W autorskiej przedmowie do „Ślubu” Witolda Gombrowicza możemy przeczytać: „Wszyscy ci ludzie nie wypowiadają siebie bezpośrednio; zawsze są sztuczni; zawsze grają. Dlatego sztuka jest korowodem masek, gestów, krzyków, min...”. Kolejna część tego tekstu zawiera taką oto konstatację: „Osoby dramatu rozkoszują się tą swoją grą (…) wszystko jest tylko pretekstem dla zespolenia się w takim czy innym efekcie”. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że wyżej przytoczone Gombrowiczowskie wskazówki odnośnie do gry i reżyserii jego dramatu zdają się idealnie odzwierciedlać poetykę najnowszego spektaklu Mikołaja Grabowskiego „Miny polskie” zrealizowanego w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. To utrzymane w konwencji metateatralnej przedstawienie stanowi swoisty teatr patriotyzmu ujawniający, jak Polacy na przestrzeni wieków nauczyli się raczej odgrywać (niż realnie przeżywać i realizować!) pewne postawy względem swego państwa i narodu.
Nastroje w spektaklu ulegają nagłym oraz licznym metamorfozom, wahają się między wzniosłością, romantyczną egzaltacją a wulgarnością i ordynarnością. Wszystko to w ramach teatralnej prezentacji kolejnych „min”, kolejnych „gestów”, postaw – sposobów bycia Polakiem wypracowanych i przekazywanych w narodzie z pokolenia na pokolenie. Konwencję „teatru w teatrze” umacnia ponadto fakt wykorzystania przez reżysera pokaźnych fragmentów „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego – dramatu na wskroś metateatralnego, którego akcja toczy się w Teatrze Starym w Krakowie, jego bohaterami są aktorzy i pracownicy teatru, a w toku akcji dochodzi do inscenizacji widowiska „Polska współczesna” stanowiącego aktualne zwierciadło narodu. W „Minach polskich” również rozgrywa się takie przedstawienie. Zgromadzona w toruńskim teatrze publiczność w ramach nawarstwiania się płaszczyzn metateatralnych ma okazję przyjrzeć się specyfice narodu polskiego, zobaczyć na scenie coś mogącego uchodzić za jego diachroniczne odbicie.
Skoro „teatr w teatrze”, skoro „miny, gesty i krzyki”, skoro mowa o teatrze jako sposobie istnienia narodu i społeczeństwa w ogóle, to już zupełnie uprawomocnione wydaje się być odniesienie do jeszcze jednego tekstu literackiego – podręcznika dla aktorów XIX-wiecznego teatru, tj.„Mimiki” Wojciecha Bogusławskiego. Na scenie pojawia się sam mistrz (Michał Marek Ubysz), który z pomocą dwojga aktorów (Mirosława Sobik oraz Arkadiusz Walesiak) egzemplifikuje podstawowe chwyty, przy udziale których aktor może wyrazić smutek, ból, radość czy lęk. Wypowiadane przez aktora na scenie słowa okazują się być mniej ważne niż forma, „mina”, z jaką dokonuje on ich artykulacji. Od pojęcia „miny” niedaleko już zatem do Gombrowiczowskiej „gęby” będącej niczym innym, jak przyjmowaniem określonej postawy wobec zjawisk zachodzących między ludźmi wypracowanej na mocy działania w świecie formy. Sam Gombrowicz (Tomasz Mycan) w spektaklu, mówiąc tekstem z „Ferdydurke”, apeluje do reszty bohaterów o konieczność wyzbycia się formy, porzucenia jej.
Punktem wyjścia do stworzenia „Min polskich” było zatem postmodernistyczne poszukiwanie pewnych punktów stycznych między pozornie odległymi od siebie (w czasie i charakterze) tekstami literackimi, użycie ich i wytoczenie nowej płaszczyzny, w ramach której mogą one istnieć i funkcjonować w swym sąsiedztwie.
Przedstawienie rozpoczyna wejście Muzy (Maria Kierzkowska) z „Wyzwolenia” Wyspiańskiego oraz postaci samego jego autora (Paweł Kowalski). Bohaterowie mówią tekstem początkowych didaskaliów dramatu, uruchamiając swoisty spektakl rozgrywający się immanentnie w ramach „Min polskich”. W ten oto sposób wprowadzona zostaje utrzymująca się przez całe przedstawienie konwencja „teatru w teatrze”. Płaszczyzny metateatralne ulegają tu, jak zostało stwierdzone wcześniej, nawarstwianiu. Teatr postaw patriotycznych rozgrywamy jest bowiem nie tylko na toruńskiej scenie. Kolejną odsłonę tego teatru prezentują wyświetlane podczas spektaklu filmy, których akcja toczy się w różnych przestrzeniach Torunia. Zabieg ten dowodzi, że przedstawienia o tematyce patriotycznej rozgrywają się w polskim społeczeństwie nie tylko w miejscu dla nich pozornie przeznaczonym, lecz również w najróżniejszych obszarach życia społecznego. Możemy natrafić na nie w życiu codziennym, wędrując ulicami naszego miasta. Wybrane z „Wyzwolenia” sceny wystawiane w zwykłych przestrzeniach miejskich przypominają w swym wyrazie obecne w naszym życiu publicznym agitacje czy manifestacje polityczno-społeczne.
Co ciekawe, Grabowski zdecydował, aby Wyspiański mówił w jego spektaklu głosem Geniusza, który w „Wyzwoleniu” był znakiem Adama Mickiewicza. Poeta zarzucał romantycznemu wieszczowi, iż swą szerzącą pojęcie mesjanizmu twórczością „uśpił” on w Polakach skłonnego do podjęcia walki ducha narodowego, bez udziału którego niemożliwe będzie mentalne oraz polityczne „wyzwolenie”. Mickiewicz skodyfikował artystycznie pewne postawy względem sprawy narodowej cieszące się wciąż aktualnością w świadomości ludzi u progu XX wieku. Wyspiański twierdził, iż hołdowanie ideom romantycznego mesjanizmu wiedzie Polaków ku zatracie. Czy Grabowski, oddając kwestie Geniusza postaci Wyspiańskiego, nie chce stwierdzić, że podobnie jak ludzie z czasów Wyspiańskiego ślepo podążali za ideami romantycznego wieszcza, tak teraz my-ludzie współcześni jesteśmy wiedzieni słowami oraz postawami wykreowanymi przez autora „Wesela”? Pozornie można odnieść takie wrażenie, jednakże sprawa ulega znacznie większej komplikacji, kiedy uwzględni się fakt wejścia na scenę Gombrowicza.
Ten ostatni pozostaje wyraźnie zewnętrzny wobec bohaterów i mających uprzednio miejsce scenicznych wypadków. Jest zdystansowany i cyniczny, na znajdujące się na scenie postaci spogląda pogardliwym wzrokiem. Dla Gombrowicza prezentowany przed chwilą patriotyczny teatr dowodzi ślepoty i zacofania polskiego narodu. Polacy, choć obecnie współcześni, nadal przechowują w swej mentalności poglądy i postawy charakterystyczne wręcz dla czasów sarmackich! Gombrowicz zdaje się walczyć o prawdę, przerwać ów znamienny dla naszego narodu „zaklęty krąg” krzywych min, agresywnych gestów, pieniackich wrzasków. Na scenie pozostaje Gombrowicz wyraźnie osamotniony. Można mniemać, iż pewnego oparcia poszukuje on w nas – ludziach XXI wieku. Pamiętać należy tu tylko o jednym: tak jak Bogusławski i Wyspiański rozgrywali przed nami swoje przedstawienia, tak samo, w ramach nawarstwiania się kolejnych płaszczyzn metateatralnych, czyni to teraz Gombrowicz, sprzymierzeńców dopatrując się w nas – zgromadzonych w Teatrze Horzycy widzach. Każdy z twórców teatru ma swoją prawdę, a ślepe podążanie za którąkolwiek z nich zawsze będzie prowadzić ku klęsce. Mikołaj Grabowski w „Minach Polskich” apeluje o rozsądek oraz refleksyjne wybieranie patriotycznych postaw i poglądów.
