Tony Chu trafił do szpitala w stanie krytycznym po obrażeniach, jakich doznał w poprzednim tomie. W „Babeczkach nie z tej ziemi” odgrywa zatem rolę marginalną przykuty do swojego szpitalnego łóżka. Jest tylko ubogim tłem dla pozostałych bohaterów, z których na pierwszy plan wysuwa się jego dobrze już nam znana siostra, Antonella Chu. Tak więc panowie Layman i Guillory wkraczają w nowe rejony, opowiadając większą część historii z perspektywy kobiety. Nie byle jakiej, bo równie zwariowanej co reszta jej rodziny. Agentka Wydziału Przestępstw Naukowych Narodowej Administracji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej NASA ma ręce pełne roboty. Pośród skomplikowanych zadań najważniejsze jest to najtrudniejsze – ułożenie sobie życia miłosnego.
Tutaj następuje kontra w stosunku do Tony’ego czy chociażby agenta Colby’ego. Tony w tym aspekcie jest spełniony. Panna Mintz to miłość jego życia. Razem tworzą związek na zabój. Colby zaś nie kocha, tylko sypia z przełożonymi. A Antonella ciągle szuka i przekleństwem okazuje się jej zdolność cybowidzenia (widzenia przyszłości danego osobnika po jego ugryzieniu). Dostajemy obraz kobiety zdolnej do największych poświęceń dla rodziny, ale niepotrafiącej ułożyć sobie życia prywatnego. Zdesperowanej, rozżalonej, która ukrywa swoje niepowodzenia pod płaszczykiem nieokiełznanych pokładów energii. Wylewa swoje żale przy łóżku Tony’ego niczym grzesznik w konfesjonale.
Podobać może się konsekwencja, z jaką tworzą swój świat Layman i Guillory. Nieustannie eksplorują cybozdolności. Poruszają się w kulinarnej tematyce (tym razem przedstawiają malarstwo, które ma smak uwiecznionych potraw, czy pokaz mody zrobionej z jedzenia). Kontynuują wątki i zagadnienia dotyczące genetycznych przeróbek zwierząt czy ich mechanicznych ulepszeń. W tym ostatnim przypadku prym wiedzie kogut Poyo, który doczekał się własnego zeszytu z dość absurdalną przygodą, zaczynającą się niczym pamiętny fragment wizyty Lobo w piekle z dzieła Giffena, Granta i Bisleya „Lobo powraca”. Poyo jest nie do zdarcia, choć jego zbyt częsta obecność na kartach „Chew” może irytować. Tym bardziej że odgrywa on rolę wytrycha dla podbramkowych sytuacji, w których znajdują się bohaterowie. Poyo i po problemie.
Niemal śmiertelne pobicie Tony’ego było bardzo mocnym posunięciem Laymana, ale dopiero w „Babeczkach nie z tej ziemi” następuje najdramatyczniejsze wydarzenie z sześciu dotąd wydanych tomów. Wydarzenie, które z pewnością zmieni życie kilkorga bohaterów. I tu raczej Layman nie zabawi się z czytelnikiem jak w przypadku wątku z porwaniem Oliwki. Oczywiście główną rolę gra w nim nieustępliwa Antonella Chu. Layman lubi bawić się stereotypami. Wyśmiewać, działać według schematów, a potem je łamać. Wiadomo, Antonella jest kobietą, a może jeszcze dziewczyną, dlatego kiedy ma halucynacje, widzi różowe małe ludziki, piękne księżniczki i wspaniałe jednorożce. Do zwierząt podchodzi z pieczołowitością, do najbliższych z niezwykłą troską. Kiedy trzeba, zrobi maślane oczy albo pocałuje przełożonego. Zuch dziewczyna, gdyby tylko nie to zakichane cybowidzenie…
Ten tom można traktować jako ciszę przed burzą. Niby są tu wszystkie składniki, z których była przyrządzana do tej pory seria – wybuchowe postacie, absurdalne sprawy do rozwiązania, umowne rozwijanie portretów psychologicznych, Poyo, pomysły pełne fantazji, szalone i coraz lepsze gagi. Akcja rozwija się w błyskawicznym tempie, a Guillory doskonale się bawi, rysując to wszystko. Pewnie szczególnie przy oddawaniu detali, jak choćby dekoracji zupy przyrządzonej przez Wampira czy tworzeniu bogatego drugiego planu. Szukanie na nim ukrytych smaczków sprawia wiele przyjemności. Jednak nad „Babeczkami nie z tej ziemi” unosi się odór bestialskich działań Wampira, który zupełnie zmienia odbiór całego tomu. Smutek zawitał po raz pierwszy na łamy serii. Poprzednie czytało się i zamykało. Albo się podobało, albo nie. Ten zaś zostaje na długo w pamięci. I właśnie tego życzyłbym sobie i czytelnikom przy okazji lektury kolejnych przygód rozgrywających się w świecie bez drobiu.
„Chew: Babeczki nie z tej ziemi”
Scenariusz: John Layman
Rysunek: Rob Guillory
Mucha Comics
2017
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.