Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Zabawa Bogów w Bogów

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
27.03.2019

Jeżeli Grant Morrison chciał przedstawić najpotężniejszych herosów DC w sposób odpychający, to udała mu się ta sztuka wyśmienicie. Trudno bowiem poczuć jakąkolwiek sympatię do superbohaterów ponownie ratujących naszą Ziemię przed kolejnym kryzysem (czytaj: końcem świata/wszechświata). Ich, ponoć, trudna walka szybko staje się obojętna dla czytelnika. Wiadomo, która ze stron zwycięży, zapewne z jakimiś mniej lub bardziej istotnymi stratami, jednak szkocki scenarzysta niewiele jest wstanie wykrzesać z klasycznej bitwy dobra ze złem. Niewiele w porównaniu z poprzedzającym go rewelacyjnym „Nieskończonym kryzysem”. Niby próbuje, choćby zabiera Supermana w wycieczkę pomiędzy wszechświatami, ale cóż z tego, skoro bohaterowie tej opowieści są posągowi, zimni do bólu i nieznośnie patetyczni. Tym samym cała historia pogrążona jest w emocjonalnej pustce. Nawet śmierć tych „wielkich” nic nie znaczy, wystarczy wsłuchać się w mowę pogrzebową Supermana – „…Będziemy za nim tęsknić. I modlić się o jego wskrzeszenie”. Skoro śmierć nie ma znaczenia, to co ją ma?

A zaczyna się tak intrygująco. Kiedy Daniel Turpin znajduje w dokach konającą istotę ostrzegającą go przed nadchodzącym wielkim niebezpieczeństwem, a Green Lanterni odkrywają, że tym zabitym jest Orion, jeden z Nowych Bogów, sprawa szybko nabiera tempa. Kto i dlaczego zabił Boga? Początek śledztwa rzeczywiście jest zajmujący, lecz, wraz z rozwojem wypadków, szybko schodzi na dalszy plan, by ostatecznie ustąpić miejsca nic nieznaczącym sekwencjom, jakby Morrison chciał koniecznie odhaczyć wszystkie obowiązkowe elementy składające się na event mający naruszyć posady uniwersum. I to samo w sobie nie jest żadnym zarzutem, ale sposób w jaki Morrison pisze… Przytłacza pseudonaukowym/pseudopoetyckim językiem, bezbarwnie wyraża myśli bohaterów, którzy brzmią, jakby nic im się nie chciało.Często zaburza narrację,chaotycznie prowadząc poszczególne wątki. Wszystko to sprawia,że historia po prostu, najzwyczajniej po ludzku, nudzi. I właśnie brak tego ludzkiego pierwiastka, nieprzewidywalności, zdrowego szaleństwa doskwiera „Ostatniemu kryzysowi” najmocniej. Całość przypomina zatem superbohaterską masę bezwładnie przetaczającą się przez kolejne stronice opowieści. Nie mamy za kim podążyć, za co walczyć i za kogo ginąć. I gdyby była to wina Darkside’a, mającego zamiar przerobić ludzkość w ślepo wykonujące rozkazy zombie, to pogodziłbym się z takim obrotem spraw, ale że za historię odpowiada jeden z najbardziej uznanych scenarzystów komiksowych, to zupełnie nie rozumiem powodów powstania miejscami tak bełkotliwej i nieciekawej fabuły.

Dlatego też „Ostatni kryzys” zdecydowanie lepiej oglądać niż czytać. Okładki poszczególnych zeszytów J.G. Jonesa poświęcone wybranym bohaterom wydobywają z obrońców Ziemi spektrum emocji, których w żaden sposób nie jest w stanie oddać scenariusz. Naruszają intymność Bogów w kolorowych kostiumach, którym ludzkość wybaczy każdy grzech. Jednocześnie podkreślają ich niedostępność dla nas, zwykłych śmiertelników. Są zbyt idealni w swojej mocy, by ktokolwiek mógł się do nich zbliżyć. Realistyczny rysunek Jonesa towarzyszy nam również przez większość historii, doskonale sprawdzając się zarówno przy zawiązywaniu akcji, w widowiskowych bitwach czy przedstawianiu życia codziennego bezradnych mieszkańców czekających na nadchodzącą apokalipsę. Rysunki drugiego głównego artysty – DougaMahnke – stylistycznie scalają się z pracami Jonesa, ale wyraźnie dominuje w nich niepohamowany gniew. Superman w jego wykonaniu to istota emanująca potęgą wykraczającą poza zwykłe pojmowanie. Obdarty ze swojego uroku budzi ogromny niepokój, tak jak większość plansz stworzonych przez Mahnke, ociekających atmosferą grozy i obłędu. Nie bez znaczenia dla tego nastroju jest mroczna, przytłaczająca kolorystyka Alexa Sinclaira, skutecznie obrazująca zło mające zamiar łapczywie pochłonąć cały wszechświat.

Jakkolwiek spektakularna byłaby to bitwa, ile Maszyn Cudów miałoby wpłynąć na jej rozstrzygnięcie, ile trupów paść od zdradzieckich ciosów, to nie przejdzie ona do chlubnej historii superbohaterstwa. Pozbawiona romantyzmu i skąpana w przesadnie patetycznym tonie przypomina nam raczej o tym, z jakimi herosami nie chcemy mieć do czynienia. Z tymi, których lodowaty wzrok świdruje nasze umysły i dusze, przypominając o tym, jacy jesteśmy słabi i malutcy w obliczu nieustających konfliktów Bogów zadufanych w sobie. Bawcie się zatem w najlepsze i czekajcie na kolejne pomniki opisujące waszą mityczna chwałę.

 

„Ostatni kryzys”

Scenariusz: Grant Morrison

Rysunki: J.G. Jones, DougMahnke, Carlos Pacheco

Egmont

2019

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu EGMONT za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry