Kreujący w „Mizantropie” rolę Alcesta – aktor Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, Maciej Raniszewski ma na plakacie usta zaklejone plastrem. We wcześniejszych inscenizacjach na deskach francuskich i polskich teatrów, jego bohater był to furiatem, to postacią melancholijną, stąd patrząc przed premierą na rozwieszone w mieście reklamy z wizerunkiem głównego bohatera, zastanawiałem się, jakim też kluczem otworzy go reżyser spektaklu: Norbert Rakowski? Wszak „Mizantrop” Moliera – jedna z jego najbardziej osobistych sztuk, to utwór trudny, zarówno dla publiczności, reżysera, jak i dla aktorów oraz krytyka: bez zakończenia, ani jasnej akcji. W toruńskiej inscenizacji reżyser (chyba ku uciesze widzów) nie zdecydował się na tradycyjne tłumaczenie wierszem przez Boya, lecz wykorzystał wolny przekład prozą Jana Kotta z 1966 roku (równo 300 lat po premierze!). Trudno dziś bowiem wyobrazić sobie współczesnego widza, rozumiejącego w pełni francuski klasyczny aleksandryn, „(…) nieznośnie monotonny, antykonwersacyjny, nudny i sztuczny” – jak pisał autor przekładu, ale toruńska inscenizacja „Mizantropa” prozą, mimo że uwspółcześniona tym do bólu, niestety, wcale nie ułatwiła, mam wrażenie, odbioru tej sztuki, gdyż okazała się miałkim, niewiele wnoszącym monologiem reżyserskim.
Monologiem przygotowanym przez Norberta Rakowskiego, który nie potrafił ożywić wewnętrznie sztuki Moliera – ba, pogłębił jeszcze jej naturalistyczne cechy, usiłując wieloma przypadkowymi efektami zasłonić braki w dramaturgii i warstwach inscenizacyjnych. Jak choćby ustawienie przestrzenne widowni, po obu stronach sceny, mające chyba przybliżyć widzom rozterki moralne Alcesta – spowodowało, że aktorów często zwyczajnie nie słychać. A szczególnie głównego bohatera – co gmatwa jeszcze bardziej wskazanie go jako tego najważniejszego. Podobnie jest z, wydawać by się mogło, „przypadkową scenografią” Janusza Mazurczaka, zastawioną w kilku planach wielkimi siedziskami, wśród których aktorzy poruszają się nielogicznymi trajektoriami, wyraźnie spięci takimi przeszkodami na swej drodze. Muzyka również jest przypadkowo dobrana (znów – przez reżysera); wreszcie trywializuje ją obecność inspicjentki maszerującej po scenie (Teresa Stępień-Nowicka), choć w finale jej pogoń za uciekającym ze sceny Alcestem nieco bardziej tłumaczy zamysł inscenizacyjny reżysera. Oto bowiem okazuje się, że wszystkie te elementy przedstawienia są chyba niefortunnym zbiegiem okoliczności. Obsada, scenografia, muzyka, ruch sceniczny, wreszcie utrudniona tymi wszystkimi czynnikami gra aktorska sprawiają, iż w spektaklu raz po raz pojawiają się stopklatki: momenty niewytłumaczalnej ciszy wśród dziwnej krzątaniny postaci na scenie.
Wspomniany na początku klucz do głównej postaci także nie zadziałał w rękach reżysera. Alcest Macieja Raniszewskiego nie uderza ani w furię, ani nie wpada w melancholię – jest po prostu nijako sztywny, arogancki i zupełnie niekomiczny. A taki miał być przecież ten Molierowski bohater! Z początku zabawny, kończył tragicznie – tymczasem w toruńskiej inscenizacji Alcest pozostaje od początku do końca chronicznym fanfaronem! Trudno przy tym w pełni pojąć, dlaczego w finale ucieka ze sceny, skoro reżyser usunął w przedstawieniu jeden z ważniejszych powodów jego rejterady z kraju: przegrany proces z Orontem (Michał Marek Ubysz – jedyna w spektaklu naprawdę zabawna postać). Rakowski skupił się tylko na niezgodności charakterów Alcesta i jego pięknej narzeczonej Celimeny (bardzo zaskakująca w tej roli Julia Sobiesiak), młodej kapryśnej rozwódki, bawiącej się swym „ukochanym” jak plastikowym Kenem.
Alcest nie godzi się żyć w świecie bez moralnych zasad, świecie bez poważania drugiego człowieka, odchodzi – nie wiemy jednak, czy emigruje, czy kończy z sobą? Molier też nam tego nie podpowiedział, a Norbert Rakowski tak złożonego potencjału zupełnie nie wykorzystał. Przecież nic właściwie się nie stało: Celimena wyjdzie za niego za mąż, ale nie zaszyje się z nim na prowincji, proces przegrany, ale jest wyższa instancja; salony zioną jadem, rzec by można – jak pudelkowi haterzy, a my potrafimy ich znosić… Alcest po prostu przegrał wewnętrznie, nie mógł żyć w tym kraju i wyjechał. Jak wielu dzisiaj – wiemy, że nie tylko za pracą.
Molière „Mizantrop”
reż. Norbert Rakowski
premiera 29 marca 2014
Teatr im. W. Horzycy w Toruniu