Wątek nieco odrębny, choć wyraźnie konstytuujący konwencję „teatru w teatrze”, stanowią etiudy odgrywane przez Grupę Bogusławskiego. Prezentują się oni w charakterystycznych dla aktorów XVIII-wiecznego teatru kostiumach, na złotym tle, oświetlani od dołu. Ich wyczyny wprowadzają do przedstawienia element stricte komiczny, nierzadko przerywający patetyczny nastrój poprzednich sekwencji. Podkreślają uzależnienie wielu aspektów międzyludzkich interakcji od przyjętej formy, demaskują wszechobecną w życiu społecznym sztuczność. Widoczne jest to szczególnie w tych scenach spektaklu, kiedy to Aktorzy Bogusławskiego wraz z mistrzem pouczają postaci z Grupy Wyspiańskiego, jak z aktorskiego punktu widzenia powinni wypowiadać pewne kwestie o poważnej, narodowej tematyce. Udzielają bohaterom „profesjonalnych” konsultacji, eksplikując tym samym ogromną zależność wszystkiego od przyjętej konwencji. Ta ostatnia, zgodnie z wypowiedzianą w spektaklu wcześniej myślą Gombrowicza, zdaje się być najważniejsza. W efekcie Muza w finałowej scenie nie jest w stanie skończyć swej kwestii. Sceneria, w jakiej przyszło bohaterce ją wygłosić, ulega nagłej zmianie, co skutecznie ją rozprasza i sprawia, iż artykulację finałowej kwestii musi ona przełożyć na czas bliżej nieokreślony.
Aktorsko spektakl zagrany został bez żadnych zastrzeżeń. Jak zwykle ogromną uwagę skupił na sobie Paweł Kowalski, którego w dużej mierze stateczna rola nie odebrała mu charakterystycznej dlań ekspresji. Pozytywnie zaskoczył znowu Tomasz Mycan, który od roli Guildensterna w spektaklu „Rosencrantz i Guildenstern nie żyją” zaczął grać znacznie dojrzalej, z większą świadomością słowa i ekspresji głosowej. Jego Gombrowicz jest poważny, cyniczny, lekko przerażony scenicznymi wydarzeniami, co skłania go do przyjęcia postawy wyalienowanej. Ogromne wrażenie robi Anna Romanowicz-Kozanecka, która w roli Kaznodziei, odziana w czarny płaszcz, z krzyżem w ręku, wydaje się być postacią istniejącą na granicy realności. Uwagę przykuwa też Jolanta Teska w roli Samotnika. Już samo zjawienie się tej aktorki na scenie zawsze stanowi duże wydarzenie. W nietypowej dla siebie roli wystąpił Łukasz Ignasiński grający Konrada z „Wyzwolenia”. Aktor, ubrany w kostium charakterystyczny dla postaci Gustawa-Konrada z filmu „Lawa” w reżyserii Tadeusza Konwickiego, brawurowo gra ekspresją charakterystyczną dla teatru monumentalnego, bohatera swego kreując jako romantycznego szaleńca znajdującego się (dosłownie!) ponad ziemią. Zupełnie inne oblicze pokazała Mirosława Sobik, która w roli Aktorki teatru Bogusławskiego ujawniła niemały talent komediowy.
Scenografia w „Minach polskich” pozostaje ascetyczna. Widzów wita otwarta scena, w głębi której znajduje się quasi-kinowy ekran oraz krzesło. Taka organizacja przestrzeni scenicznej od razu przywołuje na myśl teatr monumentalny, którego osnowę stanowią romantyczne monologi rozgrywane na niemal pustej scenie. Przestrzeń ta ulega transformacji w momentach zjawiania się na scenie Grupy Bogusławskiego. „Ożywa” ona jeszcze podczas prezentowania nagrań wideo, a od czasu do czasu pokrywają ją różne barwy światła.
„Miny polskie” w reżyserii Mikołaja Grabowskiego to spektakl analizujący funkcjonowanie pojęcia polskości na przestrzeni dziejów. Przedstawienie dalekie jest jednak od dydaktyzmu, jego wymowa nie zawiera katastroficznej wizji przyszłości. Przyjęcie konwencji metateatralnej generuje postawę dystansu, obranie pozycji obserwatora pewnych zjawisk mających miejsce w obrębie narodu. Obserwacja ta może w pespektywie wywołać ciąg refleksji, który z kolei doprowadzi do jakiejś ewolucji, wyleczenia narodu polskiego z licznych mentalnych chorób.
Bartosz Adamski
Wojciech Bogusławski, Stanisław Wyspiański, Witold Gombrowicz, „Miny polskie”
reż. Mikołaj Grabowski
prapremiera: 20 grudnia 2014
Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu