) wobec mniejszości seksualnych, czyli „Złe wychowanie Cameron Post” (reż. Desiree Akhavan) i coś dla miłośników tarantinowskiej zabawy z kinem, czyli „Źle się dzieje w El Royal” (reż. Drew Goddard). W różnorodność gatunków i tematów reprezentowanych w tej sekcji wpisują się dwa filmy biograficzne. W obydwu przypadkach bohaterami są projektanci mody. Obydwoje reprezentują angielski rynek mody, obydwoje także potwierdzają jego odrębność od kontynentalnego świata mody. „McQueen” w reżyserii Iana Bronhote i Petera Ettedgui oraz „Westwood: punkówa, ikona, aktywistka” w reżyserii Lorny Tucker stanowią przykłady różnych narracji biograficznych, ale świetnie funkcjonują razem. Portretują ikony świata mody, Alexandra McQueena i Vivianne Westwood, w różnych kontekstach, które wspólnie potwierdzają status mody jako jednej ze sztuk wizualnych.
Dla wielbicieli rodzimej kinematografii najważniejszym konkursem jest „From Poland”. W tej sekcji profesjonalne jury zastępują widzowie festiwalu. W tym roku widzowie za najlepszy film polskiej produkcji uznali „Kamerdynera” w reżyserii Flipa Bajona (także w rankingu publiczności zwyciężył jako najlepszy film Tofifest 2018). Jednak, moim zdaniem, najmocniejszymi punktami „From Poland”, pomijając „Zimną wojnę” Pawła Pawlikowskiego, która właściwie mogłaby być prezentowana poza konkursem, były filmy poruszające tematykę głębokiej ekologii, alternatywnych modeli życia i postaw otwartych wobec natury, czyli „Wieża. Jasny dzień” (reż. Jagoda Szelc) i „Wieś pływających krów” (reż. Katarzyna Trzaska). Ich krytyczna siła polega na wyprowadzeniu bohaterów z miasta, realnie i symbolicznie. W jednym i drugim filmie, fabularnym i dokumentalnym, mamy do czynienia z konfrontacją między człowiekiem, reprezentantem zaawansowanej cywilizacji i twórcą kultury a naturą wraz z jej nienaruszalnymi prawami.
Kilka wspomnianych wyżej filmów to najważniejsze ślady po wydeptywanych festiwalowych ścieżkach podczas tegorocznej edycji Tofifest. Crème de la crème, czyli największe odkrycie podczas tegorocznych poszukiwań to zdecydowanie „Touch Me Not”, któremu chciałabym poświęcić więcej uwagi. Film Adiny Pintilie jest zwieńczeniem jej wieloletnich badań nad seksualną tożsamością. Jest to debiut filmowy wyjątkowo dojrzały, nie tylko ze względu na długi i skomplikowany proces powstawania, ale przede wszystkim dlatego, że reżyserce zależało na odkryciu przed samą sobą drogi do dojrzałości i wolności. Cytując bohaterki – jest to film „prawdziwej armii bojowników wolności”. Jeśli przekonaliśmy się boleśnie, że dorosłość i dojrzałość naprawdę nie mają wiele wspólnego ze sobą, możemy zdobyć się na ironię i stwierdzić – razem z główną bohaterką – „Dorosłość? „Co za rozczarowanie!” Laura, kiedyś rozczarowana nastolatka, teraz jest kobietą po pięćdziesiątce. Ta niewygodna emocja przez wiele lat kumulowała się i przekształciła w gniew, stłumiony, nieuświadomiony, od czasu do czasu wywołujący strach. Eksperyment Adiny Pintilie polega na pokazaniu wyjątkowych chwil, błysków emocji, w których pojawia się przeczucie, że jest w nas wielka i potężna tajemnica. Nie każdy ma odwagę ją odkrywać, nie każdy ma na to chęć, ale „Touch Me Not” może być skuteczną zachętą. I przeciwnie, może wzmocnić blokadę przed tym, co w nas (i innych ludziach) jest obce i nierozpoznane.
Gniew, niepokój, nieakceptacja, lęk przed stratą – współcześni ludzie doświadczają tych emocji zapewne nie bardziej boleśnie niż poprzednie pokolenia. Jest jednak coś wyjątkowego w naszych czasach. Mamy wreszcie odwagę o tym mówić. A „niepokorni” widzowie nie boją się czytać tego filmu w osobistej perspektywie. Może on być terapią dla ludzi cierpiących z powodu wyobcowania, braku intymnego kontaktu z innym człowiekiem, i nierzadko z samym sobą, z powodu powierzchownej, utylitarnej, a jednocześnie zwielokrotnionej do poziomu szumu komunikacji.
16. Międzynarodowy Festiwal Filmowy TOFIFEST
20-28 października 2018
Toruń