Wyszukiwanie

:

Treść strony

Muzyka

Leszek Możdżer

Uczty melomana

Autor tekstu: Jan Karow
Ilustracja: Anna Rezulak
30.10.2015

Bywają pomysły niezłe, dobre, czasem nawet świetne. Niezwykle rzadko zdarzają się też te z gatunku znakomitych. Taki przyszedł do głowy parę lat temu Krzysztofowi Maternie, kiedy powziął on zamiar zorganizowania rokrocznie koncertów z serii „+” w ramach Solidarity of Arts – festiwalu fetującego odzyskanie przez Polskę wolności. „Największe widowisko jazzowe w Polsce”, bo takim hasłem było od początku reklamowane, w tym roku doczekało się młodszego rodzeństwa w postaci koncertu muzyki poważnej.

Już w 2010 roku, kiedy to jeszcze na Targu Węglowym odbywało się Możdżer+, zainteresowanie i ilość przybyłych przerosła najśmielsze oczekiwania organizatorów, do czego niewątpliwie przyczynili się zaproszeni przez występującego wówczas w trio z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco polskiego pianistę goście, wśród których wymienić można chociażby zespoły pod przewodnictwem Johna Scofielda i Marcusa Millera czy Orkiestrę Aukso pod dyrekcją Marka Mosia. Dalej było tylko lepiej i już rok później widowisko zostało przeniesione na plenerowe sceny budowane specjalnie na tę okazję tuż obok Filharmonii Bałtyckiej. Miller rozkręcił wtedy najlepszą jak dotychczas imprezę i okazał się najbardziej charyzmatycznym gospodarzem. W 2012 roku pierwsze skrzypce (czy też raczej pierwsza trąbka) przypadła Tomaszowi Stańce, który jednak nie odnalazł się najlepiej w tak dużym formacie i większość uwagi skupiła się na postaci Quincy'ego Jonesa. Dwa kolejne lata to powrót do udanych decyzji programowych – najpierw zaczarował głosem i unikatową muzykalnością Bobby McFerrin, by następnie uwiodła słuchaczy zjawiskowa Esperanza Spalding, której towarzyszyły m.in. tuzy amerykańskiego jazzu Herbie Hancock i Wayne Shorter. Od samego początku wstęp na widowisko jest bezpłatny; wprowadzono jedynie dopuszczające do stref bliżej sceny bilety w cenie 5 zł, co tak czy siak pozostaje kwotą symboliczną wobec prezentujących się muzyków. Zawsze obecne są także kamery i tu również pojawiła się korzystna zmiana – niedostępny w wielu gospodarstwach domowych Canal+ zastąpiła Telewizja Publiczna, która na kanale Kultura proponuje transmisję na żywo, zaś w dwóch odsłonach umieszcza w wieczornej części ramówki TVP2 powtórki. Jak wspomniałem, w tym roku poszerzono format o dodatkowy koncert „+”, którego patronem obrano zmarłego niedawno Henryka Mikołaja Góreckiego. Zanim jednak o muzyce poważnej, należy przyjrzeć się części jazzowej, którą również dotknęła istotna zmiana. Gwiazdą nie była tym razem szczególna postać, a cały nurt (spośród wszystkich dla mnie najważniejszy), czyli swing. Czy taka ingerencja w sprawdzony format odbiła się na jakości? Zdecydowanie nie; co więcej – okazało się to być najbardziej spójne muzycznie spośród dotychczasowych widowisk „+”.

Żadne definicje nie są łatwe, w tym te dotyczące świata muzyki. Bo jak zdefiniować swing? Napisać, że u podstawy znajduje się specyficznie synkopowany rytm? Ale specyficzny w jaki sposób? Że jako pierwsze grały go uliczne, nowoorleańskie brass bandy, które były protoplastą dla królujących w tak zwanej złotej erze jazzu big bandów? Że jednym z fundamentów aranżacyjnych jest wywodząca się jeszcze z pieśni czarnoskórych niewolników z delty Missisipi, stricte bluesowa technika call & response? Zgadza się, tylko że twierdzące odpowiedzi na te pytania niewiele zmieniają dla kogoś, kto tym gatunkiem muzycznym nigdy się nie interesował. I właśnie chociażby z tego powodu Swing+ można uznać za bezcenny wkład w popularyzację tej dla wielu niedzisiejszej czy wręcz anachronicznej muzyki. Przypominając sobie, że w latach swojej świetności (czyli w drugiej i trzeciej dekadzie XX w. w USA) była to muzyka rozrywka, pamiętano też o jej tanecznym charakterze – w części zwanej golden circle przygotowano parkiet, dla tych którzy nie byli w stanie stać obojętnie wobec wyrazistych rytmów. Jak się okazało, pomysł zdecydowanie trafiony. Jednak czyje i jakie dźwięki zabrzmiały podczas blisko czterogodzinnego wydarzenia? Starając się nie pominąć żadnego spośród wykonawców, zaznaczyć należy, że tak jak sam swing można uznać za osobny rodzaj muzyki jazzowej, tak i w jego wnętrzu wyróżnić można kilka jego odmian i tych najważniejszych była okazja posłuchać.

Najbardziej oczywistym skojarzeniem z tą odmianą muzyki jest wieloosobowa orkiestra jazzowa, znana powszechnie jako big band. I nawet jeśli podczas tego sobotniego sierpniowego wieczoru pojawiły się na jednej z trzech scen muzyczne indywidualności, to najjaśniejszymi punktami były trzy obecne big bandy – orkiestra niemieckiego radia WDR, skandynawski Roger Berg Big Band i The Pasadena Roof Orchestra. Każdy z nich prezentował zupełnie inne podejście do swingu, jego inny odcień, co przełożyło się na różnorodność kolejnych występów. Całe widowisko otworzył niemiecki big band wykonując Caravan. Byli oni już gośćmi podczas poprzednich plusów i od tego czasu niezmiennie udowadniają, że to zespół do zadań specjalnych, istna maszyna, której niestraszne są nawet najbardziej skomplikowane aranże. Co najważniejsze, przy wysokim poziomie technicznym, nie zapominają o muzykalności i, mimo że ten niezwykle nowoczesny rodzaj grania nie jest mi najbliższy, to u podstawy nie zapomniano o podskórnym rytmie, co jest w dużej mierze zasługą bezbłędnej sekcji rytmicznej, która trzymała w ryzach melodyczno-rytmiczne połamańce uprawiane przez wszystkie sekcje dęte. Wystąpił z nimi Kurt Elling, który przypomniał na czym polegała klasa i coś, co można by staromodnie nazwać sznytem wokalisty występującego z takim zespołem. Żeby użyć obrazowego porównania – zdecydowanie bliżej mu do Franka Sinatry (co udowodnił w świetnym wykonaniu All the way tegoż) niż Michaela Buble. Drugą gwiazdą, której akompaniował WDR Big Band była gorąco oklaskiwana Patti Austin, na której pojawienie się na scenie przyszło czekać najdłużej. Amerykańska wokalistka pokazała jednak rzadko spotykaną swobodę we współpracy z tak dużym aparatem muzycznym i uraczyła publiczność wykonaniami paru standardów, na finał zaś w duecie z Ellingiem zabłysnęła w Mack The Knife. Z Niemcami wystąpiła także Natalia Przybysz, która zastąpiła figurującą na plakatach Ewę Bem i poprawnie, lecz nie porywająco zaśpiewała Dzień dobry, Mr. Blues, oraz Hanna Banaszak, natomiast całością miał okazję dyrygować również Adam Sztaba.

Zupełnie inne podejście, wyjątkowe klasyczne do muzyki big bandowej zaprezentował zespół prowadzony przez szwedzkiego perkusistę Rogera Berga. Mieliśmy o nim okazję usłyszeć już parę tygodni przed koncertem, kiedy to ukazała się na polskim rynku ciepło przyjęta płyta Swing Revisited, gdzie pozycje z Great Amercian Songbook zaśpiewał wyjątkowo lekko Stanisław Soyka. Był on także obecny w Gdańsku i ową lekkość, charakterystyczną dla orkiestr na przykład Glenna Millera (nomen omen rozpoczęli swój występ od fantastycznego In The Mood), pokazał na żywo. Trzeba przyznać, że to muzyczne spotkanie było niezwykle udane dla obu stron – improwizatorskie podejście, które jest typowe dla Soyki w niemal wszystkich jego projektach, tutaj miało okazję zaprezentować się w pełnej krasie, gdyż Roger Berg Big Band i jego stylowe granie zapewniało bardzo pewny grunt dla pełnego glissów i ornamentacji śpiewania Soyki, jak chociażby w I'm Just A Lucky So And So. Trafnie ich wspólne muzykowanie promuje Let The Good Times Roll. Ze Skandynawami wystąpiła również Aga Zaryan. Znana z raczej kameralnych formacji wokalistka nie zawiodła jednak w zderzeniu z większym składem, prezentując m.in. Night In Tunisia i (w duecie z Soyką) Hallelujah, I Love Her So Raya Charlesa.

Jeśli zespół Rogera Berga odwoływał się do klasycznego swingu, to The Pasadena Roof Orchestra sięgnęła jeszcze głębiej i zachwyciła się jego korzeniami, gdzie instrumenty dęte raczej niż w sekcjach występowały jeszcze solo, a podstawowym instrumentem harmonicznym było... banjo. Być może ku zaskoczeniu niektórych, wydaje się, że to właśnie oni byli najgoręcej oklaskiwani – w odkurzeniu tego typu muzykowania (ich wykonanie Business In F można znaleźć na portalu YouTube) było coś urokliwego, wręcz nostalgicznego.

Swing to jednak nie tylko big bandy, a sposób podejścia do rytmu. Tak więc pojawiły się też dwie innego rodzaju formacje: kwartet wokalny New York Voices oraz zespół prowadzony przez Wojciecha Karolaka. Wokaliści z Nowego Jorku chyba najbardziej uderzali w komercyjne tony, jednak ich wersji klasyka Avalon czy specjalnie przygotowanej z okazji festiwalu aranżacji polskiego evergreenu Jej portret trudno cokolwiek zarzucić. To muzyka spod znaku Manhattan Transfer, choć w duchu trochę mniej kolektywna – większość aranżacji ma jasnego lidera, wyłonionego ze względu na warunki wokalne, któremu w danym utworze pozostali przede wszystkim akompaniują. Natomiast grupa Karolaka (T. Grzegorski – saksofon, A. Lesicki – gitara, A. Skolik – perkusja i lider przy organach Hammonda) była swego rodzaju wyciszeniem i w niespełna dwudziestominutowym secie pokazała tę spokojniejszą, bardziej balladową odsłonę muzyki swingowej, prezentując chociażby stylową wersję April In Paris czy Frame For The Blues.

Nowość, czyli koncert Górecki+, zgromadził następnego dnia niewątpliwie mniejszą widownię, miał też mniej widowiskowy charakter, co nie zmienia faktu, że jeśli chodzi o intensywność i jakość muzycznych doznań, nie ustępował on Swingowi+ w żadnym stopniu. Całość rozpoczęła się z imponującą werwą – od słynnego Kaprysu nr 24 Paganiniego w wykonaniu Mariusz Patyry, jedynego polskiego laureata konkursu skrzypcowego imienia wspomnianego diabelskiego wirtuoza. Dalej prym wiodły nadal instrumenty smyczkowe – na jeden ze scen pojawił się nasz eksportowy Atom Strong Quartet, który wprowadził refleksyjny nastrój prezentując utwory m.in. z ich najnowszej płyty Atmosphere. Motion Trio i Leszek Możdżer (chyba pierwszy raz nieobecny podczas widowiska jazzowego) zachwycili w energetycznym z racji swojej repetytywności utworze Steve Reicha. Z oboma zespołami kameralnymi wystąpił Patyra, wyraźnie pokazując, że poza wirtuozerska techniką dysponuje także głębokim brzmieniem i potrafi prowadzić w śpiewny sposób wiodącą linię melodyczną. Całość zamknęła IV Symfonia Tansman Epizody op. 85 Henryka Mikołaja Góreckiego, dokończona pośmiertnie przez jego syna Mikołaja. Wykonała ją Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Pomorskiej pod dyrekcją Ernsta van Tiela. Było to jedne z pierwszych wykonań tego dzieła na polskiej ziemi (prapremiera światowa miała miejsce kilka miesięcy temu w Londynie). Nie wydając wyroków w sprawie jego jakości, oryginalności czy tego, jak wypada w porównaniu z stawianą przez niektórych na piedestale III Symfonią Pieśni Żałosnych, na pewno utwór ten w wykonaniu na żywo i przy tak przygotowanym nagłośnieniu wywołuje imponujące wrażenie, szczególnie jego masywne części, czyli pierwsza i ostatnia.

Blisko dwa tysiące widzów na miejscach siedzących i kolejnych kilkaset obserwujących na stojąco nagrodziło występ gorącą, kilkunastominutową owacją, co daje nadzieję, że pomysł koncertu muzyki poważnej zostanie utrzymany na Solidarity of Arts także w kolejnych latach. Bo o rozwijające się z roku na roku widowisko jazzowe można być spokojnym – zgromadziło ono już grupę wiernych słuchaczy, którzy pokonują dla niego wiele kilometrów, by zmęczeni, ale szczęśliwi po kilku godzinach obcowania z jazzem pierwszej próby wracać z szerokim uśmiechem na ustach. Takie zestawienie to rzadka propozycja dla słuchaczy oczekujących czegoś więcej niż pozbawiona refleksji, prosta (żeby nie powiedzieć prostacka) rozrywka, jednak niekoniecznie poszukujących w kręgach jazzowej czy współczesnej awangardy. To w pewnym sensie próba ocalenia myślenia, że istnieje jeszcze kultura wysoka, na przekór tendencjom głoszącym jej zanik i przemieszanie wszystkiego ze wszystkim. Bo koncerty „+” przypominają, że z uzyskanej wolności można korzystać także w sposób wartościowy.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry