Wyszukiwanie

:

Treść strony

Teksty literackie

Wiersze

Autor tekstu: Tomasz Kościkiewicz
Ilustracja: Tomasz Kościkiewicz
10.07.2021

Gonzo

 

W nocy walijskie podziemie rozrzuciło różowe goździki.

 

Nie dowieźli czerwonych, bo występują chwilowe problemy z łańcuchem dostaw.

Samochody chłodnie utknęły na granicy walijsko – angielskiej i czekają na listy żelazne.

 

Strony przesiąknęły jaśminem i różami red romance z ogrodu sąsiadki.

 

Ze szczęścia można wykitować.

 

Urządzamy domowe getto – od furtki do płotu.

 

Nie wolno podawać ręki na powitanie, ale można stąd uciec do Krainy Ergetz, wdrapać się na mury

Niniwy, Babilonu i Persepolis.

 

Ivri onochi. I am black. I am like a panda. Let it be, bo John Lennon nie był hipisem,

A George Harrison nie wierzył w Krisznę.

 

Po raz tysięczny zakochałem się w Emily Bronte, Emily Dickinson i napisałem listy z przeprosinami do

Lorda Byrona, Williama Faulknera i Daniela Defoe.

 

Tylko kotka, którą nazywamy Kit-Kota, Kotanga, Kotabella, Kota San, Kota Łata dalej szlaja się ze

Swoim wykastrowanym chłopakiem zagryzając młode wróble i smoki.

 

 

 

Brzozy Victorii

 

Zdumiewające podobieństwo tego szpaleru brzóz

do pewnego miejsca na wschodzie powoduje

lekkie ukłucie i swędzenie w okolicach nosa.

 

Poskramianie sentymentalizmu

stało się ostatnio poważnym elementem rozkładu dnia,

szczególnie gdy ktoś delikatnie daje do zrozumienia, żeby trzymać ryj na kłódkę.

 

Celtyckie wzgórza, polskojęzyczne brzozy, prezbiteriańskie zbory,

normańskie zamki, rzymskie twierdze, afrykańskie stokrotki,

świątynie hinduskie, islamskie meczety, irlandzkie kościoły katolickie,

kluby dla gejów, ścieżki rowerowe, chińskie knajpki, kurdyjskie kebab-shopy,

sikhijskie kolorowe turbany...

 

Może rzeczywiście tym się zająć,

wziąć udział w marszu Black Lives Matter,

pojechać do Dublina na Bloomsday,

kupić wydanie wszystkich powieści Orwella?

Chociaż może jeszcze nie w tym roku.

 

Może nawet pójść w ślady Becketta i zostać kimkolwiek,

zacząć pisać po francusku, byle przestać być Polakiem?

 

Poeta z dalekiego miasta pisze, żeby czytać między wersami,

może jeszcze liczyć kropki i przecinki, tonować wstyd,

żeby nie przeżarł do kości, żeby nie wypalił na popiół, nie oślepił.

 

Brzozy Victorii pylą w tym roku obficiej niż zwykle,

szyby aut pokrywa niezliczona ilość kropelek lepkiej cieczy,

a grupa Somalijczyków patrzy z zainteresowaniem na te dziwne drzewa,

o białej korze, popękanej jak historia, której nie da się opowiedzieć w innym języku.

 

 

 

Błękitny Anioł

 

Patrzę na bycze karki, obojętnie jak Marlene Dietrich na spocone twarze

mężów tłoczących się w tingel tanglu, żeby z bliska zobaczyć jej uda.

W pewnym sensie, to skomplikowane, bo prześladują mnie osoby,

Które nieproszone zostawiają mi na nocnym stoliku wizytówki:

Całkiem niedawno zaanonsowali się de Tocqueville, Thoureau i Gandhi.

Dlatego w celach terapeutycznych odwiedzam Madame Berthę Moristot,

Fiołki posiadają właściwości terapeutyczne, podobnie jak smyczki z Unforgettable.

Od czasu, do czasu widujemy Beatę Beatrix i deklamującego wiersze Rossetiego,

Och ta mgiełka dookoła tych dwojga, jak z najlepszego atomizera z Amazona,

wypełnionego olejkami eterycznymi za dwanaście funtów fiolka!

 

 

 

Starsza Pani z Herefordshire opowiada mi o swoim polskim chłopaku z 1940 roku

 

Kto to widział, żeby całować kobietę w rękę?

A może był tylko snem, który rozmył się nad ranem, zostawiając

niepokojący zapach lawendowej wody po goleniu na poduszce?

Od tamtej pory każdy Polak kojarzy mi się z lawendą, dziwnymi

manierami i umiejętnością porozumiewania się bez słów.

Zresztą, powiem ci w zaufaniu, że język służył do innych rzeczy, niż

strzępienie go na uprzejme pogawędki w towarzystwie ciotek przy

herbacie i komentowanie zaskakujących postępów Pana Hitlera.

Nie, to nie mogło się udać, zresztą nikt na to nie liczył.

Później przyszli Amerykanie, ale żaden z nich nie pachniał lawendą.

 

 

 

***

 

W hotelowej windzie cuchnie spoconym knurem i marychą.

Do czwartego piętra albo zwymiotujesz, albo będziesz na haju.

Krzyki i głośne śmiechy na parkingu, tylko potęgują groteskę.

Dziewczyna, do połowy wychylona z okna taksówki krzyczy coś o wolnej miłości i niezapłaconym

czynszu.

Nic z tego nie wynika, bo ludzie i tak myślą, że to wariatka.

Ktoś mówi: „To przez te huragany, że ciśnienie, że coś wysysa tlen z powietrza i ludzie głupieją”.

Wyposzczone stada Daffyddów i Bethan biegają od pubu do pubu oznajmiając światu, że wyszli z

domowego aresztu.

Akurat w tej właśnie chwili, ktoś przejeżdża, z auta wydobywa się melodia i cała ulica zaczyna

śpiewać:

"Welcome to the house of fun".

 

 

Newport 2020

 

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry