Wyszukiwanie

:

Treść strony

Media

Nieobojętność obrazów. 19. MFF Nowe Horyzonty

Autor tekstu: Natalia Mrozkowiak
13.09.2019

W tym roku nie robiłam notatek na bieżąco, zastąpiły je kolekcjonowane podczas seansów nastroje i przeżycia, przegryzanie się przez niełatwe wrażenia filmowe (przeważnie oglądałam feel bad movies), dyskusje ze znajomymi albo wymiana uwag z przypadkowo podsłuchaną grupą ludzi, rozmawiających o właśnie obejrzanym filmie. Być może było to uzależnione od tematyki filmów prezentowanych podczas tegorocznego festiwalu, większość z nich naprawdę mocno dotykała tego, co wolelibyśmy, z różnych powodów, pozostawić nietknięte, schowane, zapomniane. Jak zrobić notatkę z mocnego przeżycia? Jak opisać wrażenie, które trudno nawet nazwać, ewentualnie można je zakwalifikować do tego typu wrażeń, które pozostawiają ślad na długo, zmieniają perspektywę.

 

 

 

Nowe Horyzonty są zawsze na fali. Festiwal ewoluuje (w przyszłym roku jubileuszowa, 20. edycja), ale jego nazwa niezmiennie sygnuje poszukiwania tego, co w kinie najbardziej twórcze i świeże. Oczywiście w programie festiwalu są filmy premierowe, które - wspomagane potężną machiną reklamowo-dystrybucyjną - prędzej czy później trafią do kin. Niezłą reprezentację, pozwalającą zapoznać się z aktualnościami światowego kina, mają tu także filmy nagradzane na najbardziej prestiżowych festiwalach – takich jak Cannes, Wenecja, Berlin, Locarno, Rotterdam i Sundance.

Kilka z tytułów zaprezentowanych premierowo we Wrocławiu pozwala wyobrazić sobie kinofilską ucztę – „Ból i blask”, „Matthias i Maxime”, „Pewnego razu… w Hollywood”, „The Souvenir”, „Parasite”, czyli nowe filmy Almodovara, Dolana i Tarantino oraz filmy z nagrodami głównymi z Cannes i Sundance, no i sensacja festiwalu w postaci „Mowy ptaków” Żuławskiego. Nowe Horyzonty są jednak na fali z innego powodu, idąc śladem swoich ulubionych reżyserów, czujnie nasłuchują sygnałów współczesnego świata i wypatrują obrazów świata w najbardziej odważnych i bezkompromisowych realizacjach filmowych. Nowohoryzontowe kino nieustannie przekracza granice, i nie chodzi tu tylko o granice międzygatunkowe.

Większość filmów, które wybrałam z bogatego programu festiwalu, to realizacje z pogranicza sztuk wizualnych, kina, eseistyki i eksperymentu. Pod hasłem „kino, które dotyka” Nowe Horyzonty prezentowały bezkompromisowe wizualne eksperymenty i międzygatunkowe poszukiwania, które redefiniują język współczesnego kina artystycznego czy arthouse’owego. W większości eksplorują one zagadnienia związane z psychiką, tożsamością, seksualnością, karmiąc się mitem i jednocześnie pracując na żywej tkance trwającego tu i teraz życia. Hasło „kino, które dotyka” idealnie oddaje profil tegorocznego festiwalu, obfitujący w filmy, które nie pozwalają na obojętność, bo nie tylko dotykają różnorodnych aspektów cielesności, tożsamości związanej z ciałem, dotykają też pragnień, marzeń, niepewności i lęków.

W tym roku nie robiłam notatek na bieżąco, zastąpiły je kolekcjonowane podczas seansów nastroje i przeżycia, przegryzanie się przez niełatwe wrażenia filmowe (przeważnie oglądałam feel bad movies), dyskusje ze znajomymi albo wymiana uwag z przypadkowo podsłuchaną grupą ludzi, rozmawiających o właśnie obejrzanym filmie. Być może było to uzależnione od tematyki filmów prezentowanych podczas tegorocznego festiwalu, większość z nich naprawdę mocno dotykała tego, co wolelibyśmy, z różnych powodów, pozostawić nietknięte, schowane, zapomniane. Jak zrobić notatkę z mocnego przeżycia? Jak opisać wrażenie, które trudno nawet nazwać, ewentualnie można je zakwalifikować do tego typu wrażeń, które pozostawiają ślad na długo, zmieniają perspektywę.

Nie spisywałam więc wrażeń, nie pisałam, jak mawiają niektórzy, „na nerwie”, wystawiłam za to nerwy odkryte na dotyk. Czuły i szorstki, uspokajający i wywołujący dreszcz dotyk kina. Chłonęłam obrazy nie tylko oczami, chłonęłam ich energię każdą komórką ciała zmęczonego wielogodzinnym wysiadywaniem, półleżeniem, pokładaniem się (w przypadku siedzenia w pierwszym rzędzie, nie wspominając o skrajnych miejscach w pierwszym rzędzie) w kinowych fotelach. Kilka filmów pozostawiło w pamięci trwałe ślady, w postaci obrazów, które emanowały z ekranu emocjami, wpijając się w skórę, wnikając pod nią, że nie można nie myśleć o nich nawet teraz, po kilku tygodniach od ich obejrzenia.

W przypadku wielu filmów proponowanych przez twórców festiwalu, nie tylko podczas tegorocznej edycji, trudno jednak mówić o „oglądaniu”. Często są wśród nich takie, które angażują nie tylko zmysły odbiorcy, ale posługują się idiomem zrozumiałym wyłącznie na poziomie osobistego doświadczenia. Głównie tego rodzaju filmy składają się na program najbardziej interesujących sekcji – Front wizualny i Focus: ciało, w którym żyję. Front wizualny od kilku lat funkcjonuje zamiast konkursu filmów o sztuce. Decyzja o rezygnacji z tego konkursu nie była najgorsza, biorąc pod uwagę możliwości pokazywania kina przekraczającego granice, eksplorującego możliwości języka sztuk wizualnych, otwartego na eksperymenty formalne. W opisie tej sekcji znajduje się pojęcie konfrontacja, film w konfrontacji ze sztukami wizualnymi przejmuje sporo z ich skłonności do konceptualizmu, a jednocześnie zwraca szczególną uwagę na wizualność.

Zestaw prezentowanych tu filmów można interpretować według klucza wpisanego w tytuł jednego z nich („The Grand Bizarre”, polski tytuł „Targowisko osobliwości”), jako różnorodność esejów wizualnych (ta, być może zbyt ogólna, nazwa bardziej pasuje do nowohoryzontowych propozycji niż „film”) zarówno pod względem podejmowanej tematyki, jak i formy oraz stylu. Front wizualny reprezentował nieprzebrane bogactwo współczesnej kultury, włącznie z jej wstydliwymi peryferiami i marginalizowanymi zjawiskami, tak dalekimi od radykalnie estetyzowanej współczesnej ikonosfery. Wspomniany „The Grand Bizarre” (reż. Jodie Mack) nie dość, że pokazuje tkaniny jako symbole kulturowe, robi to w sposób oryginalny formalnie. „Animus animalis (historie ludzi, zwierząt i rzeczy)” (reż. Aiste Žeguité) opowiada o taksydermii, czyli wypychaniu zwierząt, ale przede wszystkim jest to gorzka obserwacja jednego z typów dominacji człowieka nad naturą. W odmiennej perspektywie prezentuje relacje człowieka i naturalnego środowiska „Autonomiczny” (reż. Ian Henn), film na granicy dokumentu kreacyjnego i zapisu projektu performerskiego. Innymi słowy, jest to zapis filmowy kilkuletniego projektu artystyczno-survivalowego Petra Dawidczenko, performera, którego działania poddają radykalnej krytyce konsumpcjonizm.

Krytyczne ujęcie podobnych zjawisk, czyli dominującego modelu mieszkalnictwa, służącego bardziej rynkowi niż potrzebom społecznym, prezentuje film „Marzenia w przestrzeni” (reż. Matthias Lintner). Kameralny portret mieszkańców kamienicy, tworzących harmonijną społeczność, zaburza wkroczenie dewelopera i decyzja o przymusowej eksmisji. Przede wszystkim jest to jednak wizualny esej o przestrzeni własnej, przestrzeni życia określonej przez architekturę i innych ludzi. „X&Y” (reż. Anna Odell) odwołuje się w warstwie narracyjnej do fantazji i lęków współczesnego świata, jednocześnie adresuje przekaz do każdego widza z osobna, poruszając problem tożsamości, w tym szczególnie tożsamości seksualnej. Nowy film Anny Odell był jednym z najmocniejszych punktów Nowych Horyzontów i chyba jednym z najbardziej oczekiwanych przez publiczność festiwalową. Poprzedni film szwedzkiej performerki i reżyserki, „Zjazd absolwentów” wygrał w konkursie filmów o sztuce (14. NH) i wywołał spore zainteresowanie (był też pokazywany w kinach), ale „X&Y” wywołał więcej krytyki niż entuzjazmu.

Moim zdaniem niesłusznie, przede wszystkim dlatego, że, z pewnej perspektywy, Anna Odell jest bardziej artystką posługującą się medium, jakim jest film, niż reżyserką. Główny cel jej projektu, podobnie jak w przypadku „Zjazdu absolwentów”, polega na stworzeniu skomplikowanej performerskiej przestrzeni i filmowaniu aktorów jako nieświadomej publiczności jej występu. Struktura filmu, czego artystka nie ukrywa, jest oparta na kompilacji i przemieszaniu fikcji i faktów w taki sposób, że nikt poza twórcami filmu nie ma możliwości odróżnienia jednych od drugich. Projekt artystyczny przypominający eksperyment psychologiczny, aktorzy, którzy do końca nie orientują się, czy właśnie grają, czy są sobą, nieustanne napięcie pomiędzy uczestnikami – to otrzymują widzowie i jest to przekaz wymagający porzucenia konwencji i przyzwyczajeń odbiorczych.

Wspomniane filmy i pozostałe tytuły Frontu wizualnego należą do tego obszaru kina, który dysponując możliwościami formalnymi zbliżonymi do wizualnych aspektów współczesnej rzeczywistości, właśnie tę rzeczywistość chce reprezentować. Filmy drażniące jak sama rzeczywistość w dużej mierze tworzą program całego festiwalu. Jest to kino, które nie obiecuje zapomnienia lub rozrywki, ale dotykając nas, każe myśleć o tym, przed czym wolelibyśmy uciekać. Innymi słowy, nie pozwala zamknąć oczu. W szczególny sposób odnosi się to do sekcji Focus: ciało, w którym żyję. W tegorocznym programie znalazło się kilkanaście filmów reprezentujących różnorodne perspektywy myślenia o cielesności i przeżywania cielesności, różnorodne aspekty traktowania ciała, bycia ciałem, funkcjonowania ciała w przestrzeni społecznej i kulturowej. Najmocniejszym punktem (a dla mnie ostatnim filmem obejrzanym na festiwalu) były „Córki ognia” Albertiny Carri (nawiasem mówiąc, Carri była w tym roku bohaterką jednej z retrospektyw). „Córki ognia” to film kategoryzowany według życzenia reżyserki jako porno. Ale uwaga, porno niekonwencjonalne i wyczekiwane przez wiele osób i środowisk zainteresowanych zmianą społeczną w kwestii świadomości seksualnej i osobistej wolności w tej sferze. Carri wspaniale zarysowała odwróconą perspektywę, tworząc film porno, którego wizualność jest radykalnie feminocentryczna. Wysublimowana, ale nieoczywista i niewymuszona jednocześnie, estetyka tego filmu opiera się na obrazach kobiecej rozkoszy, płynącej z niej siły i radości, której źródłem jest sama kobiecość. W efekcie powstał afirmatywny manifest seksualny, alternatywny film drogi, w którym stereotypowe męskie role poszukiwaczy przygód (w niejednym znaczeniu) grają kobiety.

Cielesność i seksualność jako obszary realizacji projektu emancypacyjnego są także tematem „Liberté”, najnowszego filmu Alberta Serry (również bohatera jednej z tegorocznych retrospektyw). „Liberté” zdobył opinię najbardziej kontrowersyjnego i radykalnego filmu tegorocznego festiwalu w Cannes oraz Nagrodę Specjalną Jury sekcji Un Certain Regard. Serra, którego filmy zawsze sytuują się na granicy pomiędzy eksperymentem wizualnym i niekonwencjonalnym podejściem do narracji, tym razem bada możliwości formalne (zaciemnione nocne kardy, jednolita przestrzeń, rozproszone postacie), jednocześnie poszukując granic wolności seksualnej. W wywiadach Serra podkreśla, że określenie granic wolności polega na ciągłym poszukiwaniu jej granic, wystawianiu na próbę, konfrontacji z innymi wartościami i potrzebami. O swoim najnowszym filmie mówi w kontekście pragnienia seksualnego i wyzwolenia od stereotypowych podziałów według płci, statusu, wieku, wyglądu itp. Tytuł wskazuje na silną potrzebę wolności, a sam film mówi przede wszystkim o tym, że świadomość, w tym (może przede wszystkim) świadomość własnych pragnień i potrzeb, jest kluczowa dla określenia własnej tożsamości.

To był bardzo dobry festiwal. Nieobojętny, zorientowany na zróżnicowane, niewyczerpane aspekty cielesności, tożsamości, widzialności, bycia widzianym i bycia wolnym. Zespół kuratorów i selekcjonerów współpracujących z Romanem Gutkiem nie stracił zainteresowania znaczącymi i najbardziej poddawanymi krytyce zjawiskami kultury. To sprawia, że przygotowywany przez nich festiwal ma edukacyjny potencjał, wytrącając nie tylko ze stereotypowych przyzwyczajeń lub lepiej – oczekiwań wobec kina, ale też dowodzi, że – podobnie jak sztuki wizualne – jest czułym wskaźnikiem zmian kulturowych i ich czujnym obserwatorem. Pod tym względem filmy prezentowane w ramach Frontu wizualnego doskonale zdają sprawę z bliskich relacji i wzajemnych inspiracji współczesnego kina i sztuk wizualnych. Zwłaszcza że festiwalowa scena artystyczna obejmowała, między innymi, wystawę „Życie wewnętrzne: Brzuch” przygotowaną przez Stacha Szabłowskiego i Ewę Szabłowską, kuratorkę Frontu wizualnego.

Kino zbliża się do sztuk wizualnych na różne sposoby, a jedną z coraz częściej stosowanych strategii jest traktowanie ze szczególną uwagą przez twórców kina wizualnej formy, wizualnych aspektów filmu. W efekcie pojawiają się zróżnicowane zjawiska, które nie wyróżniają się w postaci nowych nurtów ukierunkowanych pod prąd mainstreamowych produkcji, funkcjonują w rozproszeniu, najczęściej jako artystyczne kino autorskie, pokazywane na festiwalach i rzadko trafiające do szerokiej dystrybucji. A szkoda, bo tym, co je łączy, jest unikalna, indywidualna perspektywa. Rzeczy dobrze znane widziane oczami kogoś innego. Takie kino dotyka i takiego kina zawsze na Nowych Horyzontach jest pod dostatkiem.

 

19. MFF Nowe Horyzonty

25 lipca – 4 sierpnia 2019

Wrocław

 

 

 

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry