17. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty – podsumowanie #1
Rok temu pisałam o Nowych Horyzontach, że to festiwal, który się nie zmienia. Nie zmienia pod względem jakości i zawsze wyprawa do Wrocławia (w tym roku wyjątkowo na początku sierpnia, a nie pod koniec lipca) jest przede wszystkim obietnicą eksploracji nieznanego i gotowości na nieoczekiwane. Dla tych, którym zależy na odkrywaniu siebie, rozumieniu innych, poznawaniu świata w całej jego różnorodności poprzez kino, jedenaście festiwalowych dni to jeden z najbardziej obfitujących w emocje czas w roku. Podczas tegorocznej edycji można było przeżyć mocne uderzenia, ale wstrząsów raczej nie odnotowano. Program festiwalu był być może zbyt atrakcyjny w całości, by wyraźnie wyłonić z niego wyjątkowo elektryzujące propozycje.
To że 17. edycja Nowych Horyzontów była tak dobra mogło mieć kilka przyczyn. Zmianie uległa struktura festiwalu. Zrezygnowano z dotychczasowej formuły konkursowej pozostawiając tylko konkurs główny, który, nawiasem mówiąc, buduje rangę tego, jak i każdego innego festiwalu. Dotychczasowy konkurs filmów o sztuce zamieniono w jedną z sekcji, Filmy o sztuce. Nastąpiła też istotna zmiana personalna. Wieloletnia współpracowniczka Romana Gutka, Joanna Łapińska, zrezygnowała z roli dyrektora artystycznego festiwalu, a jej miejsce zajął Marcin Pieńkowski. Jednak najistotniejszym nowym elementem jest zmiana programowa polegająca na wprowadzeniu sekcji Kino protestu, która nadała ton tegorocznej edycji. Można właściwie uznać, że ją sprofilowała, nieprzypadkowo hasło 17. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty brzmiało „Kino, które budzi”. Zdaje się, że wobec obecnych problemów społeczno-kulturowych Kino protestu wejdzie na stałe do programu festiwalu, w końcu zawsze ideą Nowych Horyzontów było budzenie świadomości i wrażliwości widzów, tyle że dotychczas głównie w sferze artystycznej. Nawiasem mówiąc, trwający właśnie (30 sierpnia – 9 września) 74. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji również ujawnia zainteresowanie zjawiskiem szeroko pojętej kontestacji. Jedną z festiwalowych propozycji jest film pochodzącej z Iranu artystki audiowizualnej, Shirin Neshat, której dotychczasowa twórczość koncentrowała się na krytyce opresji kulturowej. Z kolei do konkursu głównego zakwalifikowano film w reżyserii Ai Weiweia, chyba najsłynniejszego dziś chińskiego artysty wizualnego i dysydenta. Obydwie postacie, pierwszy raz w roli reżyserów pełnometrażowych produkcji, są symbolami spotkania filmu, sztuk wizualnych, kontestacji i krytyki kultury oraz zaangażowania politycznego.
Wracając do wrocławskiego festiwalu i Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty, warto zwrócić uwagę, że znalazły się w nim aż trzy polskie tytuły (do konkursu zakwalifikowano dwanaście filmów), a dwa z nich wiązały się w jakiś sposób ze światem sztuki. Z polskich propozycji konkursowych obejrzałam właśnie te dwie, których elementem wspólnym jest sztuka, a właściwie przenikanie się świata filmowego i artystycznego. Nazwiska reżyserów, Łukasza Rondudy (Serce miłości) i Normana Leto (Photon) są doskonale znane na polskiej scenie artystycznej. Obaj mają na koncie wcześniejsze projekty z pogranicza filmu i sztuki. Łukasz Ronduda, kurator i krytyk związany z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, jest współreżyserem Performera, pokazywanego na Nowych Horyzontach w 2015 roku. O ile film fabularyzujący twórczość i osobę Oskara Dawickiego (artysta zagrał samego siebie) spotkał się z umiarkowaną akceptacją krytyki, Serce miłości zbiera entuzjastyczne recenzje. Tym razem Ronduda pokazuje życie pozaartystyczne pary artystów, Wojtka Bąkowskiego i Zuzanny Bartoszek. Norman Leto również nie debiutuje jako reżyser pełnego metrażu, jego film Sailor będący częścią wizualno-literackiego projektu pokazywano na Nowych Horyzontach w 2010 roku. Leto od dawna podejmuje w swojej twórczości eksperymenty z pogranicza videoartu, animacji komputerowej i innych audiowizualiów. Jednak Photon (premiera kinowa już niebawem, 6 października) jest czymś więcej, jest zwizualizowanym traktatem teoretycznym z pogranicza biologii molekularnej, fizyki kwantowej i kosmologii, a jednocześnie niepozbawioną poczucia humoru medytacją nad początkiem, trwaniem i przypuszczalnym kierunkiem rozwoju świata.
Gdyby nadal, jak w kilku poprzednich edycjach, organizowano Konkurs Filmów o Sztuce zapewne filmy Łukasza Rondudy i Normana Leto tam by się właśnie znalazły. Konkursu wprawdzie już nie ma, ale pozostał przegląd filmów o sztuce, nadal selekcjonowanych przez Ewę Szabłowską. W tym roku zaprezentowano dwanaście filmów, tak skrajnie zróżnicowanych tematycznie, jak zróżnicowana i wielonurtowa jest współczesna sztuka. Szczególnie interesujące okazały się dwie propozycje, Samokrytyka burżuazyjnego psa w reżyserii Juliana Radlmaiera (fantastyczna, nieco surrealistyczna, ironiczna krytyka przerysowanych, doprowadzanych niemal do granic absurdu rewolucyjnych idei) i Straszydła Floriana Habichta, dobrze znanego widzom Nowych Horyzontów (Love Story i Pulp: film o życiu, śmierci i supermarketach). Tym razem ekscentryczny, w najbardziej sympatyczny sposób, jaki można sobie wyobrazić, reżyser z Nowej Zelandii prezentuje pewien specyficzny park rozrywki, „Park Strachu” umiejscowiony na terenie byłego szpitala psychiatrycznego. Podobnie jak w poprzednim filmie, główny temat naprawdę jest tylko pretekstem do pokazania zwykłych ludzi; ich życia, poglądów na świat, refleksji i relacji z innymi. Straszydła są zbiorowym portretem „spookersów”, grupy ludzi odgrywających postacie z horrorów i szczególnej więzi między nimi opartej na poszukiwaniu akceptacji społecznej. To że nietypowa praca jest dla nich czymś w rodzaju autoterapii, a miejsce, w którym pracują, jest naznaczone cierpieniem tworzy wyjątkową atmosferę i Habicht świetnie z niej korzysta.
Filmy o sztuce z programu tegorocznych Nowych Horyzontów mają niestety niewielkie szanse na dystrybucję w obiegu kinowym, w przeciwieństwie do niemal wszystkich tytułów, które pojawiły w ramach Pokazów galowych. W tym roku pokazy galowe prezentowały się wyjątkowo atrakcyjnie. Program tej sekcji z powodzeniem można określić jako świeżą dostawę prosto z Cannes. Znalazły się w nim najbardziej elektryzujące nazwiska, po których spodziewano się bardzo dobrego kina. W większości oczekiwania te zostały spełnione i wrocławska publiczność, podobnie jak wcześniej canneńska, z entuzjazmem przyjęła najnowsze obrazy Rubena Östlunda (Złota Palma za The Square) i Andrieja Zwiagincewa (Nagroda Główna Jury za Niemiłość). Były też takie filmy, które podzieliły i widzów, i krytykę, ale w każdym przypadku budziły emocje i wywołały wiele dyskusji. Odnosi się to przede wszystkim do filmu otwarcia, czyli najnowszego filmu Françoisa Ozona, Podwójny kochanek, który jest już dostępny w kinach. Na gali otwarcia Nowych Horyzontów odtworzono specjalnie w tym celu nagraną „pocztówkę” od reżysera. W krótkim filmiku kręconym z ręki Ozon pokazał siebie na patio nadmorskiej willi, mówiąc: „Jak widzicie, jestem na wakacjach”, co po obejrzeniu obydwu jego ostatnich filmów (w programie Nowych Horyzontów był też Franz) wydało mi się idealnym, choć zapewne nieintencjonalnym komentarzem jego aktualnej formy artystycznej. Krótko mówiąc, i Podwójny kochanek, i Franz są fantastycznie dogranymi wizualnie, ale niewiele wnoszącymi emocjonalnie filmami. Są eleganckie dzięki wysmakowanej estetyzacji, ale utraciły świeżość ironicznej gry z widzem, która była głównym atutem jego wcześniejszych filmów.
Zawód sprawił też, choć moim zdaniem niesłusznie, najnowszy film Michaela Haneke. Jego ironia nigdy nie była lekka, zawsze bezlitośnie pozbawiająca złudzeń, obnażająca. Tym razem okazała się zabawnie złośliwa. Widzowie, którzy spodziewali się po Happy End ciężkiej powagi, zawiedli się, ale ci, którzy docenili grę reżysera, oscylację na granicy tragedii i nihilistycznego poczucia humoru, byli usatysfakcjonowani. Happy End jest nietypowym filmem w dorobku Haneke przede wszystkim dlatego, że wywołuje skojarzenia z dzieciakiem z baśni Andersena. Mistrz dołującego, ciężkiego kina tym razem woła zadziornie: „Król jest nagi!”, pokazując kruchą fasadę zachodniej kultury. Happy End trafi na polskie ekrany dopiero za kilka miesięcy (premiera 19 stycznia), jednak warto na niego czekać, chociażby dla fantastycznej gry aktorskiej w wykonaniu ulubionej przez reżysera Isabelle Huppert i Jean-Louis Trintignant, którego rola jest jakby ironicznym rewersem postaci, którą grał w Miłości.
Rzecz jasna, wiele emocji wywoływał też tegoroczny laureat Złotej Palmy. Pomijając to, że The Square to świetny film, emocje wywołuje nie sam obraz, ale problematyka, którą podejmuje. Tu także mamy do czynienia z obśmianiem fasadowości współczesnej kultury. Tym razem jest to jednak śmiech nietłumiony, nie rozlega się gdzieś w tle, Östlund śmieje się pełnym głosem. A widzowie razem z nim, i to przez cały czas, co jakoś usprawiedliwia długość filmu (ponad dwie godziny). The Square już niebawem (polska premiera 15 września) będzie można obejrzeć w kinie. Seans obowiązkowy.
Haneke portretując w Happy End dobrze sytuowaną francuską rodzinę, pokazał w krzywym zwierciadle niedostatki fundamentalnych międzyludzkich relacji, czym nie uwiódł canneńskiego jury, które doceniło Niemiłość Andrieja Zwiagincewa (Nagroda Jury, Najlepszy Film). Reżyser pamiętnego Lewiatana, podobnie jak Haneke, opowiada o rodzinie. W tym przypadku mamy małżeństwo z rosyjskiej klasy średniej, ich egoistyczne potrzeby i wzajemna niechęć uniemożliwiają dostrzeżenie największej ofiary rozpadu ich relacji, czyli kompletnie zagubionego dziecka. Brutalność tego odrzucenia reprezentuje współczesną alienację i emocjonalny marazm. Zwiagincew nie stosuje ani ironii, ani innych zabiegów, które mogłyby złagodzić bezlitosny, bolesny, przytłaczający obraz rozkładu więzi i wewnętrznej pustki. Ciężar tego filmu polega na wywołaniu w widzach poczucia dotkliwego braku, tak realnego, że nie sposób oglądać go obojętnie. Reżyser stale podnosi poziom emocji widza wprost proporcjonalnie do ich zaniku u głównych postaci, rozwodzącej się pary i ich nowych partnerów, co daje niesamowicie mocny efekt.
Mimo że film Zwiagincewa ma polskiego dystrybutora (Against Gravity) nie wiadomo jeszcze, kiedy będzie można obejrzeć Niemiłość poza obiegiem festiwalowym. Znane są już natomiast daty polskich premier kolejnych mocnych punktów programu nowohoryzontowych pokazów galowych. Na pokuszenie Sofii Coppoli, nagrodzonej w Cannes za reżyserię, właśnie wchodzi do kin (premiera 1 września), a na najnowszy film Fatiha Akina W ułamku sekundy trzeba będzie zaczekać kilka miesięcy (premiera 9 lutego 2018). A warto czekać z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to bardzo mocny obraz, podwójny portret kobiety odnajdującej siłę po traumatycznym doświadczeniu (śmierć męża i synka w zamachu bombowym przeprowadzonym przez parę neonazistów) oraz społeczeństwa opierającego się na ksenofobicznych stereotypach, pomimo tak ewidentnych sygnałów niebezpieczeństwa wynikającego z odradzania się narodowych fanatyzmów. Po drugie, odtwórczyni głównej roli, fantastycznej i przekonującej Diane Kruger, której canneńskie jury przyznało nagrodę najlepszej aktorki.
Na koniec chciałabym wspomnieć o jak zwykle starannie opracowanej identyfikacji wizualnej wrocławskiego festiwalu, tym razem zbudowanej w oparciu o kolaże wykonane podczas warsztatów, które prowadził Kobas Laksa. Tu również widać wyraźne inspiracje estetyką protestu. Wprawdzie dadaiści, twórcy pierwszych kolaży, buntowali się wobec całej zastanej kultury, ale ich artystyczna nihilistyczna postawa wynikała z niezgody na świat nowoczesności, dostrzegali w niej wpisane, niczym błąd w kodzie DNA, źródło upadku. A propos twórczego zestawienia kultury, sztuki i wysoko zaawansowanych nauk przyrodniczych – nagrodę publiczności zdobył Photon Normana Leto.
Niepisaną tradycją twórców i uczestników MFF T-Mobile Nowe Horyzonty jest sporządzanie „złotych” zestawów, tj.: „złotych dziesiątek”, czyli najlepszych filmów danej edycji festiwalu. Selekcjonerzy i współpracownicy Romana Gutka prezentują swoje wybory przed rozpoczęciem imprezy. Po jedenastu dniach ekscytującego pochłaniania smakowitych różności wielu krytyków, komentatorów, blogerów i zwykłych uczestników publikuje własne menu. Jest to świetny sposób nie tylko na konfrontację własnych przeżyć, odczuć i doświadczeń, nie tylko na przedłużenie toczonych między seansami dyskusji, ale na przedłużenie filmowej uczty. Dołączam się do tego pożegnalno-podsumowującego rytuału ze swoją „złota dziesiątką”, dość zdywersyfikowaną pod względem mocnych uderzeń i bezlitosnej, choć niepozbawionej lekkości, ironii.
Nadal kryję się z paleniem, reż. Rayhana
Misandrystki, reż. Bruce LaBruce
Sexy Durga, reż. Sanal Kumar Sasidharan
Manifesto, reż. Julian Rosefeldt
Samokrytyka burżuazyjnego psa, reż. Julian Radlmaier
Niemiłość, reż. Andriej Zwiagincew
W ułamku sekundy, reż. Fatih Akin
The Party, reż. Sally Potter
The Square, reż. Ruben Östlund
Happy End, reż. Michael Haneke
Ciąg dalszy w kolejnym numerze….
17. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
3-13 sierpnia 2017
Wrocław