Rozpoznanie
Nie jest Komiksowa Warszawa moim ulubionym festiwalem. Niby duża impreza, a jednak nie sposób ocenić jej wielkości. W tym roku moje uczestnictwo w niej było niewielkie. Panele i autografy odeszły na dalszy plan. Błąkałem się między komiksowymi stoiskami, salą Amsterdam a trybunami. Na płycie głównej odbyło się wspólne malowanie Tytusa. Świetny pomysł. Warsztaty prowadzone przez Tomasza Samojlika i Piotra Nowackiego przyciągnęły tłumy dzieciaków. W międzyczasie Łukasz Kowalczuk podzielił się ze słuchaczami tym, jak opublikować komiks na Comixology. Chętnych do uzyskania takiej wiedzy było sporo. Następnie poprowadził on jeszcze „warsztaty z tworzenia Zina”. Po prostu człowiek orkiestra. Na chwilę przed rozpoczęciem festiwalu podano kilka nieciekawych informacji. Igor Baranko, twórca „Egipskich księżniczek” i „Maksyma Osy”, nie dostał wizy (ach ta Ukraina) na przylot do Polski. Attila Futaki – autor rysunków do „Pożeracza marzeń”, musiał odwołać swój przyjazd ze względów rodzinnych. Taki sam powód stał za nieobecnością Filipa Vidala, który miał opowiedzieć o tym, „jak powstają animacje w studio Dargaud”. Mam nadzieję, że francuskiemu twórcy animacji uda się kiedyś dotrzeć do Polski, ponieważ to spotkanie zapowiadało się nad wyraz interesująco.
Huppen na kanapie
Dotarł do Warszawy natomiast Hermann Huppen. Spotkanie z nim, jak przystało na największą gwiazdę festiwalu, odbyło się na kanapie literackiej umieszczonej na scenie głównej. Wydaje mi się, że była to strata dla słuchaczy, w szczególności dla fanów komiksowego medium. Być może taki krok pozwolił przedstawić wielkiego twórcę szerszej publiczności, ale tak naprawdę nie wiadomo, kto na trybunach zasiadł z ciekawości, z wiedzy, a kto po prostu spożywał śniadanie albo odpoczywał. Szmery dochodzące z płyty boiska, z trybun i strefy targowej nie pozwalały na komfortowe uczestnictwo w spotkaniu. Samo ono nie należało do najdłuższych. Co to jest 30 minut dla autora tej rangi? Prowadzący Jakub Syty zdążył zadać zaledwie kilka pytań. Poruszono m.in. temat braku nieskazitelnych bohaterów w jego pracach, zapytano o współpracę z jego synem i ze scenarzystą „Krwawych godów” – Jeanem Van Hammem. Wspomniane przeze mnie hałasy zaburzały odbiór spotkania. Szkoda, że nie odbyło się ono w przestronnej Sali Amsterdam. Zaraz po udzieleniu odpowiedzi na ostatnie pytanie Hermann udał się do strefy autografowej, a tam czekała już na niego kolejka 30 osób posiadających numerki uprawniające do otrzymania rysografu. Twórca „Wież Bois-Maury” wrysowywał swoich bohaterów w albumy fanów. Tym, którzy nie mieli szczęścia zdobyć szczęśliwego numerku, autor po prostu wpisał się do komiksów.
Autografy
A kto mógł zdobyć numerek? Przede wszystkim Ci, którzy zjawili się na festiwalu już w piątek i o 16.30 odwiedzili stoisko Wydawnictwa Komiksowego. Rozumiem decyzję Wojciecha Szota o wprowadzeniu numerków. Inaczej bajzel przy rozdawaniu autografów pewnie byłby taki jak zawsze. Jestem nawet w stanie zrozumieć wybranie piątku na dzień przydzielania numerków. W końcu spotkanie z Hermannem zaczynało się już w sobotę, chwilę po godzinie 10, a zaraz potem przypadał jego dyżur autografowy. Logistycznie pewnie nie byłoby jak tego rozwiązać. Z tego, co zaobserwowałem, cel został osiągnięty, nie było bałaganu. Szkoda tylko, że jedną z przyczyn takiej, a nie innej decyzji były mniej więcej tego typu słowa – w ten sposób premiuje się osoby przyjeżdżające na warszawski festiwal na dłużej – w domyśle są oni bowiem chyba większymi fanami. Nie miałem pojęcia, że w Polsce wprowadzono już kategoryzacje fanów na tych prawdziwych i tych mniej prawdziwych.
W kolejce do innych gwiazd festiwalu nie należało się legitymować numerkiem. Tony Sandoval, który odwiedził Polskę po raz kolejny (w naszym kraju był już tyle razy, że powinien dostać polskie obywatelstwo) chyba przez cały dzień rysował i rysował, a jego fanów ciągle przybywało. Rutu Modan wrysowywała przepiękne kolorowe ilustracje, ale rzadko tworzyła bohaterów swoich komiksów. Markus Färber, autor „Reprobusa”, tworzył niesamowite dzieła, które z pewnością będą ozdobą każdej kolekcji. Miło jest obserwować autorów przy pracy. Podziwiać ich kunszt na żywo. Nie dziwię się, że łowcy autografów stoją całymi dniami z komiksami w ręku po to, by przez kilka minut popatrzeć, jak powstaje małe arcydzieło zadedykowane właśnie im. Szkoda tylko, że ciągle w tych kolejkach stoją cwaniacy, którzy najchętniej by się multiplikowali, aby móc stać wszędzie na raz. Jako że nie posiadają takich mocy, używają innych. W pakiecie mają do dyspozycji „zaraz wrócę”, „ja tu stałem”, „oni zajęli mi kolejkę”…
Tintin
Tintin skończył 85 lat. Egmont nie mógł zrobić większej niespodzianki czytelnikom niż ponowne wydanie jego przygód w standardowej wersji, tj. w formacie A4. Trzy tomy miały swoją premierę w Warszawie („Pęknięte ucho”, „Czarna Wyspa” i „Berło Ottokara” to jedne z najlepszych albumów z całej serii). Tintinowi został więc poświęcony jeden z paneli. O „Fenomenie Tintina” dyskutowali Tomasz Kołodziejczak, Wojciech Birek, Jaub Demiańczuk, Raoul Delcorde i Franck Pezza. No cóż, dyskusją tego nazwać nie można, ponieważ spotkanie przypominało rywalizację na najdłuższą wypowiedź na temat Tintina. Ogółem nudy na pudy. Znamiona dyskusji miała tylko jedna wymiana zdań między Tomaszem Kołodziejczakiem a Jakubem Demiańczukiem. Panowie wygłaszali swoje laurkowe przemówienia aż skończył się czas.
Zapowiedzi
Panel miał się rozpocząć o dwunastej, ale okazało się, ze to błąd w programie. Na szczęście część uczestników przyszła do Sali Amsterdam w samo południe i tym samym pojawiła się sposobność porozmawiania z Tomaszem Kołodziejczakiem, który zdradził kilka planów Egmontu. A więc, w 2015 roku powróci Blueberry! Wydawnictwo planuje wydać czwarty tom zbiorczy z jego przygodami i dodrukować niedostępny już tom pierwszy. Być może, jeżeli seria się przyjmie, Egmont pokusi się o wydanie zbiorcze albumów 1–5, które ukazały się nakładem Ale Komiksu. Choć do tego daleka droga. Gdy tylko Marvano skończy prace nad swoją nową trylogią osadzoną w realiach II Wojny Światowej, Egmont ją wyda. Fani „Fantasy Komiks” niestety będą musieli pożegnać się z tym tytułem, choć Tomasz Kołodziejczak chce wydać do końca wszystkie najważniejsze rozpoczęte serie na łamach tego periodyku, w takiej samej formie edytorskiej. Wielbiciele Batmana za to będą mieć powody do zadowolenia. Na naszym rynku pojawi się jeszcze więcej komiksów z jego udziałem i, co najważniejsze, niezwiązanych wyłącznie z Nowym DC Comics. Jeżeli „All Star Western” sprzeda się na tyle dobrze, to Egmont pokusi się o wydanie solowych przygód Jonah Hexa. Tomasz Kołodziejczak nie ukrywa, że jest wielkim fanem tego bohatera. Wydawnictwo nie szykuje natomiast żadnego komiksu z okazji przyjazdu Andreasa do Łodzi. Chce wydać trzeci zbiorczy tom „ARQ”, ale jeszcze nie wie, w jakiej formie (jeżeli 18. tom serii pojawi się za 2–3 lata, to Egmont nie będzie czekał, tylko opublikuje w trzeciej zbiorówce albumy 13–15, a potem wyda pozostałe odcinki). Redaktor naczelny KŚK nie zaprzeczył ani nie potwierdził dodruku „Cromwella Stone”. Wieści z innych obozów: drugi tom „Parkera” od Taurusa za pół roku, pod warunkiem, że dobrze się sprzeda. Mucha będzie wydawała Marvela w postaci one-shotów takich jak „Logan”. Na pewno nie ma zamiaru sięgać po „Spawna”.
Ogólne wrażenie
Dobre. Pojawiły się stoiska z komiksami amerykańskimi (Atom Comics, Geek Zone). W ramach Polskiego Dnia Darmowego Komiksu przygotowano dwie ciekawe publikacje. Świetną „Sagę o Atlasie i Axisie” autorstwa Pau i ciężką „Drogę na molo w Wigan” Joego Sacco. Oba komiksy wysokiej jakości w przeciwieństwie do poprzednich tego typu komiksowo warszawskich publikacji. Miło, że „Saga o Atlasie i Axisie” zagości na naszym rynku już jesienią. Dzieciaki powinny pokochać ten komiks. Dobrze w tym roku został przygotowany program czy też katalog festiwalowy. Niezwykle przejrzysty i ciekawie złożony cieszył oko. Na festiwalu miała premierę jeszcze jedna darmowa publikacja. Magazyn o komiksie i popkulturze „Smash” to coś, czego brakuje na polskim rynku komiksowym. Na razie to początki i choć mam wrażenie, że forma przerasta treść, to liczę na to, że magazyn będzie ukazywał się częściej niż tylko przy okazji dużych festiwali (bo tych w Polsce mamy zaledwie dwa).
Piąta edycja Komiksowej Warszawy za nami. Ciągle nie wiem, czy jest to festiwal komiksowy z prawdziwego zdarzenia, czy część Warszawskich Targów Książki, która wywalczyła sobie albo została skazana niejako na odrębność. Niby blisko kultury, bo przecież ponad sto wystawców prezentuje swoje książki, a jednak nie na tyle blisko, by sąsiadować z nimi na tym samym piętrze.