Wyjście w góry, dla każdego z nas oznacza co innego. Dla jednych będzie to kilkugodzinny spacer i podziwianie widoków, dla innych wypicie grzanego piwa w schronisku, dla jeszcze innych wspinanie się bez liny po nagich skałach. Tym ostatnim zajmuje się właśnie Alex Honnold, bohater nagrodzonego w tym roku Oscarem dokumentu „Free Solo”.
Twórcy nie skupili się, mimo wszystko, na przedstawieniu wyłącznie samego ostatecznego triumfu wspinacza nad El Capitan w 2017 roku. Stworzyli raczej całościowy portret człowieka, którego poznajemy w jego radościach i niepowodzeniach. Obserwujemy jego rodzinę, przyjaciół oraz dziewczynę. Dzieli się z nami swoimi przemyśleniami i wątpliwościami, w tym tymi dotyczącymi tej ostatniej. Alex jest tutaj niesamowicie szczery, przyznaje, że to wspinaczka jest jego największą miłością. Jednocześnie jest całkowicie świadomy ryzyka śmierci, jakie niesie free solo – samotna wspinaczka bez zabezpieczeń. Zdaje sobie sprawę że bycie w związku może oznaczać od niego przymus zobowiązania się skończenia ze wspinaczką, co jest dla niego czymś niewyobrażalnym.
Uderza nas również jego spokojne usposobienie, jego chłodna głowa, wobec świadomości tego, jak wiele ryzykuje decydując się zdobyć bez zabezpieczeń górę El Capitan, górę, której nikt jeszcze w ten sposób nie pokonał. Zadziwiające jest, jak bardzo Alex Honnold zdaje się być przy tym wszystkim człowiekiem zupełnie zwykłym, niewyróżniającym się właściwie niczym nadzwyczajnym. Niczym poza nerwami ze stali. Łatwo jest więc polubić bohatera, który mimo że na co dzień zdaje się być introwertykiem, skrytym w swoim świecie wspinaczki, w filmie pokazuje się od niemal intymnej strony, bez problemu zdradzając nam swoje myśli.
W ten sposób, poznawszy już nieco bliżej głównego bohatera, możemy być gotowi na ostateczne wejście z nim na szczyt, i ta droga jest niezwykła. Towarzyszące nam przepiękne obrazy, za które główna odpowiedzialność spoczęła na Jimmym Chinie i jego ekipie, w której znaleźli się prawdziwi wspinacze wysokogórscy, doskonale znający realia, mający pomysł na oddanie tego, jak sport ten powinien zostać przedstawiony, a także, co świetnie zostało pokazane w filmie, zdający sobie sprawę z ciężaru jaki na nich spoczywa przy realizacji takiego materiału. Rozumiejący, że poprzez kręcenie wspinaczki Alexa, mogą w pewien sposób spowodować jego błąd, być niebezpośrednią przyczyną fałszywego kroku, który w takich warunkach, oznacza śmierć. Nie tylko przedmiotu ich dokumentu, ale także ich przyjaciela.
Mimo narzucenia sobie pewnego kodeksu etycznego, mimo rezygnacji z poszczególnych ujęć i mimo starań, by film nakręcić często tak dyskretnie, jak to tylko możliwe – stosując zdjęcia na wielkim zoomie, kręcone z powietrza, albo z poziomu ziemi – efekt ostateczny jest zniewalający. Zdjęcia są przepiękne, widoki zapierają dech w piersiach, a odwaga bohatera, zadziwia jeszcze bardziej. To właśnie w dużej mierze zdjęciom, zawdzięczamy przyśpieszone bicie serca podczas scen wspinaczki. Nie bez znaczenia okazuje się również bliskie poznanie postaci Alexa. Obserwując go na skale, mamy wrażenie, jakbyśmy byli już w dość bliskiej, intymnej relacji. To sprawia, że nasze dłonie pocą się za każdym razem, gdy tylko dociera on w miejsce, które, jak wcześniej nam opowiadał, jest dla niego niezwykle trudne. Nie ma znaczenia tutaj fakt, że doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak zakończy się ta historia. Tę informację możemy jedynie traktować jako kojącą myśl, powracającą co jakiś czas w najtrudniejszych momentach.
W „Free Solo” oddech przyśpiesza często, a serce łomocze mocniej niż na wielu filmach mających z założenia takie emocje wywołać. A trzeba przypomnieć, że nie jest to przecież thriller, a film dokumentalny – wszystkie postaci są prawdziwe, wszystkie wydarzenia faktycznie miały miejsce, a ekipa filmowa miała zdecydowanie mocniejsze przeżycia podczas filmowania niż my możemy mieć podczas oglądania. Również dzięki pokazaniu kulisów kręcenia najmocniejszych scen, film wiele zyskuje. Zarówno na autentyczności, jak i na emocjonalności, a przy tym wszystkim staje się pozycją niezwykle ciekawą, zrealizowaną z wielkim rozmachem, ale przy tym niesamowicie autentyczną, fascynującą i niewymuszenie emocjonalną. To film definiujący znaczenie dobrze poprowadzonej narracji w filmie dokumentalnym. Prawdziwie dokumentalny szczyt.
"Free Solo"
reż. Jimmy Chin, Elizabeth Chai Vasarhelyi